Wystarczy pójść na wieczorny seans do kina, żeby zderzyć się ze ścianą buractwa i chamstwa. I to wcale nie takiego z premedytacją. "Kinomaniacy" często nie zdają sobie nawet sprawy, że swoim zachowaniem irytują oraz przeszkadzają innym. A irytują. Głośne jedzenie, dyskutowanie, śmianie w nieodpowiednich momentach, rozmawianie przez telefon, a nawet picie piwa, bekanie i rzucanie popcornem. To może zepsuć nawet najlepszy seans. – Samo zapłacenie za bilet nie daje nikomu prawa do całkowitej samowolki – mówi ekspert ds. savoir-vivre'u, Stanisław Krajski.
Weekendowy wieczór to idealna pora na wyjście do kina. Z takiego założenia wychodzą miliony ludzi. Wśród nich ja i moi znajomi. Sobota, godzina 20.00, jedno z większych sieciowych kin. Padło na "Paranormal Activity 4" – wybór tragiczny nie tylko ze względu na zachowanie ludzi, ale i samą produkcję.
Mniejsza jednak o to. Seans zepsuło buractwo i chamstwo "kinomaniaków". Tylko tak można nazwać to, co niektórzy wyprawiają w kinie. I nie był to wyjątek, bo sięgając pamięcią wstecz z łatwością przywołuję podobne historie. Problem potwierdzają znajomi, z którymi wybrałem się do kina oraz redakcyjni koledzy i koleżanki.
Chamstwo goni chamstwo
Półtoragodzinny seans urozmaicała m.in. grupa nastolatków (na oko 15-16 lat), która raczyła innych swoimi dialogami – delikatnie mówiąc – nie najwyższych lotów. Oprócz filmu, dało się słyszeć, że "o, oni teraz będą się bzykać, nieźle", albo "ee frajerka, nie chce pokazać mu cycków".
To tylko cytaty pierwsze z brzegu. Wszystko oczywiście w akompaniamencie głośnych dyskusji dotyczących tego, co właśnie dzieje się na ekranie. "Ooo patrz, zaraz coś wyskoczy", "ej ,uważaj, teraz będzie nieźle", ewentualnie tuż po jakże dramatycznej scenie "o kur** widziałeś?!".
Można by pomyśleć, że to przykry wyjątek, ale dwa rzędy niżej grupka już nieco starszych chłopaków bawiła się w najlepsze. Ja rozumiem, że film słaby i horroru nie było w nim za wiele, ale donośnie śmianie się rozprasza nawet na komedii, a co dopiero na filmie grozy, gdzie przydałby się odpowiedni klimat. Przynajmniej minimalny. Żeby było weselej, co chwilę dało się słyszeć między nimi "ej ciszej już", co widocznie było dla nich wyjątkowo śmieszne.
Myślałem, że już nic mnie nie zaskoczy, ale długo nie trzeba było czekać. W temacie kinowego chamstwa nie mogło oczywiście zabraknąć niekwestionowanego numeru jeden: jedzenia popcornu. I oto jest. Grubszy jegomość z z partnerką i dwoma kartonami, w których zmieściłoby się tyle kukurydzy ile mi starczyłoby na trzy filmy, już od samego początku rozpoczynają konsumpcję.
Litości, umiaru
Ja – i pewnie każdy w kinie – rozumiem, że przy filmie fajnie zjeść i popić. Sam z przyjemnością stosuję się do tej zasady, ale niektórzy najwyraźniej nie znają umiaru. Chrup-chrup-mlask-mlask. I tak przez półtorej godziny. Gdy karton z popcornem opróżnił się do połowy zaczęło się najlepsze. Miałem wrażenie, że "kinomaniak" sięgając po popcorn szorował paznokciami po kartonie. Gdy już złapał garść kukurydzy scenariusz się powtarzał. Tym razem do góry.
