Reklama.
Maciej Stuhr powiedział "stop". Nie ma zamiaru więcej wypowiadać się o "Pokłosiu" ani o swojej historycznej wpadce z bitwą pod Cedynią. Zwrócił też uwagę na charakterystykę debaty publicznej w Polsce, w której nie da się uczestniczyć bez radykalnych poglądów.
Dla mnie ciekawsza refleksja, to poziom naszych dyskusji. Uważam się za człowieka o umiarkowanych poglądach i przekonaniach. Jednak wystarczyło wygłosić po raz pierwszy w moim 37-letnim życiu trochę poważniejsze zdanie publicznie, a stopień agresji u części słuchaczy wzrasta w tak zabójczym tempie, że jeśli chcesz na niego odpowiedzieć, stawić jakkolwiek temu czoła musisz zradykalizować swoje poglądy. I tak z umiarkowanego sam stajesz się, wbrew swojej woli, co raz bardziej radykałem. Bardzo niebezpieczny mechanizm. Dlatego postanowiłem po Kropce nad i, że oprócz zapowiedzianej wizyty u Kuby, i kilku rozmów już nagranych wcześniej, ja kończę swoje wypowiedzi o Pokłosiu na jakiś czas przynajmniej. Co chciałem powiedzieć, to powiedziałem. Dictum, jak mawiali cesarze pod Cedynią! CZYTAJ WIĘCEJ
Chciałbym skończyć temat nieszczęsnej Cedyni, choć podejrzewam, że będzie się to za mną ciągnęło na wieki wieków. Trudno, sam jestem oczywiście temu winien. Z jakiejś setki wywiadów udzielonych przeze mnie w ciągu ostatniego miesiąca, to oczywiście ten cytat zrobił prawdziwą furorę. Powtórzę raz jeszcze, że ta okropna, kuriozalna wpadka nie zmienia w niczym sensu mojej wypowiedzi. Ja jako rodzic zawsze gdy słyszę tę historię, to czuję sprzeciw. I tak, tak, dziękuję wszystkim za czujność i poprawienie najgorszego lapsusu. Oczywiście Polacy nie przywiązywali dzieci. Oni do nich strzelali. CZYTAJ WIĘCEJ