"Wystarczy sama realna groźba zamachu, żeby terrorysta osiągnął cel". Były agent wywiadu o kulisach terroryzmu
Michał Mańkowski
20 listopada 2012, 11:11·5 minut czytania
Publikacja artykułu: 20 listopada 2012, 11:11
Informacja o powstrzymaniu mężczyzny planującego zamach terrorystyczny na polskie władze zelektryzowała dziś Polskę. – Wystarczy sama groźba realnego zagrożenia, żeby osiągnąć zamierzony cel – mówi Vincent V. Severski, były agent polskiego wywiadu. Severski w rozmowie z naTemat opowiada o tym, dlaczego każdy przejaw terroryzmu ma podłoże polityczne oraz czemu polskie służby są na tej płaszczyźnie naprawdę skuteczne.
Reklama.
Kim jest Vincent V. Severski?
To pseudonim polskiego agenta, który w swojej karierze spędził 13 lat za granicą, gdzie odbył około 140 misji w blisko 50 krajach na terenie Azji, Bliskiego Wschodu, Europy i Afryki. Jego pracę doceniali nie tylko prezydenci i premierzy RP, ale szefowie zagranicznych służb wywiadowczych, a nawet sam Barack Obama. Na emeryturę przeszedł w 2007 roku w stopniu pułkownika. Teraz zajmuje się m.in. pisaniem książek. Do tej pory wydał dwie: "Nielegalni" oraz "Niewierni".
Na ile w Polsce w ogóle możemy mówić o realnym zagrożeni terrorystycznym?
Tego się nie da określić precyzyjnie. Przecież wystarczy jeden szaleniec, żeby mówić o zagrożeniu terrorystycznym. Tak samo było w Norwegii, tam z zewnątrz mogło się wydawać, że w ogóle nie istnieje możliwość ataku, a proszę zobaczyć do czego doprowadził Anders Brevik. Zagrożenie istnieje wszędzie, nie tylko w USA, czy na Bliskim Wschodzie, ale w Polsce, Czechach czy Finlandii. Dzisiejsze wydarzenia pokazują, że jest to jak najbardziej realne.
To już podlega ocenie ABW. Moim zdaniem najtrudniejszą sprawą do rozwikłania jest poznanie determinacji określonych działań potencjalnych terrorystów. Są ludzie, którzy cierpią na kompleks Herostratesa i dążą do uzyskania sławy za pomocą wielkiej zbrodni. Jeżeli na to nakłada się jeszcze polityka i wystarczająca determinacja do przeprowadzenia aktu terroru, to możemy mówić o poważnym zagrożeniu. Wtedy nie ma znaczenia, czy jest to ekstremista lewicowy, prawicowy czy religijny. Wystarczy przypomnieć sobie sytuacje z ostatnich kilku lat, gdyby podliczyć wszystkie niedoszłe zamachy, albo nawet alarmy to mamy odpowiedź o stan zagrożenia.
No właśnie, nie mieliśmy zamachu terrorystycznego sensu stricte zrealizowanego. To może dobrze świadczyć o polskich służbach. Mówiłem o tym, w którymś wywiadzie, ale internauci mnie wyśmiali. Powtórzę, uważam, że nasze służby naprawdę dobrze pracują w celu rozpoznania tego rodzaju zagrożenia.
Jak w ogóle służby trafiają na terrorystów?
Pyta pan o pewną metodykę postępowania. Nasze służby działają tak samo, jak wszystkie inne w Europie czy na świecie. Jest działanie profilaktycznie, rozpoznawcze i prewencyjne. Polegają one m.in. na śledzeniu środowisk, ludzi i tematów, które mogą stanowić zagrożenie dla porządku prawnego państwa. Nie publikuje się szczegółowych statystyk dotyczących skuteczności, ale jak mówiłem do tej pory nic na wielką skalę się nie wydarzyło, więc ta skuteczność jest wysoka. Oczywiście nie można powiedzieć co się zdarzy jutro, za miesiąc, czy rok. To zawsze walka nie tylko z terrorystami, ale i sobą samym. Na tę chwilę widzę jednak, że polskie służby działają bardzo dobrze.
Mówi pan o śledzeniu podejrzanych środowisk, ale często zdarza się, że do zamachu przygotowywał się szary Kowalski. Nie wychylał się, nie przejawiał skłonności do agresji, a tym bardziej terroryzmu. A mimo to służby potrafią na takich ludzi trafić. Ze wstępnych ustaleń wiadomo już, że tak było w tym przypadku. To mężczyzna w średnim wieku, który pracował na jednej z uczelni wyższych.
To jest z zewnątrz szary Kowalski, ale wewnątrz jest to dużo bardziej skomplikowane. Przecież wszyscy wiemy, że w internecie jest masa anonimowych komentarzy pełnych agresji i nienawiści. Codziennie możemy czytać takie wpisy, a przecież za nimi stoją zwykli obywatele. Przejawiają niezrozumienie funkcjonowania państwa i społeczeństwa oraz brak tolerancji. Nie zawsze nawet nawołują do użycia siły, ale po prostu wspierają inne formy przejawiające terroryzm.
Czyli ktoś, kto w internecie anonimowo nawołuje do agresji, nienawiści czy terroryzmu może być pewien, że jest obserwowany?
Myślę, że jeżeli pojawiają się wpisy czy portale, które mogą sygnalizować jakieś skrajne zachowania są pod kontrolą odpowiednich służb. Jeżeli byłoby inaczej to zdecydowanie zbyt często dochodziłoby do takich zdarzeń. Wyłapywanie takich osób i odpowiednie działanie profilaktyczne jest w takich przypadkach, jak najbardziej wskazane.
Czy napięcie na scenie politycznej może popychać terrorystów do działań?
Wszystkie odruchy, które można zakwalifikować do działań terrorystycznych nakładają się na politykę. Znany terroryzm islamski nie wziął się tylko dlatego, że Mahomet kazał im walczyć – on ma silne podłoże społeczno-polityczne. Moim zdaniem aktem terrorystycznym zawsze kierują przesłanki natury politycznej, narodowościowej lub społecznej. Akt terroru istnieje przecież od zarania dziejów, podobnie jak podłoże, z którego wyrasta. Publiczne egzekucje też były formą terroryzmu, miały wywrzeć określone wrażenie społeczne.
Czy z punktu widzenia służb zajmujących się bezpieczeństwem istnieje różnica, czy terroryzm ma podłoże religijne, polityczne, czy jeszcze inne?
Takie kategoryzowanie nie ma sensu, bo każde działanie terrorysty ostatecznie sprowadza się do jednego. Podczas pracy operacyjnej w gruncie rzeczy się tego nie rozróżnia. Oczywiście trzeba znać temat, który się rozpracowuje, ale to, czy terroryzm ma podłoże lewicowe, prawicowe, religijne, psychologiczne nie jest najważniejsze. Skutek zawsze jest taki sam – wstrząsnąć społeczeństwem. Czasami nie trzeba nawet przeprowadzić zamachu. Wystarczy wiarygodna i realna groźba i cel zostanie osiągnięty. Proszę zobaczyć co teraz się dzieje, o czym się mówi. O tym pisałem w jednej ze swoich książek: do samego aktu nie zawsze musi dojść, sama realna groźba jego możliwości jest wystarczająco przerażająca dla społeczeństwa.
Czytaj: Breivik: Jestem miłą osobą. Kiedy normalny człowiek zamienia się w potwora?
A jeżeli chodzi o samych terrorystów, są ci mniej i bardziej niebezpieczni? Pytam oczywiście o to, jak postrzegają odpowiednie służby, a nie zwykli obywatele.
Nie ma na to prostej odpowiedzi. Myślę, że najbardziej niebezpieczni są naśladowcy, dlatego, że działają na własny rachunek wzorując się na określonych działaniach. Swój zamach przygotowują i przeprowadzają w pojedynkę, w konspiracji, gdzie nikt nie ma dostępu do planów terrorysty. Jeżeli przy zamachu współpracuje kilka osób to szansa wpadki w naturalny sposób się zwielokrotnia. Myślę, że właśnie dlatego Anders Breivik mógł dokonać swojego zamachu.
Ze wstępnych ustaleń wiadomo, że zatrzymany w Polsce mężczyzna wzorował się właśnie na Breiviku.
Już po zamachu w Norwegii napisałem, że Breivik będzie miał naśladowców. Nie ma w tym co prawda nic odkrywczego, ale warto zwrócić uwagę, że on jest szaleńcem i zbrodniarzem tylko z naszego punktu widzenia. Dla niektórych grup wcale nie jest to takie oczywiste. Podzielają jego punkt widzenia świata. Tak właśnie rodzą się naśladowcy, którzy są wyjątkowo niebezpieczni.
To sprowadza nas do pewnego paradoksu, gdzie większe szkody i zagrożenie są w stanie stworzyć pojedyncze osoby, a nie zorganizowane siatki terrorystów.
Forma działania terrorystów może być bardzo różna. Wystarczy przypomnieć sobie sytuację, gdy w Łodzi do biura poselskiego wpadł mężczyzna i pod wpływem emocji zaczął strzelać, gdzie popadnie. Terroryści to także osoby z wyższym wykształceniem i często bardzo specjalistyczną wiedzą odnośnie konstruowania materiałów wybuchowym czy dokonania katastrofy. Akt terroru to nie zawsze podłożenie bomby, można przecież skierować dwa pociągi na siebie. Te formy mogą być bardzo różne i niestety ogranicza je tylko pomysłowość zamachowców. Z całą pewnością osoba działająca w pojedynkę jest dużo trudniejsza do rozpracowania niż cała organizacja lub grupa.