
Często słyszę głosy, że pewnych rzeczy nie wynosi się z szatni. Że o pewnych rzeczach nie powinno się mówić publicznie. Ale wolałem napisać szczerą biografię. Tego typu książki na całym świecie się lepiej sprzedają. Poza tym trafiają do ludzi. Kończysz ją, zamykasz i myślisz o tym, co było w jej środku.
To pewnie dlatego, że całe swoje życie związałem z Legią. Jako dzieciak jeździłem na mecze wesołym autobusem 162. Siadałem na Żylecie i darłem mordę. A później z tymi samymi zawodnikami spotkałem się jako kolega z drużyny. Słyszałeś Kowalczyk, myślałeś - Legia. Teraz jest zupełnie inaczej. Młody chłopak pokaże się w naszej lidze, zagra kilka dobrych spotkań i automatycznie wyjeżdża na Zachód. Nie ma jak, nie ma kiedy się z nim utożsamić.
A może piłkarze dzisiaj są nudni? Pytasz ich o najbliższy mecz i słyszysz, że dadzą z siebie wszystko. Że będą walczyć. Przegrywają i mówią, że niestety nie udało się zrealizować założeń taktycznych.
Akurat dwóch mistrzów pióra miało drzwi do pokoju w tym samym korytarzu. Niestety, wredne drzwi były tak mocno zamknięte, iż panowie nie mieli siły ich otworzyć. Poszli spać, nie wchodząc do środka. I jak tu nie mówić, że z dziennikarzami na wyjazdach nie jest wesoło? Tym bardziej, jeśli przypomni się powrót z tego samego wyjazdu. Jeden autokar nasz, jeden ich. Ich podjeżdża pierwszy, drzwi się otwierają i człowiek po prostu ... wypada na chodnik. Wypada jak lalka, kukła, manekin, kawał mięsa, cokolwiek. Nawet mu zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcia.
Mówił pan o tym, że kiedyś był wyższy poziom. Wójcik z ostatniego meczu Legia - Wisła chciał wyjść. Ciągnął swojego kolegę za rękę w kierunku schodów. Tak nie mógł patrzeć na to, co działo, czy raczej nie działo się na boisku. Jest aż tak źle?
Boruc i Żewłakow?
Tak.
I ruszał. Część piłkarzy w prawo za nim, a część w lewo na piwko. Potem była gonitwa za czołówką, oczywiście skrótami, oczywiście tylko w dół. I tak byliśmy przed góralem, bo górale nie zbiegają z gór. Mogą wbiegać, ale zawsze schodzą już spacerkiem. Największym utrudnieniem były zegarki z możliwością mierzenia tętna. Lekarz brał odczyt tego zegarka i patrzył, jak to jest z naszą formą. Z tego powodu zawsze szukało się psa, żeby jemu to świństwo przyczepić i niech zasuwa. Biegaj, burku, panowie muszą chwilkę odpocząć. Darek Czykier miał kiedyś inny patent - pił piwo i cały czas podskakiwał albo robił przysiady, żeby tylko tętno się nie zmieniło.
Jest żal?
Ta książka najpierw ukazywała się w odcinkach w "Przeglądzie Sportowym". I tam robili takie coś, że jak o kimś akurat w tym fragmencie pisałem, to dzwoniono do niego i robiono rozmówkę. I rzeczywiście było widać z tych rozmów, że wielu ludziom to się nie spodobało.
On, Piechniczek, jeszcze ktoś inny. Ale potem widywałem się z tymi ludźmi. Rozmawialiśmy i dziś już chyba nie chowają urazy.
Wydawało mi się, że zawodnicy ligowi tak drewniani nie bywają. Murawski jest bardziej drewniany niż mój parkiet w domu. Gdyby urodził się w Grecji, pewnie nazywałby się Drewnopoulos, w Turcji - Drewnoroglou (...) No bo dla przykładu rozbierzmy go na czynniki pierwsze. Strzał? Podobno ma dwójkę dzieci i to by było na tyle.
Jest w piłce nożnej taka zależność, że drużyna, która pije, prezentuje się lepiej?
Kiedy następny Polak może powtórzyć ten wyczyn?
To może się zdarzyć w przypadku Ligi Mistrzów. Przyjeżdża Borussia, rusza z tą swoją kontrą i bach, Lewandowski trafia do siatki. Mamy też dwóch Polaków w lidze hiszpańskiej. Jest Dudka w Leante, jest Perquis w Betisie.
JAKUB RADOMSKI