Z czasem oczywiście przyszedł czas na "niesamowity żart" pt. rzućmy popcornem w kogoś przed nami. O ironio, trafili w grupkę opisanych wcześniej zaśmiewających się chłopaków. To poskutkowało wybuchem… głośnego śmiechu. Parka rzucała też chyba pod siebie, bo wychodząc z sali ich siedzenia wyglądały jakby wysypali na nie połowę kartonu. Poważnie.
To tylko przykład z jednego seansu, ale wymieniać można w nieskończoność: rozmawianie przez telefon, bawienie się nim, hałasowanie opakowaniami od jedzenia, przeciskanie się w trakcie seansu, głośne komentowanie filmu, a nawet picie alkoholu.
Mistrzowie humoru
Niewiele lepiej było też na jakiejś komedii, gdzie ktoś z "fenomenalnym" poczuciem humoru zaśmiewał się w najlepsze przez cały film. Naprawdę przez cały. Również w tych wcale nieśmiesznych momentach. Kto nie miał z kimś takim do czynienia, niech uwierzy na słowo – irytujące. Redakcyjna koleżanka wspomina także sytuację, kiedy jeden z widzów czuł usilną potrzebę wyjaśniania swojemu koledze tego, co właśnie dzieje się na ekranie. Tak w razie, gdyby tamten tego nie zrozumiał lub nie zauważył. Dobre "pole do popisu" mają także widzowie podczas nocnych maratonów filmowych. Kilka godzin na sali często umilają sobie kilkoma piwami. I nie byłoby w tym może nic mocno oburzającego, gdyby procenty nie zaczynały uderzać do głowy. O ciszy i kulturze można wtedy już zapomnieć.
Również w internecie długo nie trzeb szukać podobnych historii:
W tym całym oburzeniu nie chodzi wcale o zakazanie wszystkiego. Kino to przecież rozrywka, nie ma sensu robić z tego teatru czy opery. Istotne jednak, żeby we wszystkim znaleźć umiar i choć odrobinę kultury osobistej oraz dobrych manier. W kinie nie sposób nie wymienić ze znajomym uwagi na temat filmu, ale przecież można zrobić to dyskretnie. – Wszystko jest dla ludzi, ale sam fakt, że zapłaciło się za bilet nie uprawnia nikogo do uprawiania samowolki – mówi Stanisław Krajski, ekspert zajmujący się savoir vivre'm.
Podstawy kultury
Nasz rozmówca wyjaśnia, że nie ma żadnego specjalnego kodeksu dla zachowania w kinie, bo tutaj, tak samo jak wszędzie indziej, obowiązują podstawowe zasady savoir-vivre'u, – Staramy się nikomu w żaden nie przeszkadzać, nie sprawiać przykrości, ani nie utrudniać życia – mówi Stanisław Krajski, który wyjaśnia, że nie trzeba być geniuszem, by domyślić się o co chodzi.
– Nie szeleścimy, nie rozmawiamy przez telefon, nie krzyczymy, nie mlaszczemy, nie siorbiemy – wymienia. Jeść oczywiście można, ale kulturalnie. Dobrze również, gdyby nie było to coś, co od razu poczują wszyscy dookoła. Ekspert zauważa jednak, że kino to nie filharmonia i ciche rozmowy widzów nie powinny wywoływać oburzenia innych. Chodzi jednak o ciche i krótkie rozmowy, a raczej komentarze, a nie donośne dyskusje i filmie.
– Zwłaszcza, że dźwięk jest naprawdę głośny, więc dyskusje prowadzone półgłosem raczej nikomu nie przeszkodzą. Warto jednak zwrócić uwagę, czy pochylając się do znajomego nie zasłaniamy komuś, kto siedzi wyżej – mówi Krajski i zauważa, że wyjątkowo wysokie osoby powinny po prostu zwracać uwagę na to, gdzie rezerwują miejsca.
Na horrorach widzowie krzyczą, a na komediach się śmieją. Tego nikomu nie wolno zabronić, ani tym bardziej się na to oburzać. Wszystko jednak ze wspomnianym umiarze. – Komedia jest po to, żeby się śmiać, ale jeżeli ktoś dysponuje świdrujących śmiechem, którego nie potrafi powstrzymać powinien popracować nieco nad jego poskramianiem i liczyć się z tym, że może komuś przeszkadzać – słyszymy.
