Od ponad dziesięciu lat różnego rodzaju telewizyjne show towarzyszą nam praktycznie codziennie. Telewizja kiedyś karmiła nas podglądaniem życia obcych i nieznanych ludzi, teraz próbuje wzbudzić emocje, prezentując niezwykłe umiejętności innych, szukając gwiazd i prawdziwych talentów. My coraz bardziej znudzeni kolejnymi śpiewającymi dziećmi coraz rzadziej spoglądamy na talent show. Jaki będzie kolejny ruch telewizji?
Wszystko zaczęło się w roku 2000. To wtedy na antenie TVN pojawił się pierwszy program typu reality show – „Agent”. Program był na belgijskiej licencji, a polską edycję prowadził Marcin Meller. Zasady były proste: sześciu mężczyzn i sześć kobiet wykonywało zadania fizyczne lub umysłowe walcząc o pieniądze. Wśród nich czaił się Agent, podstawiony przez producentów programu. Jego zadaniem było utrudnianie uczestnikom wykonywanie zadań, pozostając jednocześnie w ukryciu.
„Agent” cieszył się wielkim powodzeniem, powstały trzy serie programu. Jedną z nich wygrał urzędujący obecnie minister zdrowia. To było coś zupełnie nowego. Wcześniej prym wiodły liczne teleturnieje, które polegały na dzieleniu się swoją wiedzą i umiejętnościami. Reality show zmieniły to: prócz wiedzy zaczął liczyć się spryt, zimna kalkulacja i umiejętność wypromowania się przed kamerami.
To ostatnie miało bardzo duże znaczenie przy kultowej już produkcji „Big Brothera”. Grzegorz Miecugow, prowadzący pierwszą edycję, miał nie lada wyzwanie – dotąd kojarzony z poważnym dziennikarstwem stał się uosobieniem tandety. Tandety, którą Polska pokochała. Co wieczór emocjonowaliśmy się życiem Manueli, Gosi, Sebastiana i Pici zamkniętych w domu pod Sękocinem. Organizowano wycieczki do legendarnej posiadłości, wychodził tygodnik z relacjami z domu Wielkiego Brata, temat reality show stał się gorącym i często analizowanym nad Wisłą.
Po pierwszej edycji TVN rozpoczął erę celebrytów w Polsce zatrudniając większość uczestników pierwszej edycji w różnych programach – od „Maratonu uśmiechu” przez „Kto was tak urządził” do zakupów TeleMango. Uczestnicy „Big Brothera” zaistnieli w świadomości społecznej na dłużej, co nie zdarzało się przy wcześniejszych teleturniejowych formatach. Widzowie zaprzyjaźnili się z nimi, śledzili ich losy, emocjonowali się ich sprawami. Bohaterowie domu Wielkiego Brata stali się znani z tego, że są znani.
Po Wielkim Bracie jak grzyby po deszczu powstawały nowe formaty: „Bar”, „Dwa światy” czy „Amazonki”. Polacy pokochali reality show miłością prostą, namiętną, lecz krótkotrwałą. Dzięki nim wylansowała się tylko jedna gwiazda, niegdyś kiczowata dziewczyna z Ciechanowa, dziś samozwańcza królowa – Doda, która swe pierwsze medialne kroki stawiała właśnie w „Barze”.
– W człowieku od zawsze tkwi ciekawość i tendencja do podglądania drugiej osoby – mówi Agnieszka Morzy, medioznawczyni i blogerka naTemat. – Nie ważne czy jest to gwiazda, czy sąsiad. Lubimy wiedzieć co się dzieje dookoła, czerpać wiedzę ze świata. Czasami, jak w tym przypadku, jest to wiedza niskiej jakości, ale część społeczeństwa może poczuć się nią nasycone – mówi medioznawczyni.
Reality show szybko przyszło i szybko poszło. Kolejne edycje „Big Brothera” mimo dramatycznej próby wskrzeszenia telewizyjnej legendy gromadzącej miliony przed telewizorami nie przyniosły popularności. Program z założenia lekki i nie niosący żadnych wartości stał się medialną papką najgorszego sortu, w której nie było ani fabuły, ani sensacji, ani wyrazistych postaci. Program padł w konwulsjach.
– Nie zgadzam się z tą opinią – mówi Rinke Rooyens, producent telewizyjny, właściciel firmy ROCHSTAR. – Moim zdaniem to jest właśnie czas reality show, ale w zmienionej formie. Teraz najlepiej ogląda się reality z elementami dokumentu, typu "Pamiętniki z Wakacji", "Detektywi" czy "Ukryta prawda". Co więcej - w dużych produkcjach typu "Master Chef" czy "The Voice of Poland" wplecione są elementy reality z życia uczestników i to one powodują, że widzowie wybierają swoich bohaterów, którym kibicują – dodaje.
Talen show – pokaż, że masz talent i walcz o głosy
W międzyczasie zaczął rodzić się nowy nurt telewizyjnych programów – talent show. Ten swój początek w Polsce miał w 2002 roku w telewizji Polsat. „Idol” był odtrutką dla ludzi znudzonych podglądaniem innych. W talent show musiało się mieć to coś. Duża skala „Idola”, świeże jury (Elżbieta Zapendowska, młody Kuba Wojewódzki czy Robert Leszczyński w najlepszej formie) i przeboje w wykonaniu ludzi szumnie nazywanych „młodymi talentami” okazały się strzałem w dziesiątkę. Sukces „Idola” do dziś nie został powtórzony, lecz gwiazdy z programu – Ania Dąbrowska, Ewelina Flinta czy Szymon Wydra lepiej lub gorzej, ale radzą sobie w krajowym show biznesie.
Po „Idolu” nastąpił wysyp talent show. Początkowo muzycznych, lecz z czasem skupiających się też na innych talentach. Polska edycja „Mam talent” zasłynęła dziwnymi występami i małymi dziewczętami śpiewającymi Czesława Niemena. Patrząc na kolejne łzy w oczach Małgorzaty Foremniak, jurorki „Mam talent”, miało się ochotę zaśpiewać pod nosem: „Dziwny jest ten świat”.
– Nie sądzę, aby tego typu programy upadały. "You Can Dance", "Must be the music" czy "Got to dance" pokazują, że te produkcje są potrzebne – odpiera te zarzuty Rooyens. – Stacje ciągle szukają nowych formatów. Mamy konkursy w śpiewaniu, tańcu, gotowaniu i właśnie w tych programach rodzą się prawdziwe osobowości. Przykładem mogą być uczestnicy The Voice of Poland. Proszę zwrócić uwagę, ile osób dzięki temu programowi zaszło bardzo daleko – dodaje.
Chcemy rzeczywistości?
Mimo to wiele wskazuje na to, że format talent show powoli odchodzi w zapomnienie. Co może pojawić się w nowych ramówkach? Coraz większą popularnością cieszą się formaty doc-soap, czyli dobrze znane nam „Ukryta prawda”, „Trudne sprawy” czy „Pamiętniki z wakacji”.
– Założeniem tego gatunku jest pokazanie historii jak najbliższych życiu – tłumaczy Agnieszka Morzy. – Filmy kręcone są w prawdziwych wnętrzach, bohaterami są amatorzy, a fabuła opiera się na realnych wydarzeniach. Całość „ubrana” jest w dokumentalny mundurek. Bohaterowie przedstawieni są z imienia i nazwiska, podany jest ich wiek i miejsce zamieszkania. Komiczny efekt jest tu raczej dziełem przypadku. Z założenia program ma poruszać problemy statystycznych Polaków – dodaje Morzy.
Medioznawczyni nie jest jednak przekonana co do tezy, że to właśnie dokumenty mydlane zastąpią talent show. – Programy typu „Dlaczego ja?” czy „Trudne sprawy” rzeczywiście biją rekordy popularności, ale wydaje mi się, że to nie jest ta sama widownia co „Bitwy na głosy” czy „You Can Dance” – mówi Agnieszka Morzy.
Co w takim razie może zastąpić umierający format show sprzedającego często wątpliwej jakości talenty? – Trudno jednoznacznie określić. Nawet obserwując światową telewizję widać, że talent show kończą się, lecz nie widać alternatywy, które mogłyby je zastąpić – komentuje Morzy. – Mogą to być historie zbliżone do rzeczywistości - w inny sposób niż doc-soap, lecz również nawiązujące do lifestyle'u. Być może będą to formaty znane z telewizji kobiecych traktujące o operacjach plastycznych, metamorfozach? – zastanawia się na głos. Przypadek „Perfekcyjnej Pani Domu”, które perwersyjnie wkradła się na główny kanał TVN i szturmem zdobyła popularność pokazuję, że coś może być na rzeczy.
Rinke Rooyens nie do końca zgadza się z tą tezą: – Programy, o które pan pyta są tańsze i wymagają mniejszych środków, a jednocześnie oparte są na amatorach, którzy swoja „prawdą” potrafią zjednać widza. Dziś szukamy w telewizji historii, które mogą dziać się za ścianą naszego mieszkania. Dobra alternatywa na trudne czasy stacji telewizyjnych, gdyż wymagają znacznie mniejszych budżetów, a jednocześnie łatwy sposób na uzyskanie dobrej oglądalności. Polacy uwielbiają „wchodzić” w czyjeś życie, więc chętnie oglądają tego typu programy. Mamy to na uwadze przygotowując oferty na nowy sezon.