Stan zdrowia Bogumiły Wander nie napawa optymizmem. Była prezenterka TVP nadal przebywa w specjalistycznym ośrodku w Konstancinie. Tymczasem jej mąż Krzysztof Baranowski rusza w niebezpieczny rejs. – Jak spotkam tornado, to ze mną koniec – wyznaje.
W naTemat jestem dziennikarką i lubię pisać o show-biznesie. O tym, co nowego i zaskakującego dzieje się u polskich i zagranicznych gwiazd. Internetowe dramy, kontrowersyjne wypowiedzi, a także ciekawostki z życia codziennego znanych twarzy – śledzę je wszystkie i informuję o nich w swoich artykułach.
Napisz do mnie:
weronika.tomaszewska@natemat.pl
Stan zdrowia Bogumiły Wander
Bogumiła Wander była w PRL-u gwiazdą telewizji. Prezenterka przez 30 lat zachwycała urodą i profesjonalizmem, była nawet nazywana "najpiękniejszą spikerką z Woronicza". Na ekranach telewizorów pojawiała się do 2003 roku.
Dwa lata później wyszła za mąż za żeglarza Krzysztofa Baranowskiego. W 2020 roku media obiegła informacja o tym, że Wander zmaga się z chorobą Alzheimera.
Kiedy jej stan zdrowia pogorszył się na tyle, że mąż nie był już w stanie samodzielnie się nią opiekować, sprzedał mieszkanie, by umieścić ją w ośrodku, w którym może jej być stale udzielana specjalistyczna pomoc.
Baranowski przez pandemię nie mógł odwiedzać żony regularnie. Kilka miesięcy temu jednak udało mu się z nią spotkać. Wyznał, że przeżył szok. Stan jego partnerki znacznie się pogorszył.
Chociaż Wander "jest w dobrej formie fizycznej", nie pamięta ani swojego partnera życiowego, ani tego, że była gwiazdą telewizji. – Umysłowo to już inny świat. Bogusia żyje już w innym świecie – zdradził w rozmowie z Pomponikiem.
Krzysztof Baranowski wyrusza w samotny rejs
Przypomnijmy, że Krzysztof Baranowski był pierwszym Polakiem, który samotnie opłynął kulę ziemską. Teraz okazuje się, że 84-letni dziś żeglarz planuje wyruszyć w rejs przez Ocean Atlantycki.
– Właśnie przenoszę się na Kanary, na pokład jachtu. Tam będę mieszkał i przygotowywał się do wiosennego startu regat samotnych przez Atlantyk – powiedział "Faktowi" Baranowski.
– Jestem do tego psychicznie przygotowany. Mam za sobą dwa samotne rejsy dookoła świata. Gdy płynąłem pierwszy raz 50 lat temu, taki rejs trwał 30 dni, a jak będzie teraz, zależy od pogody. Drugi taki samotny rejs odbył się 21 lat temu i był to rejs w dość korzystnych warunkach pogodowych – wspomina.
Baranowski nie ukrywa, że towarzyszy mu ogromny strach i ma świadomość, iż czeka go starcie z żywiołem. – Cieszę się na ten rejs i jednocześnie się go boję, bo z żywiołem nigdy nic nie wiadomo. Jak spotkam tornado na oceanie, to już koniec ze mną – przyznał.
Baranowski wypłynie tym samym jachtem, którym pływał przed laty. – Organizatorzy są zadowoleni, że po 50. latach pojawi się ten sam jacht i ten sam kapitan na starcie. Wyremontowany jacht Polonez znów popłynie w regatach, które polegają na tym, że jest jeden żeglarz, jeden jacht i okrutny ocean – tłumaczył.
– Wiem, że nie mam żadnych szans jeżeli chodzi o klasyfikację na mecie. Ale jeśli dopłynę takim staruszkiem jak Polonez, to będzie sukces i mistyczny moment – stwierdził z wzruszeniem.