
Niektórzy w swoich zapędach promowania polityki prorodzinnej zapędzają się w takie rejony, że całkowicie zakazują antykoncepcji i wprowadzają przymus rodzenia określonej liczby dzieci, by móc skorzystać z prawa do aborcji. Jak w Rumunii za czasów Nicolae Ceaușescu, w której takie radykalne działania doprowadziły do tragicznej sytuacji milionów dzieci i kobiet.
Aborcja jedynie pod pewnymi, surowymi warunkami
"Nie ma w Rumunii miejsca dla kobiety, która nie jest matką" – grzmiał Nicolae Ceaușescu. 55 lat temu, 1 października 1966 roku, w Rumunii wprowadzono prawo – Dekret 770, które na długo zmieniło życie wielu kobiet i ich rodzin. Co on zmieniał? W wyniku jego wprowadzenia aborcja była całkowicie zakazana, a można było ją wykonać wyłącznie w kilku przypadkach.Aborcję mogły mieć też kobiety, które skończyły 45 lat (kilka lat później, bo w 1972 roku obniżono ten wiek do 40 lat, a potem w 1984 roku znów podwyższono do 42 lat).
Co chciał osiągnąć Nicolae Ceaușescu?
Plan, jaki wdrażał w życie Nicolae Ceaușescu, miał na celu jak najszybsze zwiększenie przyrostu naturalnego w Rumunii. Dekret wprowadzono w 1966 roku, a już rok później odnotowano radykalny przyrost urodzeń.Kiedy dziecko rodziło się z jakąś niepełnosprawnością radzono matkom, by natychmiast oddać je do sierocińca. Była też druga możliwość – lekarze przekonywali ojca, by przekazał swojej żonie informację o śmierci dziecka w trakcie porodu, a sam oddał je pod opiekę instytucji.
Dramatyczne skutki dla kobiet. Aborcja czym się tylko dało
Nie tylko dzieci cierpiały w wyniku tego, co wprowadził Ceaușescu. Ponad 10 tysięcy kobiet zmarło w wyniku przeprowadzania nielegalnych aborcji. Robiły one wszystko, byle tylko pozbyć się niechcianej ciąży. A metody były naprawdę wstrząsające. Wykorzystywano druty do dziergania, szydełka, wrzeciona, wszystko, co miało ostre zakończenie. Kobiety wkładały sobie również łodygi roślin, zwłaszcza łopianu. Ta roślina ma twarde i długie łodygi, a sam łopian ma właściwości antybakteryjne.Kobiety wkładały do macicy wszystko, co ostre. (...)Robiły się rany, ale o to chodziło, żeby wywołać krwotok i żeby to się wreszcie wylało. (...)Na wsi używało się wrzeciona, drutów, szydełek, ale też korzenia chrzanu, łodyg jakichś roślin, dziurawca, lubczyku. Najlepszy był łopian, bo miał długą, twardą łodygę, stosowało się go do leczenia ran. Łopian działał odkażająco i był jak nóż.
