Janusz Piechociński właśnie zaczyna nowy rozdział – zarówno w swojej politycznej karierze, jak i w życiu PSL-u. Nowy szef Stronnictwa chce zrewolucjonizować nie tylko swoją partię, ale i całą polską politykę. "Trzeba eksponować to, co łączy, a nie dzieli" – przekonuje poseł.
Piechociński po raz pierwszy wystąpił w mediach jako szef PSL-u. I od razu zaczął skromnie, od tego, że w Polsce zbyt skupiamy się na zwycięzcach, a za mało na przegranych. "Rywalizacja w demokratycznej przestrzeni to także wartość i powinniśmy zwracać uwagę na przegranych" – mówił nowy szef PSL Tomaszowi Sekielskiemu w TOK FM. Poseł podkreslił, że przez to "w polskiej polityce bardzo wielu wartościowych ludzi pogubiliśmy po drodze, ministrów, wiceministrów".
Nowy szef PSL zaznaczył też, że zaprosił Waldemara Pawlaka na obiad, chociaż wicepremier temu zaprzeczył. Piechociński odniósł się też do faktu, że media i politycy byli zdziwieni jego wygraną. "Wielu to zaskoczyło i teraz trzeba ochłonąć" – mówił Sekielskiemu ludowiec.
Dotychczasową politykę rządu w kwestii budżetu UE Janusz Piechociński określił jako "roztropną" i "mądrą". Podkreślił też, że wiele obszarów działań rządu, jak na przykład pakiet dotyczący energii odnawialnej, to dzieło Pawlaka, za które Piechociński go "szanuje i podziwia". "Mamy przed sobą finisz prac nad budżetem, więc chciałbym żeby obecni trzej ministrowie PSL pozostali na stanowiskach" – oświadczył poseł PSL. Pawlak zaś, zdaniem Piechocińskiego, powinien pozostać na stanowisku wicepremiera dopóki szefem rządu jest Donald Tusk.
Świeżo upieczony przewodniczący PSL przyznał też, że chce swoimi działaniami "odświeżyć" nie tylko swoją partię, ale i politykę w Polsce. "Trzeba eksponować to, co łączy, a nie dzieli" – przekonywał Piechociński. I dodał, że by "wyjść z zaklętego kręgu walki emocjami, trzeba otworzyć zamrożone przestrzenie debaty publicznej". Zdaniem lidera ludowców, "polityka musi być bliżej człowieka" i musi to dotyczyć nie tylko poprawy komunikacji. Szef PSL zaznaczył jednak, że do zrealizowania takiej misji on sam musi pozostać poza rządem. Dodał też, że jego przesłaniem jest: trzeba po prostu lubić ludzi. "Ja swoją postawą pokazuję, że mam dar przekonywania, że taki właśnie jestem" – przekonywał poseł.
Janusz Piechociński przyznał też, że Donald Tusk jeszcze do niego nie zadzwonił z gratulacjami. Tłumaczył jednak, że gdy wiadomość o jego wygranej się rozniosła, jego telefon komórkowy był po prostu przeciążony i utracił "wszelką zdolność komunikowania". Jako pierwszy pogratulował mu Janusz Korwin-Mikke, za co Piechociński jemu – i wszystkim innym gratulującym – podziękował na antenie TOK FM.
W programie Moniki Olejnik Piechociński mówił o tych samych rzeczach. Ponownie podkreślił, że chciałby poważnej polityki w Polsce. Na pytania Moniki Olejnik o to, kogo widzi w rządzie, szef PSL odpowiedział, że w polskiej publicystyce wszystko dzieje się zbyt szybko. "Jeszcze nie było rozmów z Pawlakiem, z szefem rządu" – zaznaczał Piechociński. I dodawał, że musimy zwolnić, bo w Polsce jeden artykuł o trotylu wywołał burzę. "Dla nas toczą się ważne negocjacje, gospodarka zwalnia, a my strzelaliśmy w siebie tonami trotylu. Ja proponuję poważne, wspólnotowe, poważne podejście do tych wyzwań" – deklarował lider PSL.