"Wszyscy na nich zarabiają". Antoni Pawlicki w mocnych słowach o sytuacji na granicy
redakcja naTemat
02 listopada 2021, 11:38·2 minuty czytania
Publikacja artykułu: 02 listopada 2021, 11:38
Nie tylko politycy i aktywiści mówią o sytuacji na granicy polsko-białoruskiej. Głos zabierają również celebryci. Tym razem do sprawy odniósł się aktor Antoni Pawlicki.
Reklama.
"Kim są Ci ludzie? Dlaczego tu są? Dlaczego nie idą na legalne przejście graniczne? Czy to prawda, że zapłacili, by tu przyjechać?" – zaczął Pawlicki i dodał, że "widzi po komentarzach, że wielu nie rozumie, co Ci ludzie robią w takiej ilości na naszej granicy i dlaczego przekraczają ją nielegalnie".
Aktor wyjaśnił, że to migranci z różnych części świata i krajów dotkniętych wojną, terroryzmem, totalitaryzmem i biedą, a na polsko-białoruskiej granicy znaleźli się przez "reżim Łukaszenki", który to "wspomógł zorganizowanie masowego przerzutu migrantów na polską granicę".
"Uruchomione zostały siatki przemytników, biur podróży organizujące wycieczki w jedną stronę. Linie lotnicze dostosowały loty. Ci ludzie w ogromnej większości płacą od 1,5 tys. do 2,5 tys. dolarów od osoby, żeby dostać się na polską granicę. Wszyscy na nich zarabiają. Obiecuje się im, że czeka ich krótki spacer przez las i już będą w Europie" – napisał Antoni Pawlicki.
Dodał, że większość z nich chce dostać się do Niemiec, wojsko białoruskie bije ich, gdy chcą zawrócić i nie mają pieniędzy, by poprawić swoją sytuację. "Często sprzedali resztkę swojego dobytku. Albo wiedzą, że nie mają gdzie wracać, bo tam kula w łeb... Więc będą starali się przedostać przez polskie lasy, aż w nich padną. Umrą z głodu, zimna wycieńczenia. Mężczyźni, kobiety i dzieci..." – podsumował aktor.
We wcześniejszym wpisie aktor przyznał, że "zatrwożony relacjami", jakie docierały z Fundacji Ocalenie, Rodziny bez granic i Medycy na granicy postanowił razem z przyjaciółmi pojechać na miejsce. "Kupiliśmy tyle, ile zmieściło się w samochodzie i pojechaliśmy najpierw do Michałowa" – pisał aktor.