"Prezydent będzie zarabiał prawie dwa razy więcej. Z 10 na 19 tys. wzrośnie pensja burmistrza". W ostatnich dniach z całej Polski napływają podobne doniesienia. Tak samorządy zaczynają realizować nowelizację ustawy, którą w październiku podpisał Andrzej Duda. Te podwyżki już budzą duże emocje. I wśród mieszkańców, i wśród samych włodarzy. "To pułapka, która będzie przeciw nam wykorzystywana" – zareagował prezydent Szczecina.
W 2018 roku PiS obniżył samorządowcom pensje o 20 proc. i doprowadził do tego, że prezydent czy burmistrz niejednego miasta zarabiał mniej niż jego pracownicy. Teraz mamy ruch w drugą stronę.
W samorządach całej Polski zapadają lub będą zapadać decyzje o dużych, czasem rekordowych podwyżkach dla włodarzy. To efekt ustawy rządu PiS.
– To przepis krajowy z inicjatywy rządu. To nie samorządowcy występowali z taką inicjatywą i nie oni zabiegali u posłów, czy w rządzie o taką ustawę – mówi naTemat Marcin Chłodnicki, wiceprezydent Kielc.
Niektóre rady miast lub gmin już zdecydowały o podwyżkach dla swoich prezydentów, burmistrzów, czy wójtów. Inne mają się zająć głosowaniem nad odpowiednimi uchwałami w najbliższych dniach. Temat jest gorący w samorządach w całej Polsce. Od początku listopada żyją nim lokalne portale, pod artykułami i w mediach społecznościowych widać duże emocje.
Oczywiście, opinii że podwyżki są potrzebne i wskazane, nie brakuje. W 2018 roku PiS obniżył samorządowcom pensje o 20 proc. i doprowadził do takich absurdów, że prezydent czy burmistrz niejednego miasta zarabiał mniej niż jego pracownicy.
– Będzie dużo skromniej, niż było dotychczas – zapowiedział wtedy Jarosław Kaczyński. Pełna grupa, którą wymienił objęła – oprócz posłów i senatorów – właśnie wójtów, burmistrzów, prezydentów miast oraz starostów i marszałków województw.
Teraz mamy ruch w drugą stronę. Można mieć wrażenie, że w całej Polsce – bez względu na opcje polityczne – trwa właśnie akcja związana z rekordowymi podwyżkami dla samorządowców. Co, jak można się domyślać, budzi skrajne reakcje. Zwłaszcza w tym momencie, gdy szaleje inflacja, drożyzna i czwarta fala pandemii.
Internauci komentują podwyżki
"Tylko sobie dają podwyżki, a ty Polaku tyraj na ich pensje", "To się w pale nie mieści", "Skok na publiczne pieniądze" – to tylko kilka pierwszych z brzegu opinii pod informacją o tym, że pensja wójta gminy Oleśnica może zwiększyć się z ok. 10 tys. zł do nawet ok. 20 tys. zł.
A to tylko mały przykład. W innych miastach, i dużych, i małych, podobnie. "100 podwyżki! Ludzie ledwo zipią, a oni podwyżki sobie uchwalają! Skandal!!!" – czytam o prezydencie Gliwic, którego wynagrodzenie wzrośnie z ok. 11 tys. zł do ok. 20 tys. zł.
"Przecież pieniędzy nie ma, a na podwyżki są? To w końcu jak to jest?" – komentuje ktoś pod adresem burmistrza gminy Czerwionka-Leszczyn, którego pensja może wzrosnąć do ok. 18 tys. zł. "Czy Gminę na to stać? Czy Burmistrz zasłużył na takie podwyżki? Czy Burmistrz Czerwionki-Leszczyn powinien otrzymywać takie samo wynagrodzenie jak Prezydent Rybnika?" – pyta jeszcze mieszkańców lokalny portal.
