Londyn, Nowy Jork czy Paryż to miejsca akcji setek seriali. Nie są jedynie tłem, ale często pełnoprawnymi bohaterami, jak chociażby w serialu "Sherlock", w którym brytyjska stolica grała pierwsze skrzypce na równi z Holmesem i Watsonem. A jak jest z Warszawą? Mimo że to polskie miasto trudno porównać do słynnych, światowych metropolii, to w serialach made in Poland pojawia się ona często. Tyle że przez lata Warszawa w telewizji niby była, ale tak naprawdę... wcale nie. Bo czy Warszawą można nazwać generyczną Sadybę? I tutaj, cała na biało, wkroczyła "Magda M.", która stolicę wywindowała na wyżyny, a dla seriali jest wzorem do naśladowania do dziś.
Warszawa to tło wielu polskich seriali. Przez lata była jednak bezosobowa, np. w "Klanie".
W 2005 roku TVN rozpoczął emisję serialu "Magda M.", który zrewolucjonizował wizerunek miasta w telewizji oraz wpłynął na aspiracje wielu Polaków.
Scenarzysta "Magdy M." Radosław Figura opowiada o Warszawie w "Magdzie M." i zdradza, dlaczego dzisiaj popularniejsze w serialach są inne miasta i regiony.
Gdy w Polsce upadł komunizm, na nowo zaczęła kształtować się polska telewizja. Ta od lat stała już popularnymi, kultowymi już dziś serialami ("Czterej pancerni i pies", "07 zgłoś się", "Dom", "Alternatywy 4", "Stawka większa niż życie"... – wymieniać można długo), ale teraz zwróciła się ku gatunkowi w Polsce Ludowej dość obcym – telenowelom. A te początkowo zachłysnęły się wielkomiejskością.
Bo i "W Labiryncie", i "Klan" działy się w Warszawie. Ta stolica jednak w nich była, ale nie do końca. Dla kontrastu wspomnijmy najpierw o emitowanym w latach 1980-2000 "Domu" (który telenowelą nie był, ale nie można go pominąć), którego osią było odbudowywanie zrujnowanej, powojennej Warszawy. I mimo że początkowo zrujnowaną stolicę odgrywało czechosłowackie miasto Most, to podnosząca się z ruin Warszawa była ważnym bohaterem serialu. Był Most Poniatowskiego, budujące się: trasa W-Z i Stadion Dziesięciolecia, Politechnika Warszawski i Uniwersytet czy młody Pałac Kultury i Nauki.
– Pani słucha, jak teraz będzie. Pani Rowińska, Bawoliki, Marciniaki, idą tam, na Służewiec. A Pan Sergiusz za Wisłę, na Ateńską, do domu Matysiaków. A pani: Chomiczówka jest tam. Widzi pani? Ta zielona wyspa. Tam daleko – tłumaczył pani
Talarowej, stojąc na tarasie widokowym PKiN, Henio Lermaszewski, kto przeprowadza się gdzie po zburzeniu kamienicy na Złotej (do którego w końcu nie doszło).
Miasto na niby
Tymczasem warszawskie "W Labiryncie", czyli pierwsza polska telenowela i nieśmiertelny "Klan" nie były osadzone w rzeczywistej, tętniącej życiem miejskiej tkance. Owszem Warszawa w nich istniała, ale głównie w narracji i wyobraźni widza. W "Klanie" była Sadyba, która mogła mieścić się wszędzie i nigdzie, zresztą rodzinny dom Lubiczów w rzeczywistości znajduje się w Podkowie Leśnej.
Z kolei "W Labiryncie" realizowane było w kilku warszawskich lokalizacjach (np. w Rembertowie, na Powiślu, Mariensztacie czy ulicy Banacha), ale bardziej polegało to na zabawie "zgadnij, gdzie jestem" dla widza. Miasto, owszem, było, ale mogło to być miasto każde. Nigdy nie były to konkretne miejsca, ale bezimienne uliczki, domy i instytucje.
Z kolei w 2000 roku na ekranie zadebiutowało "M jak miłość". Ostoją rodziny Mostowiaków była tutaj sielska Grabina, ale niektórzy członkowie rodziny wyemigrowali do Warszawy, która bardziej przypominała scenografię w studio. Do dzisiaj dominują tutaj bezosobowe, nieumieszczone w konkretnej przestrzeni ulice i knajpy, podobnie zresztą jak w wyjątkowo sztucznie przestrzennym serialu "Na Wspólnej".
Wszystko zmieniło się jednak w 2005 roku za sprawą serialu, który zrewolucjonizował polską telewizję i wyobrażenia widzów – "Magda M".
Warszawa made by TVN
"Są ponoć dwie Polski" – pisał Witold Mrozek, dziennikarz, krytyk teatralny i publicysta, w szkicu "Seks w TVN-ie, czyli spełniony sen Trędowatej" zamieszczonym w publikacji "Seriale. Przewodnik Krytyki Politycznej" z 2011 roku.
"Seriale TVP to wieś spokojna, wieś wesoła. Dzwon z kościelnej wieży woła. Jowialny pleban rozwiązuje problemy lokalnej wspólnoty, tak jak to drzewiej bywało (Plebania) – ewentualnie wchodząc w kompetencje niewydolnego państwa i jego organów ścigania (Ojciec Mateusz). Kobiety pieką ciasta, strzegą domowego ogniska. Mogą też po powrocie z Ameryki (Ranczo) odzyskać zrabowany przez złą władzę ludową dworek i wrócić do należnej szlachciance pozycji pani na Wilkowyjach – również rozwiązując problemy lokalnej wspólnoty i oświecając kmiotków" – opisywał Polskę numer jeden.
A serialowa Polska numer dwa? Zgoła inna i pod szyldem TVN. "Kobiety zaludniające tamtejsze serialowe uniwersa pracują na ważnych stanowiskach w koncernach tak wielkich, że ITI to przy nich buda na nieodżałowanym Stadionie Dziesięciolecia. Można obejrzeć dwadzieścia, ba – pięćdziesiąt! odcinków takiego Teraz albo nigdy! i nie natknąć się ani na pół księdza, na skrawek sutanny, na parę paciorków różańca czy krzyż w miejscu publicznym" – czytamy w szkicu Mrozka.
Początek tej "drugiej Polsce" dała właśnie "Magda M." – hitowy serial TVN o Magdzie Miłowicz, młodej prawniczce, która przyjeżdża z Olsztyna do Warszawy i spełnia swój – wykreowany właśnie przez tę produkcję – "polish dream". Ma mieszkanie z przestronnym tarasem wychodzącym na prestiżowy Plac Trzech Krzyży, pracuje we wziętej kancelarii (ale ma czas, żeby podczas pracy wyjść na kawę czy lunch) oraz chodzi na pilates z przyjaciółkami.
Zupełnie nowe – na zachodnią modłę i wzór, chociażby "Seksu w wielkim mieście", w którym pulsował życiem Nowy Jork – było również w serialu z Joanną Brodzik i Pawłem Małaszyńskim przedstawienie miasta. To nie było już bezbarwnym tłem, ale pełnoprawnym bohaterem – z miejscami i ulicami rzeczywiście widniejącym na mapie stolicy. Zresztą nie było to przypadkowe, o czym naTemat opowiada Radosław Figura, scenarzysta "Magdy M.".
– Zacząłem pracować nad serialem "Magda M." w szczególnym momencie – niedawno wróciłem do stolicy po 10 latach. W 1991 roku wyjechałem z Warszawy do Zakopanego i w zasadzie przez całe lata 90. unikałem stolicy, jak tylko mogłem. Nie trawiłem tego miasta – wydawało mi się szare, ponure, beznadziejne. Warszawa nie była wówczas fajnym miejscem ani do życia, ani do jego smakowania – mówi.
Gdy scenarzysta i pisarz wrócił jednak do stolicy w 2002 roku, Warszawa była już zupełnie innym miastem. – Stolica zaczęła się wtedy gwałtownie zmieniać. Była bardziej kolorowa, sympatyczniejsza i "do ludzi" (chociaż oczywiście nawet dziś nie jest jeszcze całkowicie przyjazna), co widać było nawet po knajpach, restauracjach i klubach. Wcześniej były albo bary mleczne, albo bardzo drogie restauracje, natomiast nie było "środka", który jest tkanką każdego miasta – wylicza Radosław Figura.
