To, kto przez najbliższe cztery lata stać będzie na czele światowego mocarstwa, interesuje ludzi praktycznie we wszystkich zakątkach Ziemi. Choć wybory w USA z zapartym tchem śledzi też wielu Polaków, eksperci nie pozostawiają złudzeń: wynik dzisiejszego głosowania nie będzie miał dużego znaczenia dla interesów Polski.
– Umówmy się, nie jesteśmy centrum Wszechświata – mówi mi amerykanista z Uniwersytetu Warszawskiego, prof. Zbigniew Lewicki, kiedy pytam go o Polskę w kontekście wyborów w USA. – Nasz kraj nie jest obecnie obiektem zainteresowania amerykańskiej polityki. To zresztą bardzo dobrze, bo oznacza, że nie dzieje się u nas źle, nie mają miejsca żadne lokalne kryzysy, ani napięcia – ocenia ekspert.
Lewickiego w pełni popiera prof. Bohdan Szklarski, politolog z UW. – Gdyby międzynarodowa sytuacja Polski była niestabilna, to co innego. Ale w tej chwili nie ma żadnych powodów, dla których Ameryka musiałaby się nami szczególnie interesować. Dlatego należy się spodziewać raczej rutynowych działań, prowadzonych na szczeblu urzędników Departamentu Stanu i dyplomatów. Ewentualna zmiana gospodarza w Białym Domu niczego w kwestii relacji polsko-amerykańskich nie zmieni – ocenia politolog.
“Nie bądźmy naiwni”
Czy w takim razie rzeczywiście wybory w USA nie mają dla polskiej racji stanu żadnego znaczenia? Nie wszyscy zgadzają się z takim stwierdzeniem. Grzegorz Kostrzewa-Zorbas w rozmowie z naTemat.pl stwierdził, że ewentualny sukces Romneya może oznaczać powrót do koncepcji realizacji w Polsce elementów tarczy antyrakietowej.
– Romney napina tylko muskuły – ripostuje jednak prof. Szklarski. Jego zdaniem republikański prezydent, tak jak Obama, z pewnością będzie chciał uniknąć napięć w stosunkach z Rosją, więc nie zdecyduje się na rozwój programu tarczy.
– Henry Kissinger, z którym robiłem dla “Polityki” wywiad kilka miesięcy temu, powiedział mi otwarcie, że nie ważne, co kandydaci mówią o Rosji i Europie Wschodniej w kampanii wyborczej. Niestety, kiedy przyjdzie co do czego i pojawią się jakiekolwiek zadrażnienia w stosunkach z Rosją, amerykańską opinię publiczną będzie trzeba uspokoić i udowodnić, że prezydent nie pójdzie z Rosjanami na udry – mówi Marek Ostrowski, ekspert od spraw zagranicznych w “Polityce”. – Nie bądźmy naiwni – podsumowuje.
Wszystko wskazuje więc na to, że rozpoczęty za Busha program tarczy antyrakietowej, zarzucony przez Obamę, nie ma szans na realizację. Janusz Reiter, dyplomata i prezes Centrum Stosunków Międzynarodowych w Warszawie twierdzi jednak, że nie mamy czego żałować, bo z punktu widzenia polskich interesów powrót do Bushowskiej koncepcji tarczy nie jest korzystny. – Zdecydowanie bardziej podoba mi się kierunek, w jakim program tarczy antyrakietowej prowadzi Barack Obama. Jest on oparty na szerszym, międzynarodowym porozumieniu, a nie tylko na umowie polsko-amerykańskiej – ocenia Reiter.
Jeśli nie rakiety, to może chociaż wizy?
Skoro w kwestiach geopolitycznych wybory w USA są dla Polaków bez znaczenia, to może chociaż kandydaci różnią się między sobą w bardziej przyziemnych sprawach, które mogą nas interesować, jak np. zniesienie wiz? – Takimi sprawami nie zajmuje się Biały Dom, tylko Kongres. Obama zrobił już co mógł w tej kwestii, inicjując pewne działania, ale teraz sprawy toczą się już swoim biegiem i żaden prezydent – ani Obama, ani Romney, nie mają wpływu na to, czy i kiedy wizy zostaną zniesione – twierdzi prof. Bohdan Szklarski.
Prof. Lewicki wrzuca natomiast w sprawie wiz kamyczek do ogródka samych Polaków, twierdząc, że trwanie w USA obowiązku wizowego to przede wszystkim wina nas samych. – Ciągłe upominanie się o wizy to hańba dla polskiego rządu, bo problemem nie są amerykańskie władze, tylko polscy oszuści – kwituje profesor.
Różnice raczej symboliczne
Czy rzeczywiście można więc powiedzieć, że wynik amerykańskich wyborów jest dla Polski bez znaczenia? – Większych różnic między kandydatami nie ma, choć Romney, przynajmniej na poziomie werbalnym, stara się zaznaczać swoje ostrzejsze stanowisko wobec Iranu, Chin, a także Rosji. To może mieć też pewne znaczenie w kontekście naszego kraju – mówi Marek Ostrowski.
Inni eksperci również twierdzą, że elekcja Romneya może sprawić, że problemom Europy i Polski Ameryka poświęcać będzie więcej uwagi. – O ile Obama skupia się raczej na Azji i Pacyfiku, Romney uważniej przygląda się Europie – mówi prof. Lewicki. – Jego elekcja daje szansę na zmianę stylu amerykańskiej polityki zagranicznej i jej wrażliwości na interesy sojuszników, także tych mniejszych. Obama nie wykazał się taką wrażliwością – ocenia Janusz Reiter.
Dyplomata dodaje jednak, że i sami Polacy muszą na nowo przemyśleć, czy są zdecydowani na globalną współpracę międzynarodową z Amerykanami. Jak wskazuje bowiem doświadczenie ostatnich lat, dotychczasowe próby takiej współpracy są w Polsce oceniane jako porażka. Dotyczy to zarówno naszej obecności w Iraku i Afganistanie, jak i wspólnych z Amerykanami działań na rzecz wspierania ruchów demokratycznych w krajach rządzonych przez autorytarne reżimy.
Słoń, a sprawa polska
– Fakt, że tak uważnie śledzimy amerykańską kampanię w poszukiwaniu “polskich wątków”, że tak skrupulatnie odnotowujemy to, iż w przemówieniu któregoś kandydata padło słowa “Polska”, świadczy trochę o naszych narodowych kompleksach – mówi Marek Ostrowski. – Mam wrażenie, że ostateczny wybór któregoś z kandydatów będzie miał większe wrażenie dla naszej narodowej psyche, niż dla realnych interesów Polski – podsumowuje dziennikarz.
Henry Kissinger, z którym robiłem dla “Polityki” wywiad kilka miesięcy temu, powiedział mi otwarcie, że nie ważne, co kandydaci mówią o Rosji i Europie Wschodniej w kampanii wyborczej. Niestety, kiedy przyjdzie co do czego i pojawią się jakiekolwiek zadrażnienia w stosunkach z Rosją, amerykańską opinię publiczną będzie trzeba uspokoić i udowodnić, że prezydent nie pójdzie z Rosjanami na udry.
prof. Bohdan Szklarski
politolog z UW
Gdyby międzynarodowa sytuacja Polski była niestabilna, to co innego. Ale w tej chwili nie ma żadnych powodów, dla których Ameryka musiałaby się nami szczególnie interesować.