Telewizja Publiczna jaka jest każdy widzi. Targana awanturami politycznymi, słabymi produkcjami i problemami finansowymi jest idealnym chłopcem do bicia. Tymczasem zapominamy, że w czasach PRL-u mieliśmy naprawdę dobrą telewizję. Inteligentną, zabawną i kulturalną. W przeddzień nowego etapu cyfryzacji szklanych odbiorników przypominamy dwie kobiety, które przez lata były wielkimi gwiazdami TVP.
Prawdziwa gwiazda telewizji czasów PRL. Widzowie uwielbiali jej nienaganną dykcję oraz kulturę osobistą, a inne prezenterki próbowały jej dorównać. Swoją karierę w telewizji zaczęła pod koniec lat 60. w łódzkim oddziale. Szybko dostrzeżono jej nietuzinkową, komentowaną do dziś urodę i sprowadzono do warszawskiej centrali. Tam rozpoczęła się jej dobra passa, która trwała z przerwą do 2002 roku. Jako jedyna z tzw. „starej gwardii” prezenterów przetrwała zmiany systemowe i kolejnych prezesów telewizji bez szwanku. – W TVP nazywaliśmy ją „niezniszczalną”. Wszyscy ją podziwiali, była prawdziwym tytanem pracy – mówi mi osoba kiedyś blisko współpracująca z Wander.
Droga gwiazdy TVP w poprzedniej epoce nie była łatwa. Mimo że Wander w Warszawie miała wyśmienite grono współpracowników: Bożenę Walter, Jana Suzina i Edytę Wojtczak, nie mogła liczyć na specjalne względy. Jak sama wielokrotnie zapewniała, jej gaża spikerki nie przewyższała średniej krajowej. W porównaniu z dzisiejszymi zarobkami prezenterów wydaje się to totalną abstrakcją. Co więcej – po pracy, która kończyła się zwykle koło 1-2 w nocy Wander była odwożona do domu służbową nyską. – Kiedy byłam w ciąży, mocno trzymałam brzuch, tak strasznie w niej trzęsło – mówiła w rozmowie z „Super Expressem”.
Sama malowała się, ubierała, nie miała specjalistów od wizerunku i PR-u. Nienaganny styl, uśmiech, elokwencja i polot są świadectwem jej pełnego profesjonalizmu, który wypracowywała długimi latami. Często kosztem czegoś, na przykład miłości. Wiele lat temu poznała kapitana jachtowego Krzysztofa Baranowskiego, w którym szybko zakochała się. Jednak specyfika pracy zarówno prezenterki, jak i żeglarza oraz dorastające dzieci z poprzednich związków nie ułatwiały spokojnego, wspólnego życia. To nadeszło dopiero w 2000 roku, po dziesięciu latach znajomości. Od tej pory są nierozłączni.
Swoją pracę przerwała nagle w 2002 roku. W wywiadach tłumaczyła, że nie odpowiadał jej ani ówczesny szef TVP Robert Kwiatkowski, ani ścieżka, którą zaczęła podążać telewizja publiczna. Pęd za informacją, często sensacyjną, ciągłe zmiany personalne i zawirowania mające podłoże polityczne zniechęciły ją do dalszego współtworzenia TVP.
„Loska jest boska!” – głosi popularne w TVP powiedzenie. Trudno nie przyznać mu racji, Krystyna Loska swoją boskość udowodniła wielokrotnie. Zaczęła już w latach 50., gdy tylko pojawiła się w telewizji. Jej kariera w TVP nie była taka oczywista – słynna prezenterka bardzo chciała zdawać na studia teatralne, jednak jej ojciec jasno wyraził się co sądzi o pracy na deskach teatru i zachęcił ją do kariery na wizji.
Szybko załapała bakcyla. Jej legendarny uśmiech nie tylko nadawał cenzurowanej telewizji bardziej ludzką twarz, podobno spikerka przynosiła też szczęście polskim sportowcom – jej zapowiedzi przed występami piłkarzy miały zwiastować sukces reprezentacji. Sport przyniósł szczęście także jej: w postaci działacza piłkarskiego Henryka Loski, który został jej mężem.
Słynęła z tego, że potrafiła z pamięci przedstawić telewidzom program telewizyjny, a jej często zabawne komentarze cieszyły się taką popularnością, że zapraszano prezenterkę do udziału w filmach komediowych. Zawsze w roli swojego życia – spikerki.
W latach 70. „na Loskę” czesała się połowa Polek, mężczyźni spekulowali jakie nogi ma prezenterka (ujęcia kamer były zwykle od pasa w górę), a jej ubrania szeroko komentowano. Oczywiście za szyk i klasę – w końcu stroje spikerki szyła krawcowa z rodzinnego Śląska, przedwojenna współpracowniczka Diora.
W lipcu tego roku, gdy kończyła 75. urodziny zawitała do studia TVN24. Po rozmowie o swojej pracy na wizji Loska z wdziękiem i jak zwykle wyśmienitą dykcją zapowiedziała popołudniowe wydanie „Faktów”: – W jutrzejszych "Faktach" będziecie państwo mogli usłyszeć o wszystkim tym, o czym rano, w południe i po południu przeczytacie na tym właśnie pasku – usłyszeli widzowie.
Spikerka w typowy dla siebie celny i zabawny sposób przedstawiła mechanizmy serwisów informacyjnych. Ta bezpośredniość zapewniła jej stałe miejsce w sercach widzów mimo że Loska wycofała się z regularnej pracy prawie 20 lat temu, w 1994 roku. Nie pozostawiła swoich wielbicieli samych wprowadzając na ekrany swoją córkę, Grażynę Torbicką. Ta jako jedna z niewielu zdaje się w pełni rozumieć na czym polega zawód prezenterki: nie goni za sensacją, nie stara się na siłę rozśmieszać widzów, lecz kulturalnie przeprowadzić przez program lub galę, które często prowadzi. Klasę wyssała z mlekiem matki.
Loska wraz z Bogumiłą Wander powróciły wiosną na ekrany telewizorów. Tym razem legendy TVP zaprezentowały perły z archiwów telewizji publicznej. Wczytując się w historie dawnych twarzy telewizji można być pewnym, że było z czego wybierać.
– Pani Krystyna Loska jest osobą wyjątkową: niesamowicie ciepłą, roztaczającą urok osobisty. Praca z nią była prawdziwą przyjemnością – mówi Monika Dąbrowska, która pracowała ze spikerką przy programie „Archiwizja”. Dodaje: – Zarówno pani Wander i pani Torbicka są w pełni profesjonalne, ich klasa jest niepodważalna.