– Również architektura zaczęła się zmieniać, bo powstawał już wtedy warszawski skyline. Częściowo wyremontowane były również ulice, co zatrzymało się niestety podczas prezydentury Lecha Kaczyńskiego. I z daleka, i z bliska Warszawa wyglądała więc już zupełnie inaczej – dodaje.
Dwa lata po powrocie Radosław Figura i producentka Dorota Chamczyk zaczęli rozmawiać o "Magdzie M." – serialu, którego w polskiej telewizji, przesiąkniętej "M jak miłość", "Plebanią" czy "Złotopolskimi", czyli serialami dziejącymi się na prowincji, a więc w "pierwszej Polsce", o której pisał Witold Mrozek – wówczas nie było.
– Oboje – ja po moich dziesięciu latach w Zakopanem, a Dorota po całym życiu w Krakowie (do Warszawy przeniosła się chwilę wcześniej) – mieliśmy na to miasto świeże spojrzenie i może dlatego widzieliśmy je trochę lepiej, niż stali mieszkańcy. Dla nich zmiany dokonywały się powoli i stopniowo, a więc praktycznie niezauważalnie. My jednak zobaczyliśmy po powrocie miasto odświeżone, przyjazne i sympatyczne z wieloma atrakcyjnymi miejscami, które postanowiliśmy wykorzystać w serialu – przyznaje scenarzysta "Magdy M".
– Razem z Dorotą chcieliśmy więc pokazać, co przez ostatnie lata zmieniło się w stolicy – dodaje. I tak narodziła się "Magda M.", która stała się fenomenem.
Stolica, jakiej nie ma?
"City placement" – lokowanie produktu, tyle że w tym przypadku tym produktem jest miasto. "Jednym z ciekawszych narzędzi promocji specyficznego produktu – miasta jest city placement. Pojęcie to związane jest ściśle z działalnością promocyjną opartą na umiejscowieniu miasta w filmie, serialu, programie telewizyjnym, teledysku, grze komputerowej. Nie należy wiązać go jedynie z promocją miasta. Może odnosić się do
regionów i wsi (location placement czy destination placement)" – pisze Agnieszka Werenowska ze Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie w opublikowanej w "Turystyce i Rozwoju Regionalnym 2018" pracy "City placement jako instrument promocji miasta".
Wzorcowym przykładem city placement jest oczywiście "Ojciec Mateusz", przebój TVP, który spopularyzował Sandomierz. I podczas gdy obecnie polskie produkcje ochoczo promują kolejne regiony i miasta, to właśnie "Magda M." pokazała, że umiejscowienie serialu w konkretnej przestrzeni to wartość dodana – i gwarancja zysków. To zresztą chciał właśnie przekazać scenarzysta Radosław Figura.
– W ówczesnych popularnych serialach Warszawa niby była, ale jedynie w postaci bezimiennych i obojętnych widzowi uliczek, czyli wszędzie i nigdzie. Dla nas ważne było, aby Warszawa była pełnoprawną bohaterką miasta. Magda M. była "słoikiem" – przyjechała z Warszawy z Olsztyna – i stolica była bohaterką jej życia, dlatego chcieliśmy pokazać w scenariuszu, że to miasto ma dla niej swoje uroki. Stąd stały element serialu, czyli ławeczka na Polach Mokotowskich czy plac Trzech Krzyży, na który rozpościerał się widok z mieszkania bohaterki – opowiada w rozmowie z naTemat.
Ekipa "Magdy M." spotkała się z zachwytem zachłyśniętym życiem "warszawki" widzów, ale również zarzutami, że serial pokazuje Warszawę, jakiej nie ma. – To była kompletna nieprawda – ona istniała naprawdę – podkreśla Radosław Figura.
– Słynna ławka na Polach Mokotowskich wzięła się z mojego spaceru. Przechodziłem obok stawu, zobaczyłem skyline na horyzoncie i pomyślałem sobie: "To jest fajne miejsce, idealne na rozmowę o czymś ważnym". W jednej ze scen serialu bohaterowie siedzieli na ławeczce, patrzyli, jak wieżowce wychylają się ponad drzewami i cieszyli się, że są poza korporacyjnym wyścigiem szczurów – opisuje jedną ze scen scenarzysta "Magdy M.".
