
Tysiące Ukrainek i Ukraińców ucieka przed wojną. Bezpiecznego schronienia będą szukać także, albo i przede wszystkim, w Polsce. Jednak wielu mężczyzn, którzy mieszkają i pracują w naszym kraju, decyduje się na powrót do ojczyzny, aby jej bronić. – Myślę, że w wielu domach są z tego powodu awantury. Kobiety boją się zostać same, a czasami i z dziećmi, w kraju sąsiednim, nie w swojej ojczyźnie. Nawet ten ich żal rozumiem – mówi w rozmowie z naTemat Stefan Migus, przewodniczący olsztyńskiego Związku Ukraińców w Polsce.
Tysiące osób uciekają przed wojną, ale są też tacy, którzy wracają do ojczyzny?
Ukraińcy są świadomi tego, że obywatele Ukrainy sami powinni walczyć o niepodległość swojej ojczyzny. Dlatego też mamy liczne przypadki powrotu do domu tych ludzi, którzy przyjechali do Polski lub do innego kraju za pracą.
Jestem tłumaczem przysięgłym, więc mam do czynienia z nimi dość często – bywają u mnie. Mam przed oczami takie obrazki, płacząca kobieta, narzekająca na męża, że zostawił ją tutaj z dwójką dzieci, a sam pojechał na front.
Pan to rozumie, te powroty? To branie spraw w swoje ręce?
To oczywiście jest zrozumiałe, bo nikt inny nie będzie za nich walczył, ale dobrze by było, żeby mieli chociaż świadomość, poczucie, że ktoś przynajmniej stoi za ich plecami, że mają się na kim oprzeć. Trudno być osamotnionym w takiej sytuacji. Mówię o tym w kontekście NATO i UE.
Walczyć wyjeżdżają zwłaszcza młodzi ludzie?
Różnie bywa. Te przypadki, które znam, dotyczą ludzi w wieku od 30 do 40 lat.
Pakują się i tak po prostu jadą?
Z opowieści ich żon, partnerek, wynika, że tak, po prostu pakują się i jadą. Myślę, że w wielu domach są z tego powodu awantury. Kobiety boją się zostać same, a czasami i z dziećmi, w kraju sąsiednim, nie w swojej ojczyźnie. Nawet ten ich żal rozumiem. Chociaż sądzę, że za chwilę – jeśli już tak się nie stało – zrozumieją, dlaczego ich mężowie w ten sposób postępują.
Są jakieś miejsca, gdzie mogą zapisać się, jako ochotnicy, gdzie dostają mundur, broń?
Jest to załatwiane od ręki. Wystarczy mieć paszport, a komisja sprawdza, czy stan zdrowia pozwala na pójście na front, czy jest się przeszkolonym, czy też nie. Jeśli nie, to jest szybkie szkolenie. Jednak duża część tych mężczyzn już walczyła – po roku lub dwóch odchodzili z wojska, ale teraz wracają.
Mam mnóstwo znajomych, którzy walczyli, którzy byli ranni, którym lekarze odradzali pójście na front, rodzina też się sprzeciwiała, a oni ubrali mundury i poszli, poszli jako ochotnicy.
Wszyscy, którzy są w Polsce, czują solidarność z ojczyzną? Czy są takie osoby, które nie chcą brać w tym udziału?
Są takie osoby, ale od ataku Rosji na Ukrainę w czwartek rano nikogo takiego nie spotkałem. Jednak w trakcie tych 8 lat wojny rozmawiałem z różnymi ludźmi. Przychodzili do mnie i mówili, że to nie jest ich wojna. Tłumaczyli to w ten sposób, że przy władzy są oligarchowie, że to oni na tym zarabiają, więc nie będą za nich ginąć. Każdy sobie dorabia teorię jaką chce.
Choć teraz nie bardzo można tak powiedzieć, bo większość oligarchów uciekła z kraju. Opozycyjna prorosyjska partia też uciekła zagranicę, tylko paradoks polega na tym, że wszyscy oni, mimo że byli prorosyjscy, pouciekali na Zachód.
Mimo że wojna trwa od 8 lat, mimo że trochę oswoili się z tym, że Krym jest zajęty, że coś dzieje się w Obwodzie Ługańskim czy Donieckim, są wstrząśnięci, bo ofiar dotychczas nie było dużo.
Choć i wtedy byli wstrząśnięci tym, że jest państwo, które w XXI wieku zmienia granice i nie ponosi za to żadnej odpowiedzialności. W 2014 roku Ukraina miała słabą armię, dlatego, że rządzący ówcześnie prezydent Wiktor Janukowycz robił wszystko, aby się podporządkować Rosji, aby nie wejść do struktur europejskich.
To, co się stało w czwartek rano, stało się mniej więcej o tej samej porze, kiedy Hitler w 1939 roku zaatakował Polskę. Przeszło to ludzkie pojęcie.
Ludzie są również wstrząśnięci cynizmem Europy – organizacji europejskich – cynizmem Stanów Zjednoczonych. Oprócz tego, że dostarczają trochę broni – o wiele za mało – oprócz obietnic nałożenia różnego rodzaju sankcji, na które Moskwa w ogóle nie reaguje, żadnych działań nie widać.
Jeśli słyszymy teraz o ogromnych sankcjach, to właśnie tylko słyszymy, bo ich nie ma. Nie ma nic poza słowami, słowami i jeszcze raz słowami. Ukraińcy już chyba dawno machnęli ręką na tych ludzi, ale nie na Europę, bo nadal chcą do Europy.
W czwartek wieczorem organizowaliśmy w Olsztynie wiec, który miał być wiecem solidarności z Ukrainą. Zaczynaliśmy go organizować jakiś czas temu, jeszcze przed czwartkową agresja. A ponieważ sytuacja się zmieniła, zmieniliśmy też retorykę i zrobiliśmy wiec antywojenny.
Brało w nim udział około 500 osób. Oprócz mieszkańców regionu, byli przedstawiciele niemal wszystkich sił politycznych, samorządów, organizacji pozarządowych. Za to wszystko naprawdę serdecznie dziękujemy. Poparcie było przeogromne.
Wygłosiliśmy odezwę do UE i do Ameryki Północnej – wymagamy natychmiastowego przyjęcia Ukrainy do NATO i do UE. Oczywiście na pewnych warunkach, wiedząc o tym, że Ukraina może nie jest jeszcze do końca do tego gotowa, ale to przyjęcie przynajmniej umożliwiłoby bezpośrednią pomoc wojskową.
To nie tylko nasze oczekiwanie. Wszędzie tam, gdzie takie wiece się odbywają w Polsce, słyszmy to samo. Niestety wątpię jednak, że coś takiego się zdarzy, bo cały czas nie ma żadnych sensownych reakcji.
Unia Europejska i NATO podkreślają, że bezpośrednio nie mogą wtrącać się w tę sytuację, ale przecież Ukraina nie chciała jakichś takich wtrąceń stricte ostro militarnych, chciała po prostu bardziej zdecydowanych działań.
Na razie giną ludzie, inni uciekają z kraju, jeszcze inni chowają się w schronach, w metrze...
I schrony i metro nie dadzą rady zapewnić bezpieczeństwa wszystkim, bo sam Kijów liczy ponad 3 mln mieszkańców. Agresor nie hamuje się przed niczym. Nie atakuje tylko obiektów wojskowych. Strzela wszędzie gdzie się da, żeby siać strach i panikę.
Sądzi, że uda mu się opanować Kijów… Kijowa nie opanuje nigdy, nawet jeżeli tam na chwilę wejdą. Z każdego okna, z każdej piwnicy będą ludzie strzelać. Ukraińcy uzbroili się teraz naprawdę bardzo mocno. Każdy kto chce i ma do tego warunki otrzymuje broń.
Na razie plan Putina, przeprowadzenia blitzkriegu, spalił na panewce. Przeciwko swemu panu i władcy buntują się też Rosjanie i będą się buntować jeszcze bardziej – mimo że aresztują demonstrujących – im więcej będzie przychodzić ocynkowanych trumien z żołnierzami rosyjskimi.
Mówił pan o tym, że mieszkańcy regionu, politycy, samorządowcy uczestniczyli w wiecu, ale co z realną pomocą?
Są pracodawcy, którzy deklarują wsparcie. Miałem telefon ze Szczytna, gdzie robią zbiórkę różnego rodzaju rzeczy, medykamentów, i tylko pytają, gdzie to zawieźć. Solidarność jest naprawdę ogromna. Nie spodziewałem się, że będzie aż taka. Ludzie rozumieją sytuację.
Nasze samorządy, nasza administracja wojewódzka przygotowała już ponad tysiąc miejsc dla uchodźców. Pewnie głównie przyjadą kobiety i dzieci, bo decyzją prezydenta Ukrainy granicy nie mogą przekraczać mężczyźni w wieku od 18 do 60 lat. Owszem, zdarzają się i tacy, którzy uciekają, ale myślę, że nie ma ich dużo.
Poza tym po tym jak usłyszą, że Ukraina się nie daje, poczują się też zobowiązani i z czasem może zechcą walczyć o ojczyznę. Jak trzeba będzie, będziemy też wspierać i tych, którzy zostali tu osamotnieni – kobiety i dzieci.
Taki mały egzamin z człowieczeństwa ludzie zdali już wcześniej, po tym, co stało się w 2014 roku, na Warmię i Mazury trafiały dzieci, które straciły rodziców.
Założyliśmy fundację, która zbierała środki m.in. na to, żeby te dzieci tutaj przyjeżdżały, żeby się trochę oderwały od atmosfery wojennej. Spędzały tu wakacje również dzięki wsparciu naszych samorządów lokalnych. Zbieraliśmy także środki, aby wspierać te dzieci także później, gdy wróciły już do domów, bo były albo półsierotami, albo sierotami – zdarzały się przypadki, że oboje rodziców zginęło na froncie.
Ludzie przywiązali się do tych dzieci, do tych rodzin. Do dziś je wspierają np. wysyłają paczki przy okazji Bożego Narodzenia.
Pomagaliśmy również i żołnierzom. Przywoziliśmy ich tutaj, żeby przechodzili rehabilitację, leczenie. Udawało nam się przekonać niektóre szpitale, żeby ich przyjmowały. Nadal utrzymujemy z tymi ludźmi kontakty.
A pan, jak pan się czuje? Łatwo jest zmrużyć oko w nocy?
Nie, nie mogę spać. A jeśli już, to śpię z telefonem. Jestem wściekły i bezsilny. Ja już jestem w takim wieku, że na front się nie nadaję, ale gdyby człowiek dał radę… Będziemy wspierać i pomagać. Już jadą do nas ludzie, rodziny naszych przyjaciół z Zaporoża. Będziemy wspierać wszystkich, którzy będą tego potrzebować.
