
Czy niedoszły zamachowiec Brunon K., którego starania dążące do zamordowania najwyższych władz udaremniała ABW na pewno nigdy nie należał do żadnej partii politycznej? Znany z materiału o trotylu na wraku tupolewa dziennikarz Cezary Gmyz sugeruje, że wczoraj przez pewien czas portal Gazeta.pl podawał, że Brunon K. należał do Platformy Obywatelskiej.
REKLAMA
Były dziennikarz "Rzeczpospolitej" Cezary Gmyz, autor głośnego tekstu o trotylu na wraku tupolewa na swoim profilu na Facebooku opublikował właśnie wpis sugerujący, że portal Gazeta.pl przez pewien czas informował wczoraj, że Brunon K. "w latach 2004-2010 był członkiem Platformy Obywatelskiej rozczarował się, jak go nie wybrali na radnego". Taki fragment tekstu ze stron portalu podaje bowiem Google, gdy poszukuje się życiorysu niedoszłego zamachowca zatrzymanego przez ABW.
w latach 2004-2010 był członkiem Platformy Obywatelskiej rozczarował się, jak go nie wybrali na radnego CZYTAJ WIĘCEJ
"Śpieszcie się czytać newsy na gazeta.pl tak szybko znikają" - komentuje Gmyz na Facebooku. Bo teraz w tym życiorysie niema ani słowa o przynależności Brunona K. do PO i nieudanej próbie zdobycia mandatu radnego. "Mężczyzna nie jest członkiem żadnej partii politycznej. - W internecie krytykował jednak PO - podaje TVN24" - czytamy.
Czytaj więcej najnowszych doniesień o sprawie Brunona K.
Jednak żadnego śladu kandydatury Brunona K. nie ma też na stronach Państwowej Komisji Wyborczej. Choć znając nazwisko zatrzymanego łatwo znaleźć wiele informacji o jego działalności na krakowskim Uniwersytecie Rolniczym, Google nic nie wspomina tymczasem o tym, by kiedykolwiek miał coś wspólnego z małopolską Platformą Obywatelską. A przecież wzmianka o takim kandydacie na radnego musiałaby pojawić się choć raz na jej stronach.
Dlaczego więc Google i Cezary Gmyz twierdzą, że Gazeta.pl podała, iż "w latach 2004-2010 był członkiem Platformy Obywatelskiej rozczarował się, jak go nie wybrali na radnego"? Prawdopodobnie dlatego, że zarówno wyszukiwarka, jak i dziennikarz są omylni. I Google prawdopodobnie potraktował jeden z pierwszych komentarzy (zwróćmy uwagę na formę językową tego cytatu...) pod krótkim artykułem o Brunonie K. jak część artykułu. Bo ten komentarz zawiera mnóstwo słów kluczowych dla wyszukiwarki.
Dowiedz się więcej o Cezarym Gmyzie
Cezary Gmyz niedokładność Google potraktował natomiast jako świetną okazję do potwierdzenia swojej marki dziennikarza niepokornego.

