Turek Fatih Arda Ipcioglu to jeden z bohaterów tegorocznego Turnieju Czterech Skoczni
Turek Fatih Arda Ipcioglu to jeden z bohaterów tegorocznego Turnieju Czterech Skoczni Fot. FIS

Skoczek z Turcji w najlepszej "30" Turnieju Czterech Skoczni? Lepszy od Kamila Stocha o dwa metry i z pierwszymi punktami w Pucharze Świata? To nie żart, Fatih Arda Ipcioglu pisze historię skoków narciarskich i potwierdza, że ciężka praca, pasja i odrobina talentu mogą zawodnika zaprowadzić na szczyt. A Turek właśnie wspina się na swój i trzeba przyznać, że jego obecność w elicie to niezła atrakcja. Także w jego ojczyźnie.

REKLAMA

Pasja do nart, złamane nogi i zakaz od mamy

Turcja ze skokami narciarskimi i w ogóle ze sportami zimowymi się nie kojarzy, prawda? Ale w 2010 roku w Erzurum u podnóży Gór Pontyjskich wybudowano kompleks skoczni narciarskich (Kiremitliktepe) i obiektów do uprawiania sportów zimowych (Konakli Alp Disiplini Kayak Tesisi), bo Turcja zgodziła się zorganizować XXV Zimową Uniwersjadę w 2011 roku. Dokładnie dekadę temu.
Fatih Arda Ipcioglu miał wówczas 14 lat i marzenia o karierze narciarza, które studziła jego mama. Dlaczego? Bo jako nastolatek podczas skoku na nartach złamał obie nogi i długo wracał do zdrowia. Ale nie odpuścił i już w 2016 roku zadebiutował w MŚ juniorów. W Rasnovie turecki skoczek zajął 59. miejsce i był z siebie bardzo dumny. Postawił na skoki, zrezygnował z narciarstwa alpejskiego i nie był ostatni w stawce, choć tak mu wróżono.

Skoczna w Rumunii ponownie (i nie po raz ostatni) okazała się dla niego wyjątkowa. To tutaj dwa lata wcześniej (w lutym 2014 roku) debiutował w Pucharze FIS, czyli trzeciej lidze skoków narciarskich. Zajął 17. oraz 18. pozycję, dzięki czemu dostał szansę poziom wyżej, w Pucharze Kontynentalnym. Patrzył jednak przed siebie, na elitę, która właśnie rywalizowała w igrzyskach olimpijskich w Soczi.
Kamil Stoch wziął w Rosji dwa złote medale, mniej więcej wtedy, gdy Fatih Arda Ipcioglu zaczynał swoją mozolną wspinaczkę do Pucharu Świata. Dwa lata musiał pracować, by wywalczyć pierwsze punkty w Pucharze Kontynentalnym, co stało się w grudniu 2016 roku. A jako że zbliżały się MŚ w Lahti, dostał szansę debiutu i nie zmarnował jej. Został pierwszym tureckim skoczkiem, który wziął udział w konkursie mistrzostw świata.

Zawsze ostatni i zawsze pierwszy. No i twardy jak skała

Fatih Arda Ipcioglu na skoczni normalnej w Lahti zajął 43. miejsce w kwalifikacjach, a na skoczni dużej 44. miejsce i w obu przypadkach nie dostał się do konkursów. A w Finlandii Kamil Stoch i spółka wzięli złoty medal, turecki skoczek mógł tylko podziwiać, zazdrościć i ciężko pracować. Dla weteranów skoczni był pewnego rodzaju atrakcją, jak to czasem bywa w trakcie MŚ.

Turecki skoczek, czyli od uśmiechów do wyrazów szacunku

Jego idolem jest Noriaki Kasai, legendarny Japończyk, który skakał w Pucharze Świata i sięgał po medale, gdy Ipcioglu uczył się chodzić, mówić i jeździć na rowerze. Jak powiedział w jednym z wywiadów, chce skakać tak długo jak słynny zawodnik z Kraju Kwitnącej Wiśni. – Gdy będę w tym wieku, co Noriaki Kasai obecnie, skoczkowie z Turcji nie będą nikogo dziwić, a w Pucharze Świata będzie kilku klasowych zawodników z mojego kraju – żartował podczas swojego pierwszego Turnieju Czterech Skoczni w 2018 roku.

Turek wszędzie jest pierwszy i przeciera szlak. W Pucharze Kontynentalnym, Pucharze Świata, mistrzostwach świata, igrzyskach olimpijskich czy Turnieju Czterech Skoczni. A zarazem jest ostatni, bo do elity przedziera się krok po kroku, poprawia się stopniowo i na razie może marzyć o lokatach w czołówce. Liczy się to, że jest i że pisze historię. Prawda?
Przełomowy okazał się dla niego właśnie 2017 rok, gdy 20-latek zadebiutował w Pucharze Świata. Dokładnie 13 marca 2017 roku w Lillehammer wziął udział w kwalifikacjach pierwszych zawodów cyklu Raw Air. Poprzeczka od razu ustawiona była bardzo wysoko, oczywiście nie dostał się do zawodów, ale 57. miejsce wcale go nie zraziło.

Jesienią zaczął pracować na olimpijski debiut w PjongCzangu. Kilka razy próbował się zakwalifikować do zawodów Pucharu Świata, bez skutku. W grudniu 2017 roku zadebiutował w Turnieju Czterech Skoczni, ale przepadł w Oberstdorfie (64. miejsce) i Ga-Pa (66. miejsce). Wzbudził jednak wielkie zainteresowanie, pierwszy raz udzielał wywiadu niemieckim mediom, opowiedział o swojej niezwykłej drodze.
O idolu rodem z Japonii. Zakazie od mamy po złamaniu obu nóg. Ciężkiej pracy i marzeniach. – Świetnie się tutaj czuję, to coś wspaniałego. Jestem dumny, że jestem pierwszym tureckim skoczkiem w tej imprezie – mówił Fatih Arda Ipcioglu. Dziennikarze dowiedzieli się, że w Erzurum nie tylko są piękne obiekty, ale też trenuje pięciu skoczków i robią krok po kroku postępy.

A najlepszy z nich, Fatih Arda Ipcioglu, marzy o miejscu w czołówce skoków narciarskich. Wówczas jego słowa przyjmowano z uśmiechem i niedowierzaniem. Do czasu. Początek 2018 roku to kolejny historyczny moment, debiut olimpijski i rola chorążego niewielkiej reprezentacji Turcji. Gdy Kamil Stoch zdobywał złoty medal indywidualnie i brąz w drużynie, Turek był na skoczni normalnej 57., zaś na dużej 56.

Ipcioglu pisze historię skoków narciarskich i... zawstydza Polaków

Dalsze postępy zatrzymała pandemia, która sparaliżowała sport i dała się we znaki również tureckiej ekipie zakochanej w skokach narciarskich. Ale nie z takimi przeciwnościami radził sobie już nasz bohater, skupił się na ciężkiej pracy i zaczynał niemal od nowa. Tak jak w 2014 roku, gdy trzęsienie ziemi zniszczyło skocznie kompleksu Kiremitliktepe w Erzurum.

Obiektów nie było, ale pozostali ludzie, a treningi przeniesiono do Słowenii. I tureckie skoki przetrwały, a skocznie zostały po latach odbudowane. Tak jak forma Fatiha, który musiał cofnąć się do Pucharu FIS, później wrócić do Pucharu Kontynentalnego i czekać na szansę ponownych startów w elicie, czyli Pucharze Świata. Udało się w tym roku. Latem Turek najpierw zaczął świetnie skakać w PK, w szczęśliwym dla siebie Rasnovie był nawet szósty.

Poszedł za ciosem w Letniej Grand Prix, gdy w kazachskim Szczuczyńsku ukończył zawody na 23. oraz 29. miejscu, jako pierwszy turecki skoczek sięgając po punkty LGP. Kolejne marzenie się spełniło, ale nadchodziła zima i prawdziwy przełom. Znów trzeba było napisać historię. Najpierw 20 listopada 2021, gdy Fatih Arda Ipcioglu przebrnął kwalifikacje i zadebiutował w Pucharze Świata.
W Niżnym Tagile zajął miejsce 46. i bardzo się cieszył. Kolejne kwalifikacje nie były udane, tak jak w Ruce, Wiśle oraz Klingenthal. W Englebergu nie startował, ale wrócił na Turniej Czterech Skoczni. I zadziwił świat. W kwalifikacjach skoczył 119 metrów i był 31. Dzień później pokonał w parze Rosjanina Daniła Sadrijerwa i wywalczył swoje pierwsze punkty Pucharu Świata, od razu w TCS.

Skoczył 120 metrów, a rywal tylko 116,5 metra i to Turek znalazł się w serii finałowej. Kamil Stoch odpadł po skoku na 118 metrów. A Fatih Arda Ipcioglu zawody – po skoku na 109 metr w drugiej serii – zakończył na 29. pozycji. Tuż za Dawidem Kubackim. Uparty Turek zdobył dwa punkty, o jeden mniej od całej polskiej kadry. W ojczyźnie został bohaterem. A w Polsce zyskał nowych fanów, bo historia Turka jest wprost niesamowita.

– On jest naprawdę świetnie przygotowany fizycznie. Jego dużą siłą jest też odporność psychiczna. Nie spala się w najważniejszych momentach, potrafi zachować zimną krew, co dziś pokazał. Natomiast w każdym aspekcie skoku posiada duże rezerwy, czeka nas jeszcze ogrom ciężkiej pracy – mówił Skijumping.pl o swoim skoczku Słoweniec Nejc Frank, jednoosobowy sztab reprezentacji Turcji, uczeń słynnego Vajsy Bajca, który kładł podwaliny pod tureckie skoki.
Fatih Arda Ipcioglu idzie przed siebie i nie przestaje marzyć. Kolejny cel? Dziesiątka Pucharu Świata. Niemożliwe? Potrzymajcie mu tylko narty. A sami się przekonacie.
Czytaj także:

Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut