
Prokuratura Okręgowa w Nowym Sączu po raz drugi bada, czy ktoś świadomie zniszczył dowody zebrane w śledztwie dotyczącym wypadku rządowej kolumny premier Beaty Szydło. Ponownie mają być przesłuchane wszystkie osoby, które miały kontakt z trzema płytami DVD uszkodzonymi w niejasnych okolicznościach. O sprawie pisze Radio ZET.
REKLAMA
– To efekt postanowienia Sądu Rejonowego z Chrzanowa, który 10 grudnia uchylił decyzję o umorzeniu śledztwa w tej sprawie – powiedział w rozmowie z Radiem Zet rzecznik Prokuratury Okręgowej w Nowym Sączu Leszek Karp, które informuje o tej sprawie.
Rzecznik wyjaśnił, że sąd napisał w uzasadnieniu, iż podstawą tej decyzji jest opinia Instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie, z której wynika, że nie można wykluczyć wersji o celowym uszkodzeniu płyt.
Znów zostaną przesłuchane osoby, które miały kontakt z płytami
– Sąd uznał, że w takim wypadku niezbędne będzie przesłuchanie w charakterze świadków tych wszystkich osób, które miały bezpośredni i fizyczny kontakt z płytami, do momentu stwierdzenia ich uszkodzeń – wyjaśnił Karp w rozmowie z radiem.Płyty, którymi zajmie się znów prokuratura zawierały m.in. nagranie z monitoringu z miejsca oddalonego 300 metrów od trasy przejazdu rządowej kolumny premier Beaty Szydło. Kontakt z nimi mieli policjanci, pracownicy krakowskiej prokuratury okręgowej czy sądu.
O sprawie wypadku Szydło zrobiło się znów głośno w grudniu
Dodajmy, że o wypadku Beaty Szydło, do którego doszło w 2017 r., znów zrobiło się głośno za sprawą "Gazety Wyborczej", która w piątek opisała nowe szczegóły w tej sprawie. Jak informowaliśmy w naTemat.pl, były funkcjonariusz Biura Ochrony Rządu, który jechał wtedy w kolumnie rządowej, zrelacjonował, że on i jego koledzy składali w sądzie fałszywe zeznania, tak by odpowiedzialność za wypadek przypisać młodemu kierowcy seicento.Kuczowe znaczenie dla sprawy od początku miało to, czy rządowa kolumna miała włączone sygnały dźwiękowe – to miało przesądzać o tym, czy można ją było uznać za uprzywilejowaną, a w rezultacie także o winie Sebastiana Kościelnika, który prowadził seicento.
20-letni kierowca przed sądem oraz w wywiadach z mediami twierdził, że samochody rządowe nie poruszały się wówczas na sygnale. Tak samo mówiły osoby wychodzące z ośrodka terapii odwykowej w Oświęcimiu, które były świadkami wypadku. Te relacje po latach potwierdził w rozmowie z "Wyborczą" były funkcjonariusz BOR Piotr Piątek.
Piątek przyznał, że był przez swoich szefów nakłaniany do składania fałszywych zeznań. – Ja sobie zdawałem sprawę, że chcąc dalej pracować i awansować musiałem mówić to, co reszta – wyznał.
