
Reklama.
Miłosz Kłeczek z TVP podczas konferencji nie zadał ani jednego pytania o atak Pegasusem na opozycję (trzy osoby, o których wiadomo, to sen. Krzysztof Brejza, mec. Roman Giertych i prok. Ewa Wrzosek), pytał za to o mobbing w Senacie. Po konferencji senator Wadim Tyszkiewicz odpowiedział mu pytaniami o to, dlaczego TVP nie mówi o polskim dezerterze, który uciekł na Białoruś. Wybuchła kłótnia.
Zapytaliśmy senatora, czy nie żałuje konfrontacji z przedstawicielem TVP.
– Ktoś musi postawić opór goebbelsowskim metodom stosowanym przez telewizję publiczną i jej funkcjonariuszy. To nie jest redaktor telewizji publicznej – to funkcjonariusz partyjny, który dostał zadanie, żeby rozbijać tego typu inicjatywy – przekonuje Tyszkiewicz w rozmowie z naTemat.pl.
Jego zdaniem przedstawiciel telewizji publicznej próbuje odciągnąć uwagę opinii publicznej od meritum, czyli ataków władzy na opozycję oprogramowaniem antyterrorystycznym Pegasus.
– My się spotykamy, by rozmawiać na temat największej – przynajmniej w ostatnich latach – afery, a może największej w historii współczesnej Polski, dotyczącej inwigilacji Polaków i łamania prawa, a on wyskakuje z mobbingiem, który ponoć miał miejsce w Senacie i próbuje storpedować konferencję prasową – nie kryje wzburzenia senator Wadim Tyszkiewicz.
Polityk dodał, że metody stosowane przez Kłeczka rozpoznaje w książce, którą obecnie czyta: "Goebbels. Życie i śmierć". Kłótni w świetle kamer Tyszkiewicz nie żałuje.
– Ja już taki jestem: ja mówię prawdę, mówię to, co myślę. Nie mam zamiaru klękać przed takim aparatczykiem, który wykonuje zadania – za pieniądze zresztą, niemałe pieniądze, realizuje zadania i reprezentuje interesy partii, a nie narodu. Nie przekazuje informacji, tylko manipuluje informacjami, by zniweczyć nasz plan wyjaśnienia największej afery w ostatnich latach – ocenia członek Komisji Nadzwyczajnej ws. Pegasusa.
Czytaj także: