Podczas obrad sejmu ws. kryzysu migracyjnego wielu polityków apelowało o zjednoczenie się w obliczu trudnej sytuacji. Z tej narracji wyłamał się Janusz Korwin-Mikke, oskarżając rząd PiS o... nieudzielenie pomocy Łukaszence.
Jestem psycholożką, a obecnie również studentką kulturoznawstwa. Pisanie towarzyszyło mi od zawsze w różnych formach, ale dopiero kilka lat temu podjęłam decyzję, by związać się z nim zawodowo. Zajmowałam się copywritingiem, ale największą frajdę zawsze sprawiało mi pisanie o kulturze. Interesuje się głównie literaturą i kinem we wszystkich ich odmianach – nie lubię podziału na niskie i wysokie, tylko na dobre i złe. Mój gust obejmuje zarówno Bergmana, jak i kiczowate filmy klasy B. Po godzinach piszę artykuły naukowe o horrorach, które czasem nawet ktoś czyta.
Napisz do mnie:
maja.mikolajczyk@natemat.pl
Janusz Korwin-Mikke znany jest ze swojej sympatii do Aleksandra Łukaszenki. Parę tygodni temu bronił zarówno jego reżimu, jak i samego polityka, nazywając go "życzliwym człowiekiem".
Wszystko wskazuje na to, że Korwin nadal stoi po stronie białoruskiego dyktatora, gdyż jak stwierdził podczas swojego wystąpienia, agresja Łukaszenki spowodowana jest tym, że rząd PiS mu nie pomógł.
– To wy atakowaliście Łukaszenkę. Jedynie Donald Trump chciał pomóc Łukaszence, ale Trump przegrał wybory i Łukaszenka zwrócił się do Putina. Za dwa lata na granicy rosyjskiej będzie nie 3 tys. uchodźców, tylko będzie potężna rosyjska armia stała – powiedział do przedstawicieli partii rządzącej Janusz Korwin-Mikke.
O liderze Konfederacji było w ostatnim czasie głośno w związku z jego słowami, które wygłosił w połowie października. Korwin zapowiedział wtedy, że "coś" wydarzy się 8 listopada. Jak się później okazało był to dzień, kiedy na granicy polsko-białoruskiej pojawiły się tysiące imigrantów.
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut