W Kaliszu wrze po obchodach Święta Niepodległości. Nie chodzi rzecz jasna o oficjalny, uśmiechnięty, miejski pochód. Chodzi o wiec z udziałem Wojciecha Olszańskiego i Piotra Rybaka, którego uczestnicy krzyczeli "Śmierć Żydom!" i spalili Statut Kaliski. Prezydent Kalisza w rozmowie z naTemat przekonuje, że nie mógł zapobiec temu, co wydarzyło się w jego mieście. – Miałem zakazać zgromadzenia na podstawie filmików z internetu? – pyta Krystian Kinastowski.
11 listopada w Kaliszu odbyło się zgromadzenie "Śmierć wrogom Ojczyzny", które organizatorzy określili jako patriotyczno–modlitewne
Uczestnicy wiecu jako wrogów kraju wskazali Żydów i osoby LGBT – nawoływali do ich zabicia lub wypędzenia z Polski
Mieszkańcy Kalisza mają pretensje, że zgromadzenie nie zostało rozwiązane przez władze miasta, mimo że jego uczestnicy jawnie łamali prawo
Strona prezydenta Kalisza i oficjalna strona miasta na Facebooku przeżywają oblężenie wściekłych obywateli. Przez wszystkie przypadki odmieniane są słowa "wstyd" i hańba". Kaliszanie są źli na to, że w dzień polskiego święta nie czuli się bezpiecznie we własnym mieście, a teraz na dodatek przylgnie do nich łatka antysemitów.
Pojawiają się też wpisy osób z innych stron Polski. Padają gniewne pytania o to, dlaczego miasto nie rozwiązało przemarszu, który był ognistym wezwaniem do przemocy wobec polskich Żydów i Polaków LGBT. A wszystko to z okazji Narodowego Święta Niepodległości.
"Sceny jak z lat 30–tych"
"Nie wiem dlaczego Pańscy współmieszkańcy postanowili mnie zabić. Tego nie wyjaśnimy. Dlaczego obserwator z urzędu nie rozwiązał zgromadzenia?"; "Wstyd, że władze miasta nic nie zrobiły. Nic. Gdybym dziś stanęła na Rynku i krzyczała: 'śmierć Żydom!' też nie znalazłabym się na komisariacie?"; "To więcej niż wstyd, hańba, to zapowiedź przemocy, segregacji, nawoływanie do nienawiści. Sceny jak z lat 30–tych z wieców faszystów" – piszą internautki i internauci.
Maciej Błachowicz, historyk i kaliski działacz miejski, jest bardziej konkretny. "W listopadzie 1939 roku w Kaliszu z małych bożnic przy ul. Ciasnej Niemcy wyjęli zwoje Tory i spalili na podwórzu, zmuszając żydowskie dziewczęta do tańca wokół stosu" – napisał na Facebooku nie kryjąc oburzenia.
82 lata później śladem niemieckich nacjonalistów z II wojny światowej, poszli nacjonaliści polscy – z tą różnicą, że oni spalili Statut Kaliski. Ten dokument, wydany w 1264 roku przez księcia wielkopolskiego Bolesława Pobożnego, gwarantował Żydom m.in. wolność i bezpieczeństwo. Jego zniszczenie przez Rybaka i Olszańskiego przy wtórze okrzyków "Śmierć Żydom!" było więc bardzo spójną groźbą.
Prokuratura i pozwy
Bezpartyjny prezydent Krystian Kinastowski w rozmowie z naTemat ubolewa nad tym, że w świat poszły sceny stawiające Kalisz w bardzo złym świetle, gdy tymczasem miasto ma bardzo dobre relacje z gminami żydowskimi i pielęgnuje swoje wielokulturowe dziedzictwo.
Kinastowski zapowiada, że złoży w prokuraturze zawiadomienie o podejrzeniu przestępstwa z art. 256 i 257 kodeksu karnego, czyli odpowiednio za propagowanie faszyzmu lub innego ustroju totalitarnego oraz za napaść z powodu ksenofobii, rasizmu lub nietolerancji religijnej.
Warto w tym miejscu przypomnieć, że wezwania do przemocy wobec lesbijek, gejów, osób biseksualnych i transpłciowych (LGBT) nie są karalne – to grupa, która mimo lat starań aktywistów na rzecz praw człowieka nie jest objęta ochroną w Polsce.
Prezydent Kalisza odniósł się w internecie do wiecu nacjonalistów – nie szczędził słów oburzenia i niesmaku. "Nie ma naszej zgody na niszczenie wizerunku Kalisza jako miasta otwartego, wielokulturowego, przyjaznego dla wszystkich" – oświadczył Kinastowski. Podkreślił także, że nie rozwiązał zgromadzenia, mimo że na miejscu obecny był jego obserwator, ponieważ po konsultacji z policjantami uznano, że taki krok może doprowadzić do eskalacji i zagrozić bezpieczeństwu mieszkańców.
– Nie sądzi pan, że to trochę paradoksalne? – pytamy Kinastowskiego. – Przecież możliwość rozwiązania zgromadzenia nie dotyczy sytuacji, gdy jest spokojnie i ludzie przestrzegają prawa. To środek, którego można użyć właśnie w sytuacji, gdy uczestnicy zgromadzenia są agresywni i łamią prawo, a przecież to 11 listopada zaszło w Kaliszu – kontynuujemy.
– Tak, to jest trochę paradoksalne – przyznaje prezydent Kinastowski. Potem jednak powtarza, że chodziło o bezpieczeństwo kaliszan, decyzja była konsultowana z policją, a rozwiązanie zgromadzenia miałoby wyłącznie charakter symboliczny. – Przecież ci ludzie (Rybak, Olszański i inni – red.) by nie zniknęli z Kalisza tylko dlatego, że ogłosilibyśmy, że to koniec – mówi naTemat.
Gdy przypominamy, że właśnie taki gest wykonał prezydent Wrocławia, gdy w jego mieście obchody zamiast biało–czerwonej przybrały brunatną barwę, Kinastowski kwituje: – Sutryk ma powiązania partyjne, ta decyzja miała wyłącznie charakter propagandowy.
Jednocześnie prezydent Kalisza zapowiada w rozmowie z naTemat, że wobec osób, które będą go pomawiać o to, że wydał zgodę na antysemicką manifestację, będzie kierował pozwy. – Miasto nie wydaje zgody na zgromadzenie, tylko jest informowane przez organizatorów, że wydarzenie się odbędzie. A organizatorzy nie napisali w zgłoszeniu, że zamierzają wznosić antysemickie okrzyki – tłumaczy.
To prawda, jednak włodarz Kalisza miał do dyspozycji jeszcze jedną furtkę: zakazanie manifestacji z powodu podejrzenia, że podczas niej dojdzie do łamania prawa.
– Przecież było wiadomo, jak to się skończy. Rybak i Olszański jeżdżą po całym kraju, wystarczy wejść na YouTube i posłuchać, jak wzywają do przemocy wobec Żydów, osób LGBT, jak zwalczają szczepionki przeciw COVID–19. Jedyną niewiadomą było, w jakiej kolejności zrobią to w Kaliszu – mówimy.
– Miałem zakazać zgromadzenia na podstawie filmików z internetu? – pyta Krystian Kinastowski.
"Obwoźni nacjonaliści" i "spektakl nienawiści"
Posłanka Karolina Pawliczak, była wiceprezydentka miasta, także skierowała zawiadomienie do prokuratury ws. wydarzeń w Kaliszu.
– Jestem przerażona tym, do czego doszło w moim mieście. Siłą napędową tego odrażającego spektaklu byli przyjezdni. Obwoźni nacjonaliści zrobili cyrk, a zapłacą za to mieszkanki i mieszkańcy Kalisza – mówi parlamentarzystka Lewicy.
Poseł Jan Mosiński, kaliski przedstawiciel Prawa i Sprawiedliwości, mówi naTemat, że zawiadomienia do prokuratury składać nie zamierza, gdyż takie zawiadomienia są już złożone, więc ich dublowanie nie ma sensu. Podobnie jak Pawliczak zdecydowanie negatywnie ocenia niesławny wiec i podkreśla dużą rolę, jaką odegrały w nim osoby przyjezdne.
– Cały ten zjazd do Kalisza ludzi z różnych stron Polski nie miał nic wspólnego z dobrze pojętym patriotyzmem. Był raczej jego zaprzeczeniem. Mam nadzieję, że osoby które moim zdaniem przekroczyły wszelkie normy, w tym przepisy kodeksu karnego zostaną sprawiedliwie osądzeni i ukarani. Takim spektaklom nienawiści należy postawić zdecydowany opór – mówi poseł Jan Mosiński.
"Prokurator nie podjął decyzji o konieczności zatrzymania"
11 listopada w Kaliszu grzała się linia nie tylko między ratuszem i policją, ale również miedzy policją i prokuraturą. Jednak z intensywnych konsultacji wynikło niewiele.
Jak dowiaduje się naTemat, już w trakcie trwania manifestacji funkcjonariusze policji zwrócili uwagę na nienawistne przemówienie Piotra Rybaka. Skontaktowali się z prokuratorem by zapytać, co robić.
– Podczas zgromadzenia publicznie wypowiadał się Piotr Rybak. Jego wypowiedzi mogły naruszać przepisy dotyczące nawoływania do nienawiści i znieważenia na tle narodowościowym (art. 256 kk i 257 kk). W związku z tym policjanci przeprowadzili konsultację z prokuratorem, który nie podjął decyzji o konieczności zatrzymania. Zalecił przekazanie materiałów dowodowych – mówi nam rzeczniczka asp. Anna Jaworska-Wojnicz z Komendy Miejskiej Policji w Kaliszu.
Jak informuje, materiały zostały zabezpieczone i przekazane.
Co jeszcze zrobiła policja? Wylegitymowała 67 osób, w tym zabierające głos, a także przechwyciła 2 transparenty, które "mogą zawierać treści zakazane".
Bardziej sprawczy niż wobec osób, które krzyczały "Śmierć Żydom!", policjanci byli wobec manifestantów, którzy mimo pouczeń używali brzydkich wyrazów. Funkcjonariusze wlepili dwóm osobom mandaty karne za wulgaryzmy. Poza tym stróże prawa nie zrobili nic.
Uczestnicy antysemickiego wiecu wydawali się być zadowoleni z działań funkcjonariuszy. W pewnym momencie zaczęli krzyczeć: Policja jest nasza!
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut