Brunon K., mężczyzna, który planował zamach na prezydenta, premiera i polskich parlamentarzystów może trafić do więzienia na dłużej niż 5 lat, a internauci popełniają błąd oburzając się niskim wymiarem kary za "przygotowywanie zamachu na konstytucyjne organy RP" – mówi w rozmowie z naTemat prof. Zbigniew Ćwiąkalski, karnista, były minister sprawiedliwości.
Maksimum pięć lat za przygotowywanie zamachu na "konstytucyjne organy RP" to bardzo mało – komentują internauci po zatrzymaniu niedoszłego zamachowca Brunona K.. Zgadza się pan?
Prof. Zbigniew Ćwiąkalski: Nie zgadzam się, bo ten człowiek został zatrzymany w fazie przygotowania zamachu, a nie usiłowania. Przygotowanie, które zagrożone jest wspomnianą karą nawet pięciu lat pozbawienia wolności, może oznaczać etap absolutnie początkowy, na przykład ktoś kupił telefon komórkowy i przewody, ale nie zrobił nic więcej. Trudno karać za takie przestępstwo.
W tym przypadku przygotowania do zamachu były jednak trochę bardziej zaawansowane...
Tak, ale to nie była taka faza, która mogłaby stanowić zagrożenie dla szerszego kręgu ludzi. Zresztą ci, którzy domagają się surowszej kary za przygotowywanie zamachu na konstytucyjne organy RP, popełniają jeden podstawowy błąd: widzą tylko jeden przepis. A przecież jeśli się okaże, że zatrzymany mężczyzna zgromadził materiały wybuchowe, wchodzi tutaj w grę kolejny…
Czyli kara może być surowsza niż pięć lat więzienia?
Oczywiście. Niedoszły zamachowiec mógł złamać na przykład art. 163 Kodeksu Karnego, który mówi o narażeniu siebie i innych osób na niebezpieczeństwo. A to oznacza wyższą karę.
A co z odstraszającą funkcją kary? Czy słysząc o pięciu latach więzienia za przygotowywanie zamachu na prezydenta, premiera i posłów ona naprawdę działa?
Zapewniam, że przestępca w momencie popełniania czynu nie myśli o grożącej mu karze. Myśli raczej o tym, żeby nie zostać wykrytym. Wiara w to, że zagrożenie karą ma charakter odstraszający dla wszystkich i zawsze, jest zupełnie nie oparta na rzeczywistości. Przeróżne badania to potwierdzają.
Mówi pan więc: "żadnych zmian w prawie dotyczącym przestępstw wobec najważniejszych osób w państwie"?
Zmianę zawsze można zrobić, ale chcę przypomnieć, że jeszcze do niedawna atakowano przepis mówiący o znieważeniu prezydenta, który przewidywał surowsze kary niż w przypadku zwykłego obywatela. Były takie sugestie, że nie ma powodu, by prezydenta chronić bardziej niż szarego obywatela. W tej chwili jest odwrotna tendencja i nagle zaczęły się wezwania, by prezydent miał przepisy, które szczególnie go chronią. To jest brak logiki.
W dyskusjach, także tej o karze dla Brunona K., pada stwierdzenie, że polskie prawo karne jest zbyt łagodne dla przestępców. To prawda?
Co innego przepisy, a co innego praktyka. Rzeczywiście, wymiary kar w konkretnych przypadkach są łagodne. Świadczy o tym sam fakt, że prawie 2/3 wszystkich skazań na karę pozbawienia wolności to skazanie w zawieszeniu, co niewątpliwie może rozzuchwalać przestępców. To jest problem sądów albo prokuratur, które godzą się na takie wymiary kary, nie zastanawiając się czasem, że mają do czynienia ze sprawcami, których kary już wcześniej zawieszano. Jest w Polsce dwóch takich sprawców rekordzistów, którzy 27 razy dostawali wyroki w zawieszeniu.
Gwałt to w polskim prawie jedynie występek. I jak tu mówić o surowym prawie?
Trzeba pamiętać, że gwałt gwałtowi nie równy. Jeśli ze zgwałceniem wiąże się uszkodzenie ciała, to kara wzrasta. Nie jest tak, że jeśli doszło do gwałtu i ktoś spowodował rany, to odpowiada tylko za gwałt. To podobny przypadek jak ten z zamachowcem. Tutaj też dochodzą inne przepisy zaostrzające karę.
Powiedział pan, że praktyka czasami jest łagodna dla przestępców. A czy same przepisy są surowe? Jak wypadamy na tle innych państw Europy?
Polski kodeks jest uważany za surowy. Tyle że ustawicznie w nim grzebiemy. Od momentu wejścia w życie wprowadzono w nim 60 zmian. To nie służy spójności. Może się okazać, że proporcje zostaną zachwiane, a sprawca, który zasługuje na wysoką karę nie jest dostatecznie karany. W przypadku zamachowca tak nie jest...