Siostrzeniec premiera Morawieckiego został zatrzymany przez policję po tym, jak po manifestacji w obronie Polski w UE, udał się pod siedzibę PiS. Franek Broda relacjonuje, że był kopany przez funkcjonariuszy, którzy powalili go na ziemię.
Wśród protestujących znalazł się siostrzeniec Morawieckiego Franek Broda, który po manifestacji wraz z innymi protestującymi udał się pod siedzibę PiS na ul. Nowogrodzkiej. Tam, jak relacjonuje, został zaatakowany przez funkcjonariuszy policji.
– Policja się na mnie rzuciła, wywaliła mnie na ziemię, zgarnęli mnie na bok. Gość mi stanął na plecach i kopnął mnie w głowę – opowiadał Broda.
O wydarzeniach donosił również Strajk Kobiet, a dokładna relację z incydentu na Twitterze zamieścił dziennikarz Krzysztof Boczek.
– Boli mnie głowa. Gość mi stanął na plecach i kopnął mnie w głowę. Trudno, żeby mnie nie bolała. W perspektywie tego, co robi policja różnym aktywistom, to nie jest wcale nic brutalnego – relacjonował siostrzeniec premiera.
Policja potwierdziła, że zatrzymała jedną osobę, a przyczyną było "naruszenie nietykalności funkcjonariusza". Broda opowiada, że próbowano mu również wlepić mandat za posiadanie środków pirotechnicznych, ale go nie przyjął.