"Nie no to są jakieś jaja. Jeszcze niedawno płacz, że trzeba podnieść podatki, bo nie ma z czego utrzymywać szkół itd, ale na podwyżki to pieniążki zawsze się znajdą? Kpina" – to z kolei mieszkaniec Kościana, gdzie burmistrz prawdopodobnie ma mieć pensję wyższą o ok. 9,5 tys. zł.
Rząd PiS nakazał podwyżki
Jednak po takich komentarzach widać, że wielu Polaków nie rozumie, o co chodzi. Że włodarze, czy im się to podoba, czy nie, nie mają wyjścia. Że to obecny rząd nałożył na nich takie zmiany.
– To przepis krajowy z inicjatywy rządu. To nie samorządowcy występowali z taką inicjatywą i nie oni zabiegali u posłów, czy w rządzie o taką ustawę. To ustawa nakazuje, żeby prezydent zarabiał w przewidzianych przez nią widełkach. Weszła w życie, wszyscy będą musieli ją zastosować – mówi naTemat Marcin Chłodnicki, wiceprezydent Kielc.
Chodzi o ustawę z dnia 17 września 2021 r. o zmianie ustawy o wynagrodzeniach osób zajmujących kierownicze stanowiska państwowe oraz niektórych innych ustaw, której nowelizacją na początku października podpisał prezydent Andrzej Duda. Zgodnie z nią podniesiono górny pułap wynagrodzenia dla włodarzy z 12 525,94 zł brutto do 20 041,50 zł.
Ważne jest też rozporządzenie Rady Ministrów z 25 października, które weszło w życie 1 listopada i mówiąc w dużym skrócie m.in. podało nowe stawki dla poszczególnych stanowisk i funkcji i ustaliło wyższe minimalne poziomy wynagrodzenia zasadniczego.
I tak na wynagrodzenie wójtów czy burmistrzów składa się teraz wynagrodzenie zasadnicze (10 770 zł, wcześniej było 5 tys. zł), dodatek funkcyjny, dodatek specjalny oraz dodatek stażowy. Dla włodarzy i radnych zarządzono też wyrównanie od sierpnia.
I część z miast już na ustawę zareagowała.
Na przykład w Krakowie decyzja radnych była jednogłośna. Zgodnie z nią pensja prezydenta Jacka Majchrowskiego ma wzrosnąć z 12 525 zł brutto do 20 041 zł brutto.
"Zmiana jest pokłosiem podpisanej przez prezydenta RP Andrzeja Dudęnowelizacji ustawy o wynagrodzeniu osób zajmujących kierownicze stanowiska państwowe" – podsumowuje portal ze Stalowej Woli, gdzie Rada Miasta już w pierwszej połowie listopada podniosła wynagrodzenie prezydenta Lucjusza Nadbereżnego, zwanego "złotym dzieckiem PiS" – z ponad 9 tys, zł na 18 486 zł.
– Moim zdaniem pan prezydent Lucjusz Nadbereżny zasłużył na tę podwyżkę. Jest prezydentem już drugą kadencję czyli mieszkańcy Stalowej Woli zaufali mu po raz drugi. Zabiega o fundusze europejskie, rządowe, zabiega o te pieniądze dla Stalowej Woli i to widać to. Stalowa Wola zmienia się na lepsze – przekonywał podczas sesji Rady Miasta przewodniczący Stanisław Sobieraj (PiS).
Jak w innych miastach, tak i tu podniesiono też diety radnych.
"Dieta przewodniczącego rady wzrośnie z niewiele ponad 2 tysięcy złotych do ponad trzech tysięcy dwustu. Wiceprzewodniczących z 1,5 tysiąca do ponad 2 tysiące czterystu złotych, a przewodniczących komisji z 1300 na blisko 2100. Diety pozostałych radnych wzrosną z 905 złotych na blisko 1450 złotych" – podsumowuje na przykład zmiany w Łomży lokalne radio Nadzieja.
W ten sposób sprawa wynagrodzeń, jak stwierdził prezydent Szczecina, zaczyna żyć swoim życiem. Dlatego Piotr Krzystek zabrał głos na Facebooku, a jego wpis szybko podchwyciły media.
