Grafika autorstwa Shelby'ego White'a, wykonana przez niego po jednej z prezydenckich debat, szybko stała się hitem internetu.
Grafika autorstwa Shelby'ego White'a, wykonana przez niego po jednej z prezydenckich debat, szybko stała się hitem internetu. Printscreen ze strony Huffingtonpost.com

To, kto przez najbliższe cztery lata stać będzie na czele światowego mocarstwa, interesuje ludzi praktycznie we wszystkich zakątkach Ziemi. Choć wybory w USA z zapartym tchem śledzi też wielu Polaków, eksperci nie pozostawiają złudzeń: wynik dzisiejszego głosowania nie będzie miał dużego znaczenia dla interesów Polski.

REKLAMA
– Umówmy się, nie jesteśmy centrum Wszechświata – mówi mi amerykanista z Uniwersytetu Warszawskiego, prof. Zbigniew Lewicki, kiedy pytam go o Polskę w kontekście wyborów w USA. – Nasz kraj nie jest obecnie obiektem zainteresowania amerykańskiej polityki. To zresztą bardzo dobrze, bo oznacza, że nie dzieje się u nas źle, nie mają miejsca żadne lokalne kryzysy, ani napięcia – ocenia ekspert.
Marek Ostrowski
"Polityka"

Henry Kissinger, z którym robiłem dla “Polityki” wywiad kilka miesięcy temu, powiedział mi otwarcie, że nie ważne, co kandydaci mówią o Rosji i Europie Wschodniej w kampanii wyborczej. Niestety, kiedy przyjdzie co do czego i pojawią się jakiekolwiek zadrażnienia w stosunkach z Rosją, amerykańską opinię publiczną będzie trzeba uspokoić i udowodnić, że prezydent nie pójdzie z Rosjanami na udry.


Lewickiego w pełni popiera prof. Bohdan Szklarski, politolog z UW. – Gdyby międzynarodowa sytuacja Polski była niestabilna, to co innego. Ale w tej chwili nie ma żadnych powodów, dla których Ameryka musiałaby się nami szczególnie interesować. Dlatego należy się spodziewać raczej rutynowych działań, prowadzonych na szczeblu urzędników Departamentu Stanu i dyplomatów. Ewentualna zmiana gospodarza w Białym Domu niczego w kwestii relacji polsko-amerykańskich nie zmieni – ocenia politolog.
“Nie bądźmy naiwni”
Czy w takim razie rzeczywiście wybory w USA nie mają dla polskiej racji stanu żadnego znaczenia? Nie wszyscy zgadzają się z takim stwierdzeniem. Grzegorz Kostrzewa-Zorbas w rozmowie z naTemat.pl stwierdził, że ewentualny sukces Romneya może oznaczać powrót do koncepcji realizacji w Polsce elementów tarczy antyrakietowej.
– Romney napina tylko muskuły – ripostuje jednak prof. Szklarski. Jego zdaniem republikański prezydent, tak jak Obama, z pewnością będzie chciał uniknąć napięć w stosunkach z Rosją, więc nie zdecyduje się na rozwój programu tarczy.
prof. Bohdan Szklarski
politolog z UW

Gdyby międzynarodowa sytuacja Polski była niestabilna, to co innego. Ale w tej chwili nie ma żadnych powodów, dla których Ameryka musiałaby się nami szczególnie interesować.


– Henry Kissinger, z którym robiłem dla “Polityki” wywiad kilka miesięcy temu, powiedział mi otwarcie, że nie ważne, co kandydaci mówią o Rosji i Europie Wschodniej w kampanii wyborczej. Niestety, kiedy przyjdzie co do czego i pojawią się jakiekolwiek zadrażnienia w stosunkach z Rosją, amerykańską opinię publiczną będzie trzeba uspokoić i udowodnić, że prezydent nie pójdzie z Rosjanami na udry – mówi Marek Ostrowski, ekspert od spraw zagranicznych w “Polityce”. – Nie bądźmy naiwni – podsumowuje.
Wszystko wskazuje więc na to, że rozpoczęty za Busha program tarczy antyrakietowej, zarzucony przez Obamę, nie ma szans na realizację. Janusz Reiter, dyplomata i prezes Centrum Stosunków Międzynarodowych w Warszawie twierdzi jednak, że nie mamy czego żałować, bo z punktu widzenia polskich interesów powrót do Bushowskiej koncepcji tarczy nie jest korzystny. – Zdecydowanie bardziej podoba mi się kierunek, w jakim program tarczy antyrakietowej prowadzi Barack Obama. Jest on oparty na szerszym, międzynarodowym porozumieniu, a nie tylko na umowie polsko-amerykańskiej – ocenia Reiter.
Jeśli nie rakiety, to może chociaż wizy?
Skoro w kwestiach geopolitycznych wybory w USA są dla Polaków bez znaczenia, to może chociaż kandydaci różnią się między sobą w bardziej przyziemnych sprawach, które mogą nas interesować, jak np. zniesienie wiz? – Takimi sprawami nie zajmuje się Biały Dom, tylko Kongres. Obama zrobił już co mógł w tej kwestii, inicjując pewne działania, ale teraz sprawy toczą się już swoim biegiem i żaden prezydent – ani Obama, ani Romney, nie mają wpływu na to, czy i kiedy wizy zostaną zniesione – twierdzi prof. Bohdan Szklarski.
Prof. Lewicki wrzuca natomiast w sprawie wiz kamyczek do ogródka samych Polaków, twierdząc, że trwanie w USA obowiązku wizowego to przede wszystkim wina nas samych. – Ciągłe upominanie się o wizy to hańba dla polskiego rządu, bo problemem nie są amerykańskie władze, tylko polscy oszuści – kwituje profesor.
Różnice raczej symboliczne
Czy rzeczywiście można więc powiedzieć, że wynik amerykańskich wyborów jest dla Polski bez znaczenia? – Większych różnic między kandydatami nie ma, choć Romney, przynajmniej na poziomie werbalnym, stara się zaznaczać swoje ostrzejsze stanowisko wobec Iranu, Chin, a także Rosji. To może mieć też pewne znaczenie w kontekście naszego kraju – mówi Marek Ostrowski.
Inni eksperci również twierdzą, że elekcja Romneya może sprawić, że problemom Europy i Polski Ameryka poświęcać będzie więcej uwagi. – O ile Obama skupia się raczej na Azji i Pacyfiku, Romney uważniej przygląda się Europie – mówi prof. Lewicki. – Jego elekcja daje szansę na zmianę stylu amerykańskiej polityki zagranicznej i jej wrażliwości na interesy sojuszników, także tych mniejszych. Obama nie wykazał się taką wrażliwością – ocenia Janusz Reiter.
Dyplomata dodaje jednak, że i sami Polacy muszą na nowo przemyśleć, czy są zdecydowani na globalną współpracę międzynarodową z Amerykanami. Jak wskazuje bowiem doświadczenie ostatnich lat, dotychczasowe próby takiej współpracy są w Polsce oceniane jako porażka. Dotyczy to zarówno naszej obecności w Iraku i Afganistanie, jak i wspólnych z Amerykanami działań na rzecz wspierania ruchów demokratycznych w krajach rządzonych przez autorytarne reżimy.
Słoń, a sprawa polska
– Fakt, że tak uważnie śledzimy amerykańską kampanię w poszukiwaniu “polskich wątków”, że tak skrupulatnie odnotowujemy to, iż w przemówieniu któregoś kandydata padło słowa “Polska”, świadczy trochę o naszych narodowych kompleksach – mówi Marek Ostrowski. – Mam wrażenie, że ostateczny wybór któregoś z kandydatów będzie miał większe wrażenie dla naszej narodowej psyche, niż dla realnych interesów Polski – podsumowuje dziennikarz.