Tej jesieni HBO emituje drugi sezon „Bez tajemnic”. Serial pokazujący pracę terapeutów robi furorę w polskiej telewizji. Na ekranie wszystko wygląda pięknie, ale jak jest w życiu? Czy terapia rzeczywiście wygląda tak, jak w telewizji? I czy to dobry pomysł na jej promowanie?
„W wieku 15 lat trafiłem na terapię z powodu problemów rodzinnych. Nieświadom niczego poszedłem do wskazanego gabinetu. Zdecydowanie nie wyglądało to jak w serialu – obskurne pomieszczenia, recepcjonistki zadające pytania 'A co, a po co, a do kogo', w końcu pokój zupełnie nie wyciszony do tego stopnia, że czekając aż wyjdzie poprzedni pacjent mimowolnie przysłuchiwałem się jego terapii. A sama terapia? Była do tego stopnia słaba, że zraziłem się do niej na kilka lat. Niemiła, młoda kobieta, która 'z przydziału' została moją terapeutką była wyniosła, niezainteresowana zupełnie rozwiązaniem moich problemów czy choćby wskazaniem mi kierunku pracy nad sobą, lecz 'odbębnieniem' kolejnej godziny w pracy”. Historia, którą można znaleźć na jednym z forów nie jest odosobniona. W końcu w kraju, gdzie terapeutą może zostać praktycznie każdy, kto ukończył odpowiednie kursy, o pomyłkę nie trudno. Czy jednak strach przed zaufaniem to jedyny problem, który zamyka drzwi przed pacjentem?
– Przeszkód jest znacznie więcej. Choćby czysto techniczna, polegająca na braku funduszy – tłumaczy Julia Wahl, terapeutka i blogerka naTemat. – Wielu osobom wydaje się, że terapia to bardzo droga sprawa. Prawda jest taka, że wszystko zależy od lekarza, częstotliwości spotkań i ogólnej sytuacji. Często też problemem nie są pieniądze, ale ograniczona dostępność gabinetów. W dużych miastach znaleźć terapeutę jest łatwo, ale w mniejszych miejscowościach często graniczy to z cudem. Pacjenci często też obawiają się stygmatyzacji. Mają poczucie, że wizyta u terapeuty jest okazaniem słabości, porażką. Wynika to w dużej mierze z tego, że w Polsce świadomość społeczeństwa na temat terapii jest bardzo mała. Większości osób wydaje się, że terapeuta jest od radzenia i kontrolowania. Rzeczywistość jest jednak zupełnie inna – dodaje terapeutka.
„Bez tajemnic”, który od pewnego czasu można oglądać w polskiej telewizji, ma szansę tę sytuację zmienić. Serial przy pomocy bardzo prostych środków pokazuje obraz terapii od środka. Każdy z odcinków poświęcony jest jednemu z pacjentów. Mamy więc historię małżeństwa, żołnierza, który walczy w Afganistanie czy dziewczyny, która ma problemu w związku. Wszyscy siadają na wygodnej kanapie, w jasnym przestronnym wnętrzu i w towarzystwie Jerzego Radziwiłowicza, czy Krystyny Jandy, którzy wcielili się w rolę terapeutów, opowiadają o swoich problemach psychicznych. Problemach bardzo ludzkich i przyziemnych, z którymi przeciętny widz łatwo może się utożsamić. Pytanie, czy nie za łatwo?
– Ryzyko istnieje zawsze. Tak jak w przypadku reklam leków w telewizji, które mogą skłonić do zażywania zbędnych specyfików – opowiada Julia Wahl. – Wszystko zależy od mądrości widza. Oczywiście każdy z nas jest inny, więc nie można liczyć na to, że serialowy terapeuta rozwiąże nasze problemy. Wiadomo, że kosztem podtrzymania ciągłości akcji często stosuje się w filmach uproszczenia, skróty. Serial ma więc tylko zachęcać do przełamania ewentualnego strachu przed terapią, a nie do odbycia jej za pomocą telewizora – dodaje blogerka.
Czy jednak terapia, która zawsze odbywa się w pięknych wnętrzach, przy pełnej uwadze lekarza, nie działa trochę na odwrót? Czy idealizowanie spotkania nie sprawia, że jeszcze bardziej się jego boimy? „Bez tajemnic” opiera się na formacie, który w Stanach osiągnął niebywały sukces. Serial jest świetnie zrobiony, wciąga i fascynuje. Czy jednak filmową sytuację można przełożyć jeden do jednego na nasz polski grunt?
„Bez tajemnic” budzi trochę kontrowersji. Wątpliwe chociażby są wątki, kiedy terapeuci łamią regulamin i wdają się w prywatne kontakty ze swoimi pacjentami. Oczywiście czasem takie sytuacje mają miejsce, czy jednak w potencjalnym pacjencie nie budzą sprzeciwu? Z jednej strony terapeuta jest tylko zwykłym człowiekiem i warto pokazać go od ludzkiej strony. Ma prawo się mylić, dekoncentrować i kluczyć. Z drugiej, jego zawód objęty jest dużym zaufaniem społecznym. Dobrze więc lansować wzorce bliskie ideału. Wątpliwość środowiska budzą też niektóre techniki stosowane przez serialowych lekarzy. Chociażby ich tendencja do udzielania rad, które podczas normalnej terapii są zakazane.
W Polsce w większości środowisk terapia postrzegana jest jako wybryk, albo wstydliwy problem. Wielu pacjentów decyduje się na nią dopiero wtedy, kiedy sytuacja jest już krytyczna. Z tej perspektywy wszelkie akcje nawołujące do leczenia wydają się dobrym rozwiązaniem. Kampanie społeczne, seriale, spoty reklamowe odczarowują "gabinet z kozetką". Gra jednak jest ryzykowna. W końcu za drzwiami nie zawsze jest jak w filmie. I co wtedy?