I podkreśla, że każde miejsce ma swoje walory, trzeba tylko umieć je pokazać. – Operator Jarek Żamojda wiedział po prostu, jak zrobić ujęcie, aby Warszawa wyglądała jak najatrakcyjniej. Nawet w najpiękniejszym miejscu świata można ustawić kamerę tak, żeby wyglądało ono nieatrakcyjnie, z kolei mało ciekawą lokację można pokazać oszałamiająco. Fenomen Jarka polegał na tym, że potrafił wyeksponować te miejsca, pięknie je doświetlić i sfilmować – zauważa scenarzysta "Magdy M.", hitu TVN, który – mimo że nieco się zestarzał – nadal jest wzorem w przedstawianiu konkretnej przestrzeni.
Bo według Radosława Figury, Warszawa pokazywana w "Magdzie M." istniała, tylko nie każdy chciał ją zobaczyć. – W wywiadach mówiłem nawet, że wystarczy podnieść głowę troszeczkę znad chodnika, aby ją zobaczyć. Wiem, że niektóre są dziurawe i trzeba niestety patrzeć pod nogi, ale gdy na chwilę podniesiemy głowę, to zobaczymy piękne niebo nad miastem. A to – pomijając fakt, że najczęściej jest zasłonięte smogiem – jest naprawdę zjawiskowe – konstatuje.
Warszawskie aspiracje
"Magda M." wywróciła o 180 stopni nie tylko przedstawienie Warszawy w serialach, ale również marzenia Polaków o wielkomiejskim życiu w modnej stolicy – już nie brunatnej i ponurej, ale nowoczesnej i tętniącej życiem.
Helena Łygas pisała kilka lat temu w naTemat: "'Magda M.' była serialem wyobrażeniowym, budzącym ambicje i nadzieje, zwłaszcza w kobietach, które oglądały go jako młode dziewczyny. Mimo że nieporównywalnie mniej zabawny niż emitowany wówczas w polskiej telewizji 'Seks w Wielkim Mieście' czy o kilka lat wcześniejsza 'Ally McBeal', serial wygrywał z amerykańską konkurencją bliskością realiów. Trudno marzyć o mieszkaniu na Manhattanie i własnej rubryce w gazecie, jeśli ma się 17 lat, a za granicą było się dotychczas raz, i to na pogrzebie Jana Pawła II. Warszawa podbijana przez Magdę Miłowicz z Olsztyna czy Agatę Przybysz z Bydgoszczy w naturalny sposób wydawała się bardziej przyjaznym tłem dla młodzieńczych marzeń".
Wspomniana Agata Przybysz to bohaterka "Prawa Agaty", jednego z licznych seriali (przeważnie TVN-owskich: "Teraz albo nigdy", "Przepis na życie", "Sigielka", "Usta, usta"), które wzorowąły się na "Magdzie M." i snuły opowieść o młodych i nowoczesnych mieszkańcach dużego miasta. Ich życie zawodowe były udane, mieszkania przestronne i urządzone w Ikei, a każdy dzień obfitował w czas wolny. Kulało jedynie życie miłosne i rodzinne, ale i to koniec końców się układało.
Scenarzysta "Magdy M." przyznaje, że to nie był przypadek – serial miał być z założenia serialem aspiracyjnym. – Tamte lata wydawały się czasem nieskończonych możliwości, które nigdy się nie wyczerpią. Dzisiaj oczywiście wiemy już, że rzeczywistość trochę to zweryfikowała – potężnym kryzysem w 2008 roku, działaniami władz, bo droga ku demokracji, z której Polska słynęła na świecie, obecnie jest już praktycznie wspomnieniem czy pandemią. Wówczas, po latach komuny i ponurej nędzy, które ja i Dorota przeżyliśmy, wydawało nam się jednak, że będzie już tylko lepiej. Dlatego chcieliśmy osadzić bohaterów w kolorowym mieście i trochę lepszym życiu – przyznaje Radosław Figura.
