
Walter Żelazny już prawie cztery lata czeka na decyzję prezydenta w sprawie swojego tytułu profesora. Andrzej Duda zaskarżył wyrok Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego, który zobowiązywał go do rozpatrzenia wniosku w kwestii naukowca.
REKLAMA
Skarga kasacyjna
Jak podaje "Gazeta Wyborcza" skarga kasacyjna Andrzeja Dudy na wyrok WSA z sierpnia ubiegłego roku wpłynęła do Naczelnego Sądu Administracyjnego w połowie stycznia. Według dziennika wyrok dotyczy zwłoki w nadaniu Walterowi Żelaznemu tytułu profesorskiego."Ten wyrok nie był prawomocny i dlatego Duda wniósł skargę. Dowodzi w niej, że prezydent nie jest organem administracyjnym, więc WSA błędnie wywiódł, że jego decyzje to decyzje administracyjne. Z tej przyczyny sąd administracyjny nie może się nimi zajmować. Czyli nie ma prawa kontrolować decyzji prezydenta. Duda chce uchylenia wyroku WSA w całości" – czytamy w dzienniku.
"Gazeta Wyborcza" zaznacza również, że Walter Żelazny na decyzję prezydenta Dudy czeka już od 2018 r. Ponadto, po roku naukowiec wysłał pismo w tej sprawie do prezydenckiego ministra Andrzeja Dery.
Minister, podobnie jak prezydent, nie odpowiedział na pismo naukowca. Wobec tego Żelazny złożył w Wojewódzkim Sądzie Administracyjnym skargę na przewlekłe postępowanie. Sąd odrzucił pismo, uznając, że nadanie tytułu nie jest sprawą administracyjną.
"Żelazny odwołał się do NSA, a ten stwierdził, że WSA się pomylił, bo prezydent jest organem administracyjnym i dlatego WSA musi rozstrzygnąć skargę naukowca. I zapadł kolejny wyrok – ten zobowiązujący Dudę do reakcji na wniosek Centralnej Komisji ds. Stopni i Tytułów" – relacjonuje gazeta codzienna.
W styczniu 2016 r. na marszu Komitetu Obrony Demokracji wygłosił przemówienie, za które doniesiono na niego do prokuratury.
Walter Żelazny
Naukowiec jest profesorem Uniwersytetu w Białymstoku. W przeszłości był działaczem opozycji, współpracownikiem Władysława Frasyniuka, a także emigrantem politycznym.W styczniu 2016 r. na marszu Komitetu Obrony Demokracji wygłosił przemówienie, za które doniesiono na niego do prokuratury.
Wypowiedź dotyczyła rządów PiS. – Boję się, że rządzą nami nawiedzeni wariaci, którym się wydaje, że są w stanie zmienić losy świata i sprawić, żeby wrak samolotu zaczął latać (…). Tej hydrze da się łeb ukręcić i zachęcam gorąco, by rozpocząć ćwiczenia w tym kierunku – powiedział podczas marszu Żelazny.
Może Cię zainteresować: Ziobro poczuł krew w otwartej wojnie z Morawieckim? "Dramatycznie walczy o przeżycie"
Finalnie sprawę wypowiedzi podczas marszu KOD umorzono. Aczkolwiek jest jeszcze jedna sprawa warta uwagi. Naukowiec wiele lat temu znalazł się na liście zastrzeżonej współpracowników SB, gdzie wpisany został jako "Janusz".
– Wpadłem, kolportując paryską "Kulturę". Zapłaciłem za jej egzemplarze ok. 4,6 tys. zł. Kupiłem je od syna jednego z najwyższych dygnitarzy PRL. SB mi je zabrało, więc zażądałem zwrotu pieniędzy. SB dało mi coś do podpisania i zwrócono mi pieniądze. To wszystko – wyjaśnił Żelazny.
Czytaj także: