Brunon K. planował zamach na prezydenta, Sejm i rząd. Te zamiary zostały udaremnione. Chwali się polskie służby za brawurową akcję. W cieniu stoi jednak cicho ktoś jeszcze - żona Brunona K.
Cała Polska żyje dziś niedoszłym zamachem na najważniejsze instytucje w kraju. Brunon K. dzięki skutecznej akcji ABW został zatrzymany, zanim zdążył stać się "polskim Breivikiem". Teraz przyszedł czas na analizę tej sytuacji. Jakie są przyczyny, co można było zrobić lepiej? Zapomina się o jednym, być może najważniejszym elemencie tej historii. Cichym bohaterem okazała się żona Brunona K. Stając przed dylematem, jaki najczęściej widujemy w filmach, podjęła trudną decyzję. Poinformowała o dziwnym zachowaniu męża odpowiednie służby. Jako biolożkę zdziwiło ją jego pytanie, jak rozpylić środki bakteriobójcze, by zasiać panikę i uśmiercić wiele osób.
Kocha, lubi, szanuje
Odkrycie zbrodniczych zamiarów męża to duży cios. Lecz kolejnym, nie mniej trudnym krokiem było wydanie go służbom. Prof. Magdalena Środa, nie ma wątpliwości. Jej zdaniem żona Brunona K. postąpiła słusznie. Podobnego zdania jest etyk i filozof z UW, prof. Paweł Łuków. – Nie można powiedzieć, że decyzja żony Brunona K. była bezproblemowa. Moim zdaniem ciężko było wybrać takie rozwiązanie. Podejrzewam, że miała poczucie obowiązku wobec bezpieczeństwa państwa, a także męża – mówi. Tłumaczy, że mogła obawiać się, iż część winy za potencjalne zniszczenia spowodowane przez męża spadnie na nią, jeśli wiedząc o jego zbrodniczych zamierzeniach, nie poinformuje władz.
Etyk dodaje, że wybór, jaki dokonała żona Brunona K. wymagał wielu trudnych decyzji. – Zakładając, że ich relacje małżeńskie były standardowe, na pewno miała poczucie łamania lojalności, miłości, jaką czuła do męża – mówi prof. Łuków. Dodaje, że z drugiej strony w grę wchodziło przywiązanie do kraju, do tego, co dzieje się w Polsce. Eksperci są zgodni, można jednocześnie kochać i wydać służbom małżonka, który planuje zbrodnię. Prof. Łuków zaznacza, że niezależnie, jaką decyzję podjęłaby żona niedoszłego zamachowca, jej moralne rozterki wcale się nie skończą. – Podejrzewam, że żona Brunona K. ma poczucie, iż zrobiła wszystko, co mogła. Jednak wciąż borykać się będzie ze swego rodzaju pozostałością. Poczuciem, że mimo podjętej decyzji coś się nie zgadza w rachunkach – mówi.
Granica moralności
Prof. Łuków podkreśla, że taki konflikt moralny do przyjemnych nie należy. Zaznacza jednak, że ludzie coraz bardziej uświadamiają sobie ważną kwestię. – Mamy obowiązki nie tylko względem osób najbliższym, ale też kraju – mówi. Zaznacza, że bardzo ważne jest tu poczucie solidarności obywatelskiej. Wtóruje mu prof. Magdalena Środa. – Związek rodzinny nie upoważnia mnie do tego, bym ukrywała niestosowne zachowania syna czy męża, jeśli chce on szkodzić innym obywatelom – mówi. Zaznacza, że niestety w Polsce wciąż nie dla wszystkich jest to takie jasne. – Dziecko dokonuje drobnych przestępstw, mąż bije żonę. Nie powiem o tym, bo przecież rodzina jest święta. Państwowa polityka promuje właśnie takie postawy – tłumaczy.
– W Polsce kładziemy duży nacisk na świętość rodziny. To uderza w nasze społeczeństwo obywatelskie – mówi. Dodaje, że takie zachowanie żony na Zachodzie byłoby czymś normalnym, ochroniła bezpieczeństwo wspólnoty. – W polskich realiach ten czyn trzeba nazwać heroicznym – tłumaczy prof. Środa. Zaznacza, że z powodu uwarunkować historycznych czujemy niechęć do współpracy z instytucjami państwowymi.
Konfident
– W Szwajcarii kilka osób informuje odpowiednie służby, że jakiś samochód został źle zaparkowany. To w końcu naruszanie porządku publicznego. U nas nie byłoby o czymś takim mowy – tłumaczy prof. Magdalena Środa. Zaznacza, że zostałoby to odebrane jako pertraktowanie z wrogami. – Musimy zdać sobie w końcu sprawę, że nie możemy tak traktować władzy, którą sami wybieramy – dodaje. Podobnego zdania jest prof. Paweł Łuków. Tłumaczy jednak, że nasza niechęć do współpracowania z władzami wynika nie tyle z silnych więzi rodzinnych, co na poczuciu moralności politycznej. – Odczuwamy niechęć do aparatu ucisku, słabo utożsamiamy się z instytucjami państwowymi, które dbają o dobre funkcjonowanie kraju. Dla nas są one nie tyle obce, co "nie nasze" – mówi prof Łuków.
Eksperci zaznaczają, że wciąż nie możemy przestawić się na to, że aktualna władza nie jest aparatem ucisku, wszak sami ją wybraliśmy. Zdaniem prof. Łukowa duży wpływ mają na to czynniki historyczne. – Zabory, II wojna światowa, PRL. Mieliśmy mało czasu, by się tej nieufności do władzy oduczyć. Dodatkowo w PRL skutecznie nas oduczył postaw obywatelskich. Nie pozbyliśmy się przekonania, że państwo jest zasobem, z którego można do woli czerpać, byle nie dać się złapać – mówi prof. Łuków. Zaznacza też, że wśród młodego pokolenia czasem widać zmianę w myśleniu. – Ta niechęć da się wyleczyć. Wymaga jednak długofalowej terapii – śmieje się etyk.
Zdrowe przywiązanie
Prof. Łuków twierdzi jednak, że jest zaskoczony kategorycznymi komentarzami mówiącymi o tym, że Polacy są jakoś szczególnie mocno i bezsprzecznie przywiązani do wartości rodzinnych. – Zastanawiam się, czy ktoś, kto tak twierdzi dużo podróżuje. Uważam, że to zbytnie uogólnienie. Nie widzę w Polakach silnego zafiksowania na wartości rodzinne. To np. Amerykanie przywiązują do nich bardzo silną wagę – mówi prof. Łuków. Dodaje, że taki pogląd wynika z błędnego argumentowania swoich postępowań. – Często stosujemy błędną etykietkę. Swoje działania usprawiedliwiamy wartościami rodzinnymi, podczas gdy tak naprawdę płyną z potrzeby popierania swoich. Poczucia, że sprawiedliwość jest po naszej stronie, niezależnie, co mówią sądy – ocenia prof. Łuków.
Odmiennego zdania jest prof. Magdalena Środa. Przekonuje, że Polacy mają nikłe poczucie wspólnoty. Powołując się na badania prof. Janusza Czapińskiego przekonuje, że nie do końca ufamy sobie nawzajem. – Mamy w Polsce wiele wysp bez pomostów. Rodziny są tymi wyspami. Skupiamy się na nich, mamy niski poziom zaufania do innych – mówi.
Dziwne hobby
Media podają, że specyficzna fascynacja Brunona K. materiałami wybuchowymi trwała od 11 lat. Dlaczego zatem żona czekała tak długo? – Z pewnością czuła silną lojalność względem męża, potrzebowała czasu, by przemyśleć tę sprawę – mówi prof. Środa. – Myślę, że musiała dojrzeć do tej decyzji – dodaje prof. Paweł Łuków. Tłumaczy, że być może na początku żona Brunona K. nie zdawała sobie sprawy z powagi sytuacji. – Początkowo mogła uznać, że mąż ma specyficzne hobby. Mogła pomyśleć sobie, że zainteresowanie materiałami wybuchowymi to po prostu dziwactwo współmałżonka. Z pewnością nie podejrzewała, że jej mąż to facet, który byłby skłonny do zamachu bombowego – przekonuje prof. Łuków.
Jedno jest pewne. Nikt nie chciałby być postawiony przed takim dylematem, jak żona Brunona K.