To lepsze życie było jednak dla wielu warszawiaków rzeczywistością, na co wskazują badania fokusowe, które twórcy "Magdy M." zrobili po pierwszym sezonie serialu. Zbadano dwie grupy ludzi: jedną w Warszawie i jedną w Radomiu. Wyniki zaskakiwały.
– Warszawska grupa nie miała problemu z żadną z sytuacji przedstawionych w serialu: z relacjami, miejscami, zwyczajami, zachowaniami, statusami czy sposobem spędzania wolnego czasu. Wszystko się zgadzało, podczas gdy grupie badanej w Radomiu nie zgadzało się nic. Nikt tak nie mieszkał, nikt nie miał takiej relacji z matką, nie miał takich przyjaźni, nie chodził na pilates i nie miał czasu, żeby w czasie pracy wyskoczyć na kawę. Te badania były porażające, bo Warszawę i Radom dzieli zaledwie 105 kilometrów – mówi scenarzysta i pisarz.
Zdaniem Radosława Figury, takich różnic dzisiaj już by raczej nie było, a dokładnie taki sam wynik mógłby być w Warszawie, Kaliszu czy Lublinie. – To pokazuje, że "Magda M." miała swój głęboki, ukryty sens, bo – mimo że mamy trudne czasy – aspiracje trafiły do ludzi i w nich pozostały. Niedawno rozmawiałem na przykład z trzydziestokilkuletnim mężczyzną, który na spotkanie ze mną przyniósł moją książkę o "Magdzie M." z prośbą o dedykację. Powiedział, że oświadczył się swojej narzeczonej na placu Trzech Krzyży, a do Warszawy przeniósł się zachęcony serialem – opowiada. Takich historii jest zresztą więcej, o czym pisze również Helena Łygas.
Ucieczka z metropolii
– Spośród współczesnych seriali "Magda M" wypromowała w sumie najwięcej określonych lokacji – gdy wpisałem w scenariusz konkretne miejsce albo nawet orientacyjną propozycję, to ekipa zawsze była w stanie zorganizować tam zdjęcia. Dzisiaj filmowcy nie koncentrują się już tak na tkance miejskiej – zauważa Radosław Figura.
I faktycznie: prawdziwej Warszawy jest dziś mało. Większość obecnych seriali albo nadal dzieje się wszędzie i nigdzie ("Klan", "Na Wspólnej" czy "Pierwsza miłość"), albo promuje atrakcyjne turystycznie regiony w ramach wspomnianego city placement ("Szadź", "Komisarz Aleks", "Rodzinka.pl"). Bardzo warszawska jest jednak, chociażby kryminalno-prawnicza "Chyłka", serial Playera i oczywiście TVN. Zresztą już same powieści Remigiusza Mroza o słynnej prawniczce były mocno osadzone w klimacie Warszawy.
Dlaczego "Chyłka" jest dziś w mniejszości, jeśli chodzi o seriale dziejące się w (konkretnej, a nie tylko z nazwy) Warszawie? Powód jest prosty: pieniądze. – Kręcenie poza Warszawą wynika głównie z kosztów. Ekipy, które kręcą seriale w innych regionach, często dostają, chociażby dofinansowania na promocję regionu. Robienie serialu w Warszawie – która dodatkowo stała się bardzo ciasna – jest więc dzisiaj naprawdę trudne – przyznaje Radosław Figura.
– Wspólnoty mieszkaniowe niebotycznie podniosły cenę za wszystko, co zaczęło się już zresztą przy "Magdzie M". Opłaty za mieszkanie Magdy przy ulicy Wiejskiej 16, już kultowe i niedawno sprzedane za gigantyczną sumę fanowi serialu, z sezonu na sezon były coraz wyższe. Wspólnota podwoiła cenę za korzystanie z części wspólnych, bo już samo przeprowadzenie kabli, postawienie sprzętu na korytarzu czy nawet chodzenie po nim wiąże się z opłatą. Nie dziwię się tej wspólnocie mieszkaniowej, bo chciała po prostu skorzystać finansowo na sukcesie "Magdy M". Rezultat jest jednak taki, że ekipy serialowe i filmowe uciekają z Warszawy – opowiada scenarzysta "Magdy M.".
Jest jeszcze inna kwestia. – Gdy tworzyłem scenariusz do "Magdy M.", to umieszczałem w nim konkretną lokalizację – sceny były więc pisane w klimacie i nastroju danego miejsca. Gdy scena działa się w parku, to określałem konkretne miejsce w konkretnym parku, a dzisiaj w scenariuszu pisze się po prostu: "park" – zdradza.
Dlaczego tak jest? – Nie w każdym parku uda się dostać pozwolenie na kręcenie, a nie wszystkim ekipom chce się kombinować. Pamiętam, że produkcja "Magdy M." poprosiła mnie raz o zmianę lokacji sceny i musiałem ją przepisać. Okazało się po prostu, że lista warunków, którą trzeba było spełnić w tym miejscu, była wyjątkowo długa. Nie opłaciłaby się skórka za wyprawkę. Dzisiaj miejsca w serialu są więc bardziej przypadkowe i nikt nie zwraca raczej uwagi na klimat miejsca – tłumaczy Radosław Figura.
Stolica dzisiaj
Jak scenarzysta hitu TVN ocenia "Magdę M." po ponad 16 latach od emisji pierwszego odcinka (i 18 od ostatniego)? – Myślę, że zrobiliśmy coś naprawdę wartościowego. Po "Magdzie M" było wiele seriali, które próbowały się nią inspirować, ale, bazując na wynikach oglądalności, mam wrażenie, że chyba nikomu to aż tak nie wyszło. Wiadomo, że zawsze ten pierwszy wpływ jest najsilniejszy – mówi Radosław Figura.
– Sam mierzę się z mitem Magdy M, bo obecnie wraz z przyjaciółmi pracuję nad serialem "Mecenas Porada" z Olą Domańską w głównej roli, który można oglądać na Polsat Box Go, a wiosną wchodzi do ramówki Polsatu. To również serial o warszawskiej prawniczce, ale osadzony już nie do końca w takim przyjemnym i lekkim świecie – opowiada.
Zresztą akcja "Mecenas Porady" dzieje się w bardzo specyficznej warszawskiej dzielnicy. – Nie na Mokotowie czy Wilanowie, ale na Pradze, więc siłą rzeczy jest to określony świat. Nasi bohaterowie lubią posiedzieć przed kamienicą z piwkiem, więc udało się stworzyć świetny klimat. A to właśnie lokalny klimat, związany z konkretnymi miejscami, daje serialowi autentyczność – podkreśla scenarzysta i pisarz.
Radosław Figura w 2002 roku wrócił do Warszawy z Zakopanego. Mieszka tu do dziś. Jak ocenia współczesną stolicę? Podkreśla: jest oczywiście jeszcze lepiej.
– Nigdy nie jest idealnie, a wiele rzeczy być może można było zrobić lepiej, ale mam wrażenie, że ostatnie ekipy rządzące, czyli Hanny Gronkiewicz-Waltz i Rafała Trzaskowskiego, niesamowicie zmieniły Warszawę. Słyszę to zresztą również w relacjach znajomych. Niedawno kolega pracujący w finansach opowiadał mi o kilku stażystach z Włoch, którzy pracowali u niego przez pół roku i autentycznie płakali, gdy musieli wyjechać z Warszawy. Zakochali się w tym mieście, jego energii i ludziach, w bulwarach nad Wisłą latem. W Warszawie mieszka obecnie dużo obcokrajowców i to miasto zrobiło się bardziej międzynarodowe, co zresztą bardzo dobrze mu zrobiło. Ja sam również uwielbiam Warszawę, mimo smogu – śmieje się.
"Magda M." wciąż żyje w pamięci fanów, ale również w powieściach Radosława Figury: "Magda M. Ciąg dalszy nastąpił" i "Magda M. Słoneczna strona". I tam Warszawa jest kluczowa. – Akcja dzieje się oczywiście w "magdowych" lokacjach, bo są to miejsca emocjonalnie niezwykle ważne dla bohaterów, ale i w nowych bardzo konkretnych warszawskich lokalizacjach. Także w razie gdyby zapadła decyzja o ekranizacji, miejsca są już wybrane.