
Reklama.
"Dość faszyzmu chowanego pod płaszczem patriotyzmu" oraz "Kaczyński rękoma Glińskiego finansuje faszystów Bąkiewicza" – takie hasła widniały na transparentach aktywistów. Na dachu budynku pojawiła się też biało-czerwona flaga, a aktywiści odpalili białe i czerwone świece dymne, skandując: "Polska wolna od faszyzmu!".
Po około 20 minutach trwania tego happeningu wszyscy obecni na miejscu aktywiści zostali wylegitymowani przez przybyłą na miejsce policję, a część osób przewieziono do komisariatu przy ul. Wilczej.
Kolektyw Szpila poinformował, że noc w areszcie spędziły cztery osoby, a samo zatrzymanie uzasadniono podejrzeniem naruszenia miru domowego Ministerstwa Kultury.
Wydarzenia z ostatniej nocy zrelacjonowała w rozmowie z Radiem ZET pełnomocniczka Franka Brody, Katarzyna Izydorczyk. – Mieli obiecane, że jak dobrowolnie zejdą, to zostaną tylko wylegitymowani. Oni zeszli w nocy dobrowolnie. Przetrzymywali ich. W końcu zdecydowali, że wiozą ich na "dołek" – komentowała.
Przesłuchania aktywistów miały odbyć się 11 listopada rano. "Kiedy dzisiaj o 6 rano, po spisaniu ostatniego protokołu zatrzymania czwórki Aktywistów z Kordegardy, wychodziłyśmy z komisariatu na ulicy Wilczej, zapewniano nas, że przesłuchania zaczną się najpóźniej do południa" – podał kolektyw Szpila.
Mimo upływu wspomnianego czasu przesłuchania się nie odbyły, a jedyne co udało się organizacji społecznej potwierdzić, to fakt, że "nie wiadomo kiedy (i czy dzisiaj) te przesłuchania się odbędą".
Przypomnijmy, że siostrzeniec premiera Morawieckiego został zatrzymany przez policję także w październiku. Miało to miejsce po tym, jak po demonstracji w obronie członkostwa Polski w Unii Europejskiej, udał się przed siedzibę PiS.
Czytaj także: