"Śniło mi się, że mówi do mnie jakiś męski głos i dotyka mnie po pośladkach. Gdy się obudziłam, okazało się, że to nie był sen… tylko kierowca Bolta" - napisała na Facebooku Noemi. Dziewczyna zgłosiła sprawę do Bolta oraz na policję. A pod jej postem odezwały się dziewczyny, które doświadczyły ze strony kierowców taksówek podobnych sytuacji.
W naTemat pracuję od kwietnia 2021 roku jako dziennikarka newsowa i reporterka. W swoich tekstach poruszam tematy społeczne, polityczne, ekonomiczne, ale też związane z ekologią czy podróżami. Zawsze staram się moim rozmówcom dawać poczucie bezpieczeństwa i zaopiekowania się, a czytelnikom treści wysokiej jakości. Pasja do dziennikarstwa narodziła się we mnie z zamiłowania do pisania… i ludzi. Jestem absolwentką dziennikarstwa i medioznawstwa oraz politologii na Uniwersytecie Warszawskim.
Dramat Noemi
W poniedziałek, 7 lutego tuż po godzinie drugiej w nocy, Noemi Sopolińska zamówiła przejazd do domu w aplikacji Bolt. Wracała ze spotkania ze znajomymi w centrum Warszawy i chciała szybko i bezpiecznie wrócić do swojego mieszkania. Zwykle o tej porze trasa zajmuje ok. 5- 6 minut, tamtej nocy trwała godzinę.
Kiedy 28-latka wsiadała do samochodu, szybko zasnęła. Opowiada, że była zmęczona dwudniowymi warsztatami tanecznymi, wypiła też trzy kieliszki wina. Kierowca nie zawiózł jej pod wskazany adres, miał pojechać o wiele dalej w okolicę oddalonego o około dziesięć kilometrów parkingu typu "Park and Ride". Dookoła była głucha pustka, kilka domów jednorodzinnych. Kierowca zgasił silnik, zostawił tylko włączone światło.
"Śniło mi się, że mówi do mnie jakiś męski głos i dotyka mnie po pośladkach.
Gdy się obudziłam, okazało się, że to nie był sen… tylko kierowca Bolta" – relacjonowała we wpisie na Facebooku Noemi.
Opowiadała, że mężczyzna przekroczył granice jej prywatności i nietykalności cielesnej.
"Gdy się ocknęłam i dotarło do mnie, co się dzieje, wpadłam w taki szał ze strachu, że myślałam, że go rozszarpię. Powiedziałam mu, że albo mnie zawiezie do domu, albo dzwonię na policję!" - napisała.
Kierowca ewidentnie wystraszył się reakcji kobiety. Spotulniał i zaczął przepraszać.
"Patrzył na mnie jak jakiś psychol, we mnie rosła frustracja, a on tylko mówił "AJM SORI" - I’m sorry do cholery?! I myślał, że co? Wrócę do domu i zapomnę o tym? Cały czas czuję tę jego rękę, widzę jego twarz, jak zamykam oczy i słyszę jego głos, czuję obrzydzenie do niego, do Was jako do firmy Bolt i co najgorsze do siebie" – zrelacjonowała dziewczyna.
Noemi kazała kierowcy natychmiast odwieźć ją do domu. Jak wspomina, dookoła było pusto, więc bała się wysiąść. Uznała, że powrót do domu będzie mniejszym złem, więc była skazana na spędzenie kolejnych kilkudziesięciu minut ze swoim oprawcą.
– Starałam się nie dać po sobie poznać, że się boję, a raczej próbowałam pokazać swoją postawą, że lepiej dla niego, jeżeli odstawi mnie do domu – opowiada w rozmowie z naTemat.
"Nie lubię ludzkiej głupoty"
Noemi od razu zgłosiła sprawę na policję. Na komisariat przy ul. Żytniej w Warszawie pojechała ok. 3.00, tam została zbadana czterokrotnie alkomatem. Wykazał 0,4 promila alkoholu. Wspomina, że podczas składania zeznań, była traktowana obcesowo. Od pani spisującej protokół miała usłyszeć: "nie lubię ludzkiej głupoty".
Kolejnego dnia została wezwana ponownie. – Okazało się, że nie mogą przyjąć mojego zeznania, bo byłam nietrzeźwa, dlatego muszę stawić się jeszcze raz – mówi naTemat.pl. Ostatecznie udało jej się złożyć zeznania w środę 9 lutego, dwa dni po zdarzeniu. – Przyszłam o 7 dzisiaj i pierwszy raz mnie ktoś wysłuchał, od A do Z, nie oceniał, i był miły – opowiada.
Noemi mówi nam, że sama zdecydowała się pójść na komisariat. – Stwierdziłam, że nie odpuszczę temu zboczeńcowi. I pomimo tego, że ciągnęło się to dwa dni, w końcu dzisiaj udało mi się zgłosić i czekam teraz na nadanie sprawie numeru i wskazanie mi policjanta do kontaktu.
W sprawie zachowania policjantów podczas pierwszego zgłoszenia nie udało nam się skontaktować z komendą przy ul. Żytniej, gdzie zeznania składała Noemi. Policja przekazała jednak swoje stanowisko Onetowi:
"Trudno mi się odnieść do subiektywnej oceny pani Sopolińskiej. Zawsze podchodzimy profesjonalnie do naszych obowiązków służbowych. Zajmujemy się każdą sprawą w sposób indywidualny. Natomiast jeżeli pani Sopolińska odczuła, że jakieś czynności nie były wykonywane w taki sposób, jaki ona uważa za słuszny, to ma możliwość wniesienia skargi na policjantów".
Zwrot: 8,23 zł
Noemi swoją historię opisała na grupie Dziewczyny Wiecie Więcej, potem po namowie innych osób, które też przeżyły podobne doświadczenia, postanowiła napisać publicznego posta na fanpage’u Bolt Polska. Jak opisuje "długo zastanawiała się, czy w ogóle o tym napisać": "Jeszcze wczoraj na świeżo byłam w bojowym nastroju, dzisiaj chce mi się płakać, nie mogę przestać o tym myśleć…"
Noemi zgłosiła też sprawę w aplikacji Bolt. Szybko jej przejazd został zareklamowany i otrzymała zwrot pieniędzy. Na jej konto wróciło 8,23 zł.
Pod postem Noemi jest ponad 180 komentarzy, w tym opowieści innych dziewczyn, które spotkała podobna sytuacja.
Komentarz zamieściła m.in. Marysia, która mówi, że doświadczyła podobnej sytuacji. Marysia miała spać w swojej koleżanki, jednak jak opowiada, było późno i była pod wpływem alkoholu, więc wolała wrócić do swojego mieszkania. Zamówiła taksówkę przez popularną aplikację.
Jak relacjonuje, bardzo szybko kierowca zaczął dopytywać, czy ma kogoś, rzucał dwuznaczne komentarze. Po 10 minutach drogi dojechali na miejsce, jednak on zablokował drzwi, odwrócił się i zaczął dotykać jej kolan. Przy czym rzucał sprośne komentarz i mówił, że ją gdzieś wywiezie. Marysia była przerażona, próbowała się uwolnić z samochodu. Zaczęła szarpać klamkę i krzyczeć. W końcu udało jej się wydostać. Nigdy więcej nie wróciła sama Uberem ani Boltem. Od tej sytuacji minęło już pół roku.
Marysia nie udała się na policję. Zgłosiła jednak ten incydent do firmy, w której pracował kierowca. Nie otrzymała żadnego odzewu.
– Trzeba coś z tym zrobić, bo ja też niestety wtedy odpuściłam, a widzę, że coraz więcej dziewczyn spotykają takie przykre doświadczenia… Takie czasy, że w ZTM nocnym jest bezpieczniej – mówi w rozmowie z naTemat.pl.
"Będąc na tej trasie, miałam już mętlik w głowie, co może mi się stać"
Swoją historią podzieliła się też Ola. Z aplikacji taksówkarskiej korzystała wiele lat, ale po tym, co się wydarzyło pewnego wieczoru, odinstalowała ją.
Po imprezie w jednym z warszawskich klubów postanowiła zamówić przejazd aplikacją. Tak wspomina ten wieczór:
– Niedawno miałam nieprzyjemną sytuację z panem z Gruzji. Trochę temu panu zaufałam przez numery rejestracyjne, bo wskazywało na to, że jest z moich okolic i dzięki temu, że to "swój", to przejazd będzie bezpieczny. Po przejechaniu kawałka drogi, kierowca zapytał mnie, czy jestem w związku, więc odpowiedziałam mu, że tak i olałam. Minęła chwila, po czym on do mnie, że ma ochotę na seks, w sumie mnie zamurowało. I zapytał się, czy mieszkam sama, mieszkam z rodzicami i tak też mu powiedziałam. Myślałam, że przez to oleje on sprawę – opowiada.
Jednak mężczyzna był nieustępliwy. Ola starała się kontrolować drogę, co jakiś czas spoglądała na telefon kierowcy z mapą i widziała, że zbliża się do domu. Jednak po chwili zorientowała się, że nie kojarzy okolicy. Zerknęła ponownie na telefon kierowcy, a tam czas się wydłużył. Spanikowana zapytała, co się dzieje, on na to, że ominął zjazd (jest bardzo dobrze oznakowany i oświetlony). W tym momencie zorientowała się, co się dzieje i zaczęła panikować.
– Zaczęłam robić awanturę i zadzwoniłam do koleżanki, wzięłam ją na głośnik i zaczęłyśmy mówić, że dzwonimy na policję, przecież mamy jego blachy i typ samochodu, poza tym udostępniłam jej jeszcze lokalizację poza aplikacją. Czas na telefonie ciągle się wydłużał. A na trasie w rozpędzonym samochodzie nawet nie miałam możliwości ucieczki.
Ostatecznie kierowca się wystraszył i odwiózł Olę do domu. 30 min później niż początkowo wskazywała aplikacja. Sprawa została zgłoszona w aplikacji. Ola nie poszła z tym na policję.
– Po tej sytuacji zobaczyłam w internecie, że nie tylko mnie to spotkało, ale więcej kobiet. Postanowiłam opisać to zdarzenie, by w końcu ktoś dostrzegł, co faktycznie się dzieje i to ukrócił. Koniec końców, cieszę się, że tylko tak skończył się ten przejazd, chociaż to i tak nie powinno mieć w ogóle miejsca – dodaje.
W sprawie Noemi prosiliśmy o stanowisko firmę Bolt. Otrzymaliśmy następującą odpowiedź, którą publikujemy w całości:
"Bolt bardzo poważnie traktuje tego typu zarzuty i stosując w takich przypadkach zasadę “zero tolerancji", nie akceptujemy takiego zachowania wśród kierowców i kierowczyń zatrudnionych przez współpracujące z nami floty. Nasz zespół odpowiada na wszystkie zgłoszenia przesyłane w aplikacji, blokuje kierowcę na platformie Bolt, tak by nie mógł realizować już przejazdów oraz bada każdą zaistniałą sytuację. Współpracujemy z Policją przy każdej sprawie, zapewniając, żeby osoby odpowiedzialne poniosły konsekwencje.
Bezpieczeństwo wszystkich użytkowników naszej platformy jest dla nas najważniejsze, dlatego wprowadziliśmy w aplikacji możliwość udostępniania położenia, co pozwala śledzić trasę wybranym przez pasażerkę czy pasażera osobom. Ponadto Bolt wymaga od swoich partnerów flotowych, którzy zatrudniają kierowców, przedstawienia szeregu dokumentów potwierdzających czy dana osoba może przewozić ludzi. Dokumenty te obejmują zaświadczenie o niekaralności, dokumenty identyfikacyjne kierowcy, kopię prawa jazdy kierowcy oraz dowodu rejestracyjnego" – czytamy w przesłanym oświadczeniu.
Dopytaliśmy jeszcze o tego konkretnego kierowcę, czy został on zidentyfikowany i zablokowany na platformie. Jednak firma nie może udzielać takich informacji. Zaznaczono jednak, że na życzenie policji potrzebne informacje są udostępniane, tak aby były pomocne w postępowaniu.
Centrum Praw Kobiet
Joanna Gzyra z Centrum Praw Kobiet podkreśla, że w takich sytuacjach priorytetem jest ocena zagrożenia.
– Nie ma jednej, uniwersalnej rady, jak zachować się w takiej sytuacji. Najważniejsze jest, aby zadbać o swoje bezpieczeństwo. Autorka tego wpisu dokonała kalkulacji zagrożenia i stwierdziła, że bezpieczniejsze jest dla niej ukończenie kursu z tym kierowcą niż np. ucieczka, ponieważ nie wiedziała, dokąd została wywieziona. Jeśli jednak zdarzy się komuś taka sytuacja, to zawsze trzeba indywidualnie ocenić zagrożenie – mówi w rozmowie z naTemat.pl Gzyra.
Powstaje pytanie, jak chronić się przed takimi sytuacjami? Możemy kupić gaz pieprzowy, nigdy nie jeździć same, a gdy już się zdecydujemy to z duszą na ramieniu obserwować, czy kierowca przypadkiem nie zbacza z trasy.
Tylko dlaczego kobieta ma się nieustannie bać? Wyjścia wieczorem, późnego powrotu do domu, nawet jazdy taksówką. Mamy dość ciągłego oglądania się za siebie, analizowania, którą drogą wybrać. I zastanawia się, czy jeśli założymy krótką spódnicę i wypijemy trochę więcej, to policja nam uwierzy.
– Aby do takich sytuacji nie dochodziło, sprawcy musieliby przestać gwałcić, napastować i napadać na ofiary – mówi nam Joanna Gzyra.
– To najskuteczniejsze rozwiązanie, choć pozostające obecnie w sferze marzeń. Najlepszą profilaktyką przemocy jest edukacja – a takich systemowych działań w Polsce jednak bardzo brakuje. Oczywiście, możemy doradzać osobom, które korzystają z takich środków transportu, żeby nie wracały same, dawały znać komuś bliskiemu, gdzie się znajdują, żeby nosiły przy sobie gaz itd., i o ile daje to komuś poczucie bezpieczeństwa i może realnie pomóc, to warto to robić. Jest to jednak przerzucanie odpowiedzialności za swoje bezpieczeństwo na potencjalne ofiary, a też nie o to chodzi, bo to sprawcy nie powinni stosować przemocy.
Gdzie szukać pomocy?
Firmy typu Bolt czy Uber wprowadziły w swoich aplikacjach możliwość udostępniania położenia, co pozwala śledzić trasę. Po każdym przejeździe istnieje też możliwość zgłoszenia kierowcy, który dopuścił się nieodpowiedniego zachowania. Uber ma też możliwość szybkiego wybrania numeru 112. Widać, że firmy podejmują kroki na rzecz zwiększania bezpieczeństwa. Pozostaje pytanie, czy są one wystarczające.
Joanna Gzyra z CPK po zapoznaniu się z historią Noemi stwierdziła, że dziewczyna słusznie postąpiła, zgłaszając nadużycie, jednak sposób, w jaki została potraktowana, jest urągający – Jej historia nie została potraktowana poważnie, nie wiadomo, czy wobec sprawcy zostaną wyciągnięte jakieś konsekwencje.
Osoby, których nietykalność została naruszona, mają prawo zgłosić sprawę na policję, a funkcjonariusze mają obowiązek sporządzić notatkę z zajścia. Jeśli osoba poszkodowana doznała obrażeń wewnętrznych lub zewnętrznych (np. jeśli doszło do gwałtu lub jakiejś formy przemocy fizycznej: pobicia, szarpania, obezwładnienia itd.) powinna dokonać obdukcji.
– Wyniki obdukcji mogą stanowić bardzo ważny dowód w naszej sprawie, jeśli zdecydujemy się podjąć kroki prawne wobec sprawcy. Należy jednak pamiętać, że po napaści najważniejszy jest dobrostan ofiary. Jeśli czuje ona, że nie jest w stanie zgłosić sprawy na policję, to jest to jej decyzja, którą należy uszanować – tłumaczy Joanna Gzyra z Centrum Praw Kobiet.
Jeśli nas taka historia warto też zwrócić się do organizacji pomocowych takich, jak Centrum Praw Kobiet, ale też Niebieska Linia, Feminoteka czy Fundacja Przeciw Kulturze Gwałtu. Można tam otrzymać rzetelne informacje, jakie prawa nam przysługują, gdy padłyśmy ofiarą napaści.
Nienawistne komentarze
W tej sprawie bulwersująca jest też reakcja społeczeństwa w tej sprawie. Tak, jak zostało to już napisane wyżej, Noemi opublikowała dwa posty. Jeden na zamkniętej grupie dla kobiet, drugi publicznie na fanpage’u Bolta. Pierwszy spotkał się z dużym wsparciem. Wśród ponad 180 komentarzy było wiele słów otuchy, wsparcia, rad i też własnych doświadczeń.
Zupełnie inna atmosfera panowała w sekcji komentarzy w publicznym poście. Pojawiło się wiele "dobrych rad", że mogła nie wsiadać do tego samochodu i uwag, że historia jest niewiarygodna i naciągana, bo jednak Noemi dała się odwieźć. Do tego uwagi o charakterze ksenofobicznym i rasistowskim.
Joanna Gzyra podkreśla, że winny przemocy jest zawsze wyłącznie sprawca – nie ofiara. – Musimy jako społeczeństwo nauczyć się ufać ofiarom i wspierać je, a nie wtórnie wiktymizować, podważać ich wiarygodność i przerzucać na nie odpowiedzialność za to, co im się przytrafiło – dodaje.
Noemi uważa, że dobrze postąpiła, nagłaśniając sprawę. Liczy, że dzięki jej historii będzie mniej takich zdarzeń.
– Myślę, że dzięki nagłośnieniu mojej historii i wymuszeniu na Bolt przyjęcia jakiegoś stanowiska, w końcu zaczną weryfikować swoich kierowców, skupią się na przeprowadzeniu dokładanych badań, sprawdzą przede wszystkim, czy osoby są tutaj legalnie i są niekarane. Wierzę w to, że zostanie to tak rozdmuchane, że dotrze do ogromnej części społeczeństwa i będzie tego typu zgłoszeń o wiele mniej – przyznaje w rozmowie z naTemat.pl.
Podkreśliła też, że większość jej znajomych już usunęła swoje konta w aplikacji po usłyszeniu jej historii.
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut
Serio?! To nie o kasę chodzi, tylko zróbcie coś z tym w końcu!!! Nie mogę przestać o tym myśleć, czuję taki wewnętrzny niepokój i lęk, nie mogę zasnąć…
Będąc na tej trasie, miałam już mętlik w głowie, co może mi się stać, czy mnie wywiezie za granice, czy mnie do kogoś zawiezie, gdzie zostanę zgwałcona. Przez to, że miał rejestrację z tych okolic, bałam się, że po prostu zna tu jakieś miejsce, gdzie zrobi mi krzywdę i zostawi. Miałam nawet myśli, że moje narządy pójdą na sprzedaż. Wiem, że to może komicznie brzmieć, ale w tamtym momencie, gdy nie miałam ucieczki, a tylko oddalałam się od domu… to przychodziło do głowy.
Joanna Gzyra
Warto jednak wiedzieć, że jeśli nie wykonamy obdukcji (o ile jest taka potrzeba), to bezpowrotnie utracimy istotne dowody w sprawie.