Ostry komentarz prezydenta Szczecina
"W mojej opinii podwyżki dla radnych, prezydentów, burmistrzów, to przebiegła pułapka polityczna na samorządowców, którą wymyślił rząd. Perfidia polega na tym, że tę podwyżkę trzeba zrobić, bo nakazuje to prawo" – skomentował gorzko na Facebooku prezydent Szczecina. Piotr Krzystek wytknął, że w przypadku posłów i ministrów przepisy weszły w życie we wrześniu i dziś nikt już o nich nie pamięta. Za to te dla samorządowców przypadają na trudny czas dla wszystkich Polaków.
"Przepisy, które dotyczą samorządowców wchodzą dziś – kiedy galopuje inflacja, nie możemy poskładać budżetów miast, a nasi pracownicy, oczekują podwyżek. Nie zmieniam zdania, że to pułapka, która będzie przeciw nam wykorzystywana. Najgorsze jest to, że niezależnie od tego co powiem i zrobię – tę podwyżkę i tak dostanę – na tym polega cyniczna gra polityczna PiS’u" – stwierdził prezydent Szczecina.
Dodał, że samorządowcy powinni zarabiać więcej i powinno się to odbywać według jasnego i zrozumiałego systemu. "Dziś daje się nam podwyżkę po to, aby skłócić nas z mieszkańcami i współpracownikami" – skwitował.
Podwyżki tak, ale czy to dobry moment?
– Zgodzę się z tym, nie sposób uciec od tej myśli. Urzędnicy pracujący z interesantami przy biurku zarabiają naprawdę mało. Od 1 stycznia w większości będą zarabiać najniższą krajową. A wykonują ciężka, odpowiedzialną pracę. I oni nie dostają podwyżek, bo na nie trudno wygospodarować pieniądze. Trudno uciec od myśli, że gdzieś w tym wszystkim jest drugie dno – mówi nam wiceprezydent Kielc.
Co nie znaczy, że uważa, że waloryzacje, czy podwyżki nie są potrzebne. – Nie mówię, że nie powinno ich być. Tylko pytanie, czy o tyle te widełki powinny być podniesione? Czy to jest dobry moment? Może najpierw wyjdźmy z kryzysu samorządów? – pyta Marcin Chłodnicki.
Akurat Kielce jeszcze nie zdecydowały w sprawie podwyżek. – W tym roku nie mamy takich pieniędzy w budżecie, żeby tę zmianę wprowadzić. Będzie musiało to nastąpić, bo wymagają tego przepisy, ale chyba z początkiem przyszłego roku. Sytuacja w mieście jest dziś dość trudna. To nie jest dobry czas na znaczące podwyższanie płac – dodaje.
Ale w poniedziałek sejmik województwa świętokrzyskiego ustalił wynagrodzenie dla marszałka Andrzeja Bętkowskiego – podnosząc je z 11 500 zł do 21 380 zł brutto. Tu nie było jednomyślności.
"Za było 14 radnych, a 15 wstrzymało się od głosu. Nikt nie był przeciw" – podało TVP3 Kielce.
"Podwyżka tak, ale nie o 100 proc."
W Gliwicach, gdzie Rada Miasta już głosowała w tej sprawie, dwoje radnych było przeciwko.
– Zgadzam się z tym, że jest to gra polityczna i prezydenci, burmistrzowie opozycyjni są trochę postawieni pod ścianą. U nas radni z PiS byli za podwyżką dla prezydenta miasta, jeden radny z klubu PiS wstrzymał się od głosu, mimo iż są jego absolutnymi oponentami, co może świadczyć o tym, że nie głosowali zgodnie z sumieniem, a po to, żeby ugrać swoje interesy na szczeblu ogólnokrajowym. Niemniej nie mi ich oceniać. Uważam, że w tym momencie prezydenci miast nie powinni dać się podejść. Ja nikomu nie dałabym teraz podwyżki. Nawet sobie bym jej nie przyznała. Sama nigdy w życiu nie dostałam 100 proc. podwyżki – mówi naTemat Agnieszka Filipkowska, radna KO z Gliwic.
Głosowała przeciwko podwyżce dla prezydenta, bo w tym momencie nie pozwalało jej sumienie.
– Burmistrzowie i prezydenci zarabiają naprawdę niewiele w stosunku np. do prezesów spółek miejskich, którzy potrafią zarabiać po 5, 6 razy więcej. Ale podwyżki wynagrodzenia zasadniczego o ponad 100 proc. – dla kogokolwiek i w obecnym czasie, gdy szaleje inflacja i czwarta fala pandemii, która też generuje spore koszty dla samorządów – to dla mnie nieporozumienie. Nie wyobrażam sobie pójść do szefa i poprosić o 100 proc. podwyżki. Uważam, że powinny być, ale nie teraz, tylko być może za parę miesięcy, po czwartej fali pandemii. I nie o 100 proc., tylko np. o 20 proc., potem za pół roku o kolejne 20 proc. – uważa radna.
Związek Miast Polskich: Podwyżki potrzebne
Senator Zygmunt Frankiewicz, były prezydent Gliwic i prezes Związku Miast Polskich uprzedza, że ma tej sprawie niezmienną opinię od dawna.
– Ponad 3 lata temu obniżono płace prezydentom, burmistrzom i wójtom skandalicznie, wbrew logice i potrzebom, z przyczyn zupełnie niepoważnych. To było działanie na szkodę państwa – przypomina w rozmowie z naTemat.
I tłumaczy, dlaczego ważne są podwyżki.
– To był zły mechanizm w państwie i na pewno należało go zmienić. Populizm niestety doprowadził do karykaturalnej sytuacji. I nawet jeżeli jest to pułapka i taka była intencja rządzących, to należy te płace ruszyć. W zależności od sytuacji miast, od wielkości gminy i możliwości pensje powinny być dostosowane do potrzeb, do siatki płac w urzędzie, żeby nie było tak, że prezydent zarabia mniej niż jego zastępcy, skarbik, czy sekretarz, a nawet naczelnicy, dyrektorzy wydziałów – mówi senator Frankiewicz.
Podkreśla: – To trzeba zmienić. To jest konieczne, żeby państwo nie było powolnie degradowane jeszcze w tej dziedzinie. Nie można tylko populistycznie podchodzić do sprawy. Decyzja może być niepopularna, ale jeśli chce się dobrze zarządzać, trzeba być zdecydowanym również na niepopularne decyzje.
Jeśli wyborca w gminie, w powiecie, dowie się, że w tych trudnych finansowo czasach samorządowiec ma podwyższoną pensję, to będzie zły na niego. Nie będzie dociekał, z czego to wynika, dlaczego takie przepisy weszły w życie. Może chodzi o to, żeby samorządowcy przestali mówić, że rząd doprowadza ich do trudnej sytuacji finansowej, bo będą w niezręcznej sytuacji? Może jest w tym coś strategicznego, co ma uciszyć dyskusję o finansach samorządów, spowodowanych nie samorządowymi decyzjami, tylko rządowymi?
Zygmunt Frankiewicz
senator, prezes Związku Miast Polskich
Po tych 3 latach wyraźnie widać, że jest coraz mniejsze zainteresowanie wśród zastępców prezydentów miast kandydowaniem na stanowisko prezydenta. Im większe miasto, tym większy problem. Bo płaca prawie na poziomie 10 tys. zł w małej gminie to jeszcze nie jest źle. Ale płaca prezydenta Warszawy trochę powyżej 10 tys. zł to jest nieporozumienie. To prowadzi do tego, że nawet zastępcy prezydentów nie chcą kandydować, bo widzą z bliska, jaka to jest odpowiedzialność, jakie ryzyko i ile by zarabiali.