Po tym, jak Presspublika zwolniła trzy osoby z kierownictwa "Rzeczpospolitej" i Cezarego Gmyza, przez media przelała się fala oburzenia. Decyzji tej sprzeciwiają się również redakcyjni koledzy Gmyza i Wróblewskiego. Dziennikarze "Rzepy" i "Uważam Rze" napisali do Grzegorza Hajdarowicza list, w którym domagają się m.in. osobistego spotkania z prezesem.
Przy okazji dyskusji o zwolnieniu Wróblewskiego i reszty, często przewijało się kilka pytań. Między innymi o to, czemu został zwolniony zastępca naczelnego Bartosz Marczuk, który w momencie publikacji feralnego tekstu o trotylu przebywał na urlopie. Pytano też, czemu za to na swoim stanowisku wicenaczelnego został Andrzej Talaga.
Często też komentujący tę sprawę zastanawiali się: gdzie są koledzy Gmyza, Wróblewskiego, Staniszewskiego? Czyżby w redakcji nie było solidarności zawodowej? Jak się jednak okazuje, były to głosy krzywdzące, bo wielu pracowników Presspubliki właśnie wyraziło swój sprzeciw wobec decyzji wydawnictwa. Podpisali się pod nim między innymi: Rafał Ziemkiewicz, Piotr Semka, Jarosław Kałucki, Piotr Zaremba, Piotr Gursztyn czy Jerzy Haszczyński i wielu innych, mniej znanych dziennikarzy i pracowników Presspubliki.
W liście otwartym do prezesa Grzegorza Hajdarowicza pracownicy Presspubliki piszą m.in., że "nie zgadzają się na obarczanie całą winą" za
Kłótnie o list
Ledwo list dziennikarzy "Rzeczpospolitej" i "Uważam Rze" trafił do internetu, a już wywołał dyskusje – między innymi o tym, czyich podpisów pod listem brakuje. Na Twitterze jednak Cezary Gmyz skwitował te kłótnie, pisząc, że od tych, którzy się nie podpisali, dostaje realne wsparcie.
Na Twitterze kolegom podziękował za wsparcie również ex-wicenaczelny "Rz" Bartosz Marczuk.
List przez wielu publicystów jest chwalony za wyważony ton i trafienie w sedno. Wirtualnie podpisał się pod nim również Marek Magierowski, publicysta "URze".
publikację o trotylu Cezarego Gmyza i szefa działu krajowego Mariusza Staniszewskiego. "Zwłaszcza w sytuacji, gdy o publikacji tekstu zdecydował osobiście redaktor naczelny Tomasz Wróblewski, a o wszystkim wiedział pierwszy zastępca Andrzej Talaga, który pozostaje na stanowisku" – podkreślają dziennikarze i publicyści w liście, ujawnionym przez serwis wPolityce.pl.
Pracownicy wydawnictwa zauważają też, że nie widzą przesłanek do zwolnienia Bartosza Marczuka, wicenaczelnego, który przebywał na urlopie, gdy w "Rz" pojawił się tekst o trotylu.
Autorzy listu zaznaczają, że taka sytuacja wywołuje u nich "głębokie zaniepokojenie". Stawia ona pod znakiem zapytania sens całej naszej pracy. Dziennikarstwo to dziedzina w dużej mierze oparta na zaufaniu - do informatorów, źródeł, ale również do kierownictwa redakcji, które w sytuacji kryzysowej powinno stać po stronie dziennikarza. Cezary Gmyz takiego wsparcia nie otrzymał.
W piśmie do Hajdarowicza podpisani zaznaczają, że wsparcie pracodawcy jest niezbędne gdy dochodzi do próļ nacisków, "zwłaszcza politycznych". Takie wsparcie, według autorów listu, jest niezbędne, by dziennikarz mógł "rzetelnie wykonywać swój zawód". I nie wiedzą, czy teraz w "Rzeczpospolitej" będzie to możliwe, bo wsparcia redakcji może po prostu nie być.
W treści listu pracownicy Presspubliki domagają się też spotkania z Grzegorzem Hajdarowiczem, bo oświadczenia wydawnictwa ich nie uspokajają. Cała treść listu dostępna jest na serwisie wPolityce.