Dramat w Mariupolu. Dziesiątki tysięcy ofiar i 80 proc. zniszczonych mieszkań
Wioleta Wasylów
15 marca 2022, 11:28·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 15 marca 2022, 11:28
Strategicznie położony Mariupol jest jednym z ośrodków, które dotychczas zdecydowanie najbardziej ucierpiały podczas trwającej inwazji Rosji na Ukrainę. O tym, jak tragiczna sytuacja tam panuje, opowiadał w rozmowie z niezależną internetową telewizją "Nastojaszczeje Wriemia" doradca mera miasta Petro Andruszczenko. Przyznał, że liczba ofiar może sięgać już nawet 20 tysięcy. Jedyną dobrą wiadomością jest to, że zaczął wreszcie działać korytarz humanitarny.
Mariupol został bardzo zniszczony w trakcie inwazji Rosji na Ukrainę.
Jak informował doradca mera miasta Petr Andryushchenko, Mariupol jest na skraju katastrofy humanitarnej.
Co prawda udało się uruchomić tzw. "zielony korytarz", ale konwój z pomocą humanitarną utknął i nie dojechał jeszcze do miasta.
Ukraińcy już dwudziesty dzień odpierają brutalne ataki Rosji i bronią swojej suwerenności. Miastem, które od początku wojny znajduje się pod dużym ostrzałem, jest położony nad Morzem Azowskim, liczący ponad 500 tys. mieszkańców Mariupol. Jak zaznaczał w poniedziałek na antenie niezależnej internetowej telewizji "Nastojaszczeje Wriemia" doradca mera miasta Petro Andruszczenko, jest to ośrodek bardzo ważny pod względem strategicznym.
– To ostatnie największe miasto w obwodzie donieckim, które nie zaakceptowało tych pseudorepublik (Donieckiej i Ługańskiej) i nie zaakceptowało rosyjskiej okupacji. Przez osiem lat pokazywaliśmy, czym jest miasto na linii demarkacyjnej, 10 km od linii frontu. Pokazywaliśmy, jak można się odrodzić i stać się miastem europejskim. A teraz pokazujemy, co się dzieje, jeśli ktoś nie akceptuje "rosyjskiego świata" i jego warunków – tłumaczył.
Andruszczenko: Sytuacja w Mariupolu jest tragiczna
Andruszczenko przyznał, że choć teraz ataki są nieco mniej intensywne, co "można przypisać negocjacjom rosyjsko-ukraińskim", to i tak obecna sytuacja jest tragiczna, a miasto znajduje się na granicy katastrofy humanitarnej. Zniszczonych jest około 80 proc. zasobów mieszkaniowych. Ludzie chowają się w przepełnionych schronach i piwnicach. Brakuje żywości, wody, prądu i ciepła.
Czytaj także: Zełenski z ważnym apelem do rosyjskich żołnierzy. "Wiemy, kim jesteście. Proponujemy wam wybór"
– Zdemontowaliśmy instalacje grzewcze i sieci ciepłownicze, by odprowadzać z nich wodę do picia. Ostatnie źródło wody zatrzymało się kilka dni temu. Scentralizowana dystrybucja wody stała się niemożliwa z powodu ciągłego ostrzału i bombardowań. Wcześniej był jeden działający sklep z żywnością, ale został celowo zniszczony przedwczoraj – tłumaczył.
Zaznaczył przy tym, że konwój humanitarny składający się z 35 autobusów i dziewięciu ciężarówek z jedzeniem, wodą, lekarstwami dla mieszkańców Mariupola utknął w obwodzie berdiańskim.
Mogło zginąć nawet 20 tys. cywilów
Przedstawiciel lokalnych władz wskazał też na przerażające dane dotyczące liczby ofiar w cywilach. Oficjalnie mówiono o tym, że w mieście zginęło 1800 osób, jednak urzędnicy są pewni, że ofiar jest znacznie więcej.
– Cztery dni temu rozmawialiśmy o "optymistycznym" scenariuszu, że jest około 10 tys. ofiar. Ale przy wzmożonej intensywności i brutalności rosyjskich działań, możemy powiedzieć, że jeśli blokada teraz się skończy i będziemy mogli przynajmniej zacząć szukać tych osób, to liczba ofiar zbliża się już do 20 tysięcy – zaznaczał. Dodał, że jeśli jednak blokada pozostanie, to "ofiar może być 350 tysięcy, czyli tyle, ile zostało w mieście".
Andruszczenko powiedział "Nastojaszczeje Wriemia", że z powodu ostrzału ludzie nie mogą wyjść na zewnątrz, by pochować swoich bliskich. – Służby miejskie nie działają, cmentarz znajduje się na terenie kontrolowanym przez wojska rosyjskie – dodał.
Jedyna dobra informacja: zaczął działać korytarz humanitarny
Dorada mera Mariupola przyznał, że zaczął wreszcie działać korytarz humanitarny, w którym Rosjanie nie strzelali do cywilów. Na razie z miasta wyjechało około 160 prywatnych samochodów. – Ludzie ruszają w kierunku Zaporoża, na teren kontrolowany przez ukraińskie wojska – dodał.
To jednak tyle z pozytywnych informacji. – Miasto wciąż jest bombardowane, ale nie w tych obszarach i dzielnicach miasta, które znajdują się na trasie ewakuacyjnej. Ludzie po prostu podejmują ryzyko i uciekają – powiedział, zaznaczając, że nie można ufać Rosjanom, którzy znów mogą atakować osoby ewakuujące się.
– My gwarantujemy bezpieczeństwo tylko na terenie kontrolowanym przez armię ukraińską. Przez wszystkie poprzednie dni prywatne samochody, które próbowały opuścić, pierwszy lub drugi punkt kontrolny, z reguły otrzymywały ostrzał ostrzegawczy, zawracały i wracały do miasta. W rzeczywistości ludzie są przetrzymywani przez rosyjską armię, zamknięci w mieście: jesteśmy bombardowani samolotami i tonami bomb – stwierdził.
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut