
Na półkach księgarni w dziale z książkami historycznymi co roku znajdziemy mnóstwo tytułów poświęconych Trzeciej Rzeszy. Większość tych publikacji skupia się albo na życiorysach Adolfa Hitlera i innych dygnitarzy NSDAP, kampaniach II wojny światowej czy okupacji niemieckiej w Polsce, albo na zagładzie Żydów w ramach Holocaustu. Niewielu jednak autorów opisuje codzienne życie Niemców w nazistowskim państwie. Na tym "bezrybiu" prawdziwą perełką jest "Historia społeczna Trzeciej Rzeszy" Richarda Grunbergera.
Atomizacja społeczna, rozbicie organizacji innych niż związanych z władzą, powszechna wzajemna inwigilacja Niemców i masowe poparcie dla władzy tworzyły system wszechobecnej abstrakcyjnej przemocy, która realną przemoc ze strony funkcjonariuszy systemu i ich pomocników często czyniła zbędną. Funkcjonariusze gestapo nie musieli grozić Niemcom, ponieważ każdy z nich i tak wiedział, że za drobne przewinienie może trafić do więzienia lub obozu. Ponieważ wszyscy zakładali, że opór jest bezskuteczny, nie podejmowano takich prób. Działało to na zasadzie samospełniającej się przepowiedni: nieważne, czy opór był możliwy; skoro wszyscy – rządzeni nawet bardziej niż rządzący – uważali, że nie ma on sensu, to nikt go nie stawiał. To jest wniosek, który nasuwa się po lekturze Grunbergera.
Wszystko to nie mogło przesłonić zasadniczej sprzeczności wewnętrznej: te, którym nazistowska retoryka wyznaczyła miejsce w kuchni i pokoju dziecinnym, ostatecznie stanowiły w czasie wojny trzy piąte niemieckiej siły roboczej […]. Aby zamaskować rozbieżność między obietnicami i ich realizacją, nazistowska propaganda wspinała się na szczyty kazuistyki. "Było zawsze głównym artykułem naszej wiary – pisała pewna działaczka Narodowosocjalistycznej Ligi Kobiet – że miejsce kobiety jest w domu; ponieważ jednak naszym domem są całe Niemcy, musimy służyć im tam, gdzie możemy to zrobić najlepiej".
Artykuł powstał we współpracy z Wydawnictwem Znak Literanova