Uważaj na tajniaka
Nierzadko można spotkać też rodziców, którzy wybierają się do kina ze swoimi pociechami. I wszystko jest w porządku do czasu aż film jest również dla najmłodszych. Problemy zaczynają się, gdy dzieci są na sali raczej dlatego, że rodzice chcieli obejrzeć film. Szybko zaczynają się nudzić i hałasować. Takie zachowanie jest również nie na miejscu, ale jak mówi nasz rozmówca niewiele ma wspólnego z savoir-vivre'm.
– To już sprawy typowo porządkowe i powinna nimi zajmować się obsługa kina. To pozwala uniknąć także awantury pomiędzy samymi widzami – tłumaczy Stanisław Krajski. Według naszego rozmówcy to właśnie obsługa, a nie sami widzowie powinni rozwiązywać wszystkie wątpliwości lub nieprzyjemności. Jeżeli już zwracamy komuś uwagę najlepiej robić to możliwie uprzejmie.
Zobacz: Filmy w internecie oglądamy chętniej i częściej niż na płytach. Zobacz, gdzie oglądać filmy online
– W grzecznej formie zaznaczyć, że dane zachowanie jest nie ma miejscu i utrudnia innym seans. Jednak generalnie w instytucjach publicznych powinniśmy w takich sprawach o pomoc prosić osobę odpowiedzialną za organizację. To nie my jesteśmy uprawnieni do tego, żeby obcym ludziom w miejscach publicznych zwracać uwagę – mówi ekspert.
A co na to regulamin kina?
Osoby uczestniczące w seansie filmowym zobowiązane są do wyłączenia na czas jego trwania telefonów komórkowych oraz innych urządzeń emitujących światło lub dźwięk.
Na całym terenie kina obowiązuje zakaz palenia i korzystania z elektronicznych papierosów oraz urządzeń i przedmiotów o tej samej lub zbliżonej funkcji lub działaniu.
Pracownik kina ma prawo odmówić wstępu osobie zachowującej się niekulturalne, niegrzecznie lub wulgarnie wobec klientów lub pracowników.
Szkopuł w tym, że czasami grzeczne "przepraszam" nie wystarczy. Na ciekawe i – wydaje się – trafione rozwiązanie wpadło niedawno jedno z londyńskich kin, gdzie wprowadzono "tajnych obserwatorów". Ochotnik ubrany w czarny kostium zwany "second skin" (ang. drugą skórą) pilnuje porządku na sali. W razie potrzeby zwraca uwagę, a jeżeli to nie pomaga – wyprowadza delikwentów z sali. W zamian za to sam ogląda filmy za darmo.
Dobrym wyjściem jest także unikanie wielkich multipleksów i chodzenie do mniejszych kin. Tam co prawda trudniej i najnowsze produkcje z Hollywood, ale widzowie przychodzą na pewno na film, a nie jedynie do kina.
Można? Można!
Problem doskonale rozumie Roman Gutek, działacz kulturalny i twórca festiwalu filmowego Nowe Horyzonty. Gutek od września odpowiada za wrocławskie kino Helios. Od samego początku mówiło się, że od teraz będzie tam więcej kultury. Media pisały o "kinie bez coli i popcornu".
– Ci, którzy oglądają rzeczy popularne po prostu potrzebują do tego coli, popcornu i czują się jak u cioci na imieninach. To część kina i tak było od zawsze – mówi Roman Gutek w rozmowie z naTemat. Nasz rozmówca rozumie, że ludzie się do tego przyzwyczaili, jednak, jak mówi, jemu osobiście oglądanie mądrzejszego kina nie współgra z jedzeniem na sali, zwłaszcza popcornu o nie zawsze przyjemnym zapachu.
– Jeżdżę sporo po różnych festiwalach, które odbywają się w multipleksach. Ludzie wchodzą z wielkimi kubłami popcornu i różnymi rodzajami jedzenia na filmy dosyć wyrafinowane, takie gdzie trzeba naprawdę się skupić. Im jest wszystko jedno, a ja właśnie nie chcę, żeby tak było – mówi Gutek.
Roman Gutek zaznacza jednak, że wcale nie chodzi mu jedynie o walkę z popcornem i kinem popularnym. – Ja nie chcę nikogo zmieniać, ani pouczać. Jestem od tego naprawdę daleki. Jeżeli mogę coś zaproponować, mam na coś wpływ to wybieram takie wyjście. Mam nadzieję, że przyzwyczaimy ludzi do tego. U nas w bistro można zjeść fajne sałatki, trochę ekologicznych i zdrowych rzeczy – mówi i wspomina sytuację, gdy setki dzieci na porannych zajęciach były w szoku, gdy nie mogły kupić wymarzonej kukurydzy, ale z czasem przekonały się i teraz sięgają także po przygotowane kanapki.
Twórca Warszawskiego Festiwalu Filmowego i festiwalu Nowe Horyzonty wyjaśnia, że w swoim kinie nie sprawdza nikogo specjalnym wykrywaczem jedzenia, ale zaznacza, że nie chce, aby miały miejsce sytuacje, gdzie ludzie na salę próbują wnosić np... kebaby. A tak było podczas projekcji "Jesteś Bogiem". – Jak widzowie zobaczyli, że nie ma popcornu, ani nic w tym stylu, zaczęli biegać do pobliskiego baru. Upychali w torby, kurtki, potem pod siedzenia – wspomina z rozbawieniem Roman Gutek, który wszystko przypadkiem obserwował siedząc właśnie w kinowym bistro.
Okazuje się, że do "kina bez popcornu" można się przyzwyczaić. Roman Gutek wyjaśnia, że Helios ma także publikę, która nie wyobraża sobie filmu bez kukurydzy, a jednak pojawia się na seansach. Zdaniem naszego rozmówcy prawdziwą zmorą jest jednak nie popcorn, który wydziela intensywny i nie dla wszystkich przyjemny zapach, ale telefony komórkowe.
– Ludzie rozmawiają, piszą, świecą po oczach. Nie tylko zwykli widzowie, ale także krytycy na pokazach prasowych – mówi i wyjaśnia, że w związku z tym chciał wprowadzić specjalne zagłuszacze sygnału na sali. To jednak wymaga specjalnej zgody i na razie nie jest możliwe. – Popcorn można zjeść w kilkanaście minut, a telefonem przeszkadza się przez cały seans – dodaje. Roman Gutek zgadza się jednak, że to, co często obserwujemy w kinie sprowadza się nie do przepisów i zakazów, a do zwykłej kultury osobistej.
Na film poszedłem z moją dziewczyną. Wszystko było fajnie do momentu, gdy trzech młodych chłopaków zaczęło gadać i...bekać! Koszmar!
Na kolejnym pokazie przekonałem się, że to nie odosobnione przypadki. Koło mnie i mojej dziewczyny usiadła inna para. Już na reklamach i zwiastunach głośno się śmiali. Ale nie spodziewałem się, że to samo będzie podczas filmu. Przez pół seansu dziewczyna się głupio chichrała przez co nie mogłem się skupić na filmie. Chamstwo? Tak, bo potem jeszcze zaczęli gadać. CZYTAJ WIĘCEJ
źródło: kultura.wm.pl
Kilkoro młodych ludzi głośno jadło i piło. Siedząca obok nich para prosiła o ciszę, albo ograniczenie konsumpcji. Wtedy wywiązała się dyskusja, potem awantura (przeszkadzające już wszystkim w kinie), w końcu zdenerwowana nastolatka chwyciła swój kubek z Coca-Colą i wylała go na zwracającą jej uwagę dziewczynę, posypując na koniec popcornem. CZYTAJ WIĘCEJ