
Wszystko rozbija się o tak zwaną opłatę interchange. To prowizja, którą pobierają banki od każdej transakcji kartą. Obecnie koszt ten pokrywa tak zwany akceptant – czyli osoba, której płacimy kartą, tj. sklepikarz czy sieć handlowa. Niestety, Polska ma jedne z największych opłat interchange w Europie – obecnie wynoszą one od 1,6 do 1,7 proc. transakcji. Średnia unijna to 0,7 proc.
Senatorowie bowiem w swoim projekcie ustawy szykują dość kontrowersyjne zapisy. Przede wszystkim chcą drastycznie zmniejszyć opłatę interchange. Taki ruch ma
W 2011 roku Bank of America chciał nałożyć dodatkową, comiesięczną opłatę na karty płatnicze. Klienci banku zainicjowali w tej sprawie protest na jednym z portali społecznościowych i zagrozili, że jeśli bank nie zmieni zdania, to oni odejdą do innej instytucji. Poskutkowało – BoA błyskawicznie wycofał się z planowanych obciążeń.
Również zwiększaniu konkurencji ma służyć drugi kontrowersyjny zapis szykowany przez Senat. Według niego, akceptanci transakcji będą mogli odrzucić kartę klienta – według własnego "widzimisię". – Przez to klient nigdy nie będzie miał pewności czy jego karta będzie przyjęta. Obecnie akceptant jest zobowiązany przyjąć każdą kartę danej organizacji (Visa lub MasterCard), a zgodnie z projektem Senatu akceptanci mogliby samodzielnie decydować, które karty przyjmują, a których nie. Proszę sobie wyobrazić,
32 miliony kart płatniczych mieli Polacy pod koniec zeszłego roku. W ciągu najbliższych 5 lat liczba ta może wzrosnąć o kolejnych 12 milionów kart.
CZYTAJ WIĘCEJ
Nie wiadomo jednak, czemu miałby służyć trzeci zapis w projekcie Senatu – dający akceptantom możliwość nałożenia na karty kredytowe dodatkowej opłaty. – Jeśli ustawa wejdzie w życie, płacąc 100 złotych kartą kredytową sprzedający będzie mógł do tego zażądać 10 złotych dodatkowej opłaty. To podwyższy koszty korzystania z kart debetowych. Obecnie takiej praktyki po prostu nie ma – ocenia ten pomysł wiceprezes zarządu ZBP Mieczysław Groszek.