– Kibice mają prawo do krytykowania piłkarzy – mówi w rozmowie z naTemat Jakub Rzeźniczak. Kiedyś widzewiak, dziś piłkarz Legii, która w piątek zmierzy się właśnie z Widzewem. Swego czasu słyszał z trybun: "Gówniarzu z Łodzi, do Legii się nie odchodzi". Dziś, choć nie zawsze gra w pierwszym składzie, bardzo często pojawia się w mediach. Wie, jak są ważne. Jego konta na Facebooku i Twitterze śledzą tysiące fanów. Jakub Rzeźniczak to jak na naszą ligę PR-owy fenomen.
Na ten wywiad umówiliśmy się na Facebooku. Regularnie tam działasz, podobnie jak na Twitterze. Jesteś uzależniony od mediów społecznościowych?
To byłoby chyba za duże słowo. Chociaż w dzisiejszych czasach chyba każdy młody człowiek jest w jakimś stopniu od nich uzależniony. Ale to nie jest tak, że zaraz jak kończy się trening, to ja biegnę, łapię telefon i patrzę, co tam na "fejsie". Wchodzę na swoje konto dwa, maksymalnie trzy razy dziennie.
Ciekawi nas, skąd bierze się aż taka twoja aktywność. To wynik fascynacji internetem czy raczej chęć interakcji z fanami?
To narzędzie do komunikacji z kibicami. Oprócz fanpejdża, mam też swoje prywatne konto, ale ono jest zarezerwowane tylko i wyłącznie dla znajomych.
Internet jest bezlitosny. Możesz wrzucić coś, co potem będzie ci długo wypominane.
Jasne, że trzeba uważać. Wydaje mi się, że mam głowę na karku i niczego takiego nie wrzucam na swoje konto. Pamiętam taką sytuację, jak serwis Weszło.com wyciągnął wpisy chłopaków z Zagłębia Lubin, którzy nabijali się z fryzury Marka Bajora, kiedy ten był ich trenerem. U mnie czegoś takiego by nie znaleźli.
Ciężko się chyba zagląda na profil po przegranych meczach.
Ciężko. Po meczu z Lechią na moim profilu pojawiło się mnóstwo komentarzy, w których kibice dość ostro nas krytykowali. I to nie były teksty w stylu "Rzeźniczak, ty naucz się grać, wszyscy się nauczcie". Były mocniejsze. Siedzą ludzie dookoła, więc pozwolicie, że ich tu nie zacytuję.
Jak w takich sytuacjach reagujesz?
To część tego zawodu. Raz jesteś idolem kibiców, a raz z trybun mieszają cię z błotem. Normalka. Zawsze powtarzam, że jeżeli ktoś ma problem z wytrzymywaniem presji, to zawsze może grać w szachy. Tam kibiców jest mniej, to i presja jest mniejsza.
Raczej nie unikasz kontaktów z mediami.
Rozumiem, jak pracują i staram się być do ich dyspozycji.
Ale nie każdy tak ma. Weźmy piłkarzy Polonii. Jeden, zdolny lewy obrońca, mówi mi ostatnio: "Przykro mi, ale nie rozmawiam z mediami". Podobnie ich bramkarz.
Nie chcę ich za to krytykować. Może mają ku temu jakieś powody? Z tego, co wiem, to z Radkiem Sobolewskim bardzo ciężko jest się umówić na wywiad. Ale ma do tego prawo. Nie każdy musi to lubić.
Arkadiusz Milik, wschodząca gwiazda ligi, obraził się ostatnio na Weszło. Mimo że nikt go tam w zasadzie nie skrytykował.
Dla mnie ta sprawa jest troszkę śmieszna. Akurat czytałem ten tekst i tam, oprócz opinii Weszło, nie było nic. Po prostu redaktorzy tego serwisu wyrazili swoją opinię, że piłkarz w dzisiejszych czasach potrzebuje menadżera.
Oni nawet napisali, że ma chłopak głowę na karku.
No właśnie. Dlatego wydaje mi się, że Milik niepotrzebnie się uniósł i niepotrzebnie tak zareagował.
Chyba nie zrozumiał do końca tekstu. Może właśnie przez takie sytuacje do piłkarzy przylgnęła łatka ludzi nieinteligentnych. Takich prostaków, którzy tylko kopią piłkę i chcą poznawać znane kobiety.
Jeszcze nie poznałem żadnej znanej kobiety (śmiech).
Ale na pewno spotkałeś się z takim stereotypowym myśleniem.
Oczywiście, że tak. Sam bardzo często widziałem, jak ludzie mnie na początku odbierają. Poznaję kogoś, mówię, co robię i na jego lub jej twarzy mogę wyczytać: "Aha, kolejny piłkarzyk". Potem trzeba czasu, by zmyć to pierwsze wrażenie. Wydaje mi się, że w każdym środowisku trafi się ktoś, kto nie jest inteligentny. Zobacz, idziesz ulicą, widzisz gościa, prawnik, idzie do kancelarii. Myślisz sobie, że na pewno jest oczytany i mądry. A wcale nie musi tak być. Stereotypowe myślenie jest zazwyczaj krzywdzące.
Wojciech Kowalczyk w swojej biografii napisał, że jak jeździł na zgrupowania kadry, to tam jedynym tematem rozmów był futbol. Piłka, piłka, piłka. Jak jest dziś?
Dziś mamy też inne tematy. Zauważyłem na przykład, że coraz więcej piłkarzy czyta książki. Kiedyś było tak, że siadam w autobusie czy samolocie, wyciągać z torby coś do poczytania, a koledzy patrzą na mnie jak na jakieś dziwadło. Teraz jest inaczej. Z Danielem Łukasikiem często wymieniamy się kolejnymi książkami.
Biografiami sportowców?
Głównie, ale nie tylko. Jak wałkujesz cały czas książki o podobnej tematyce, to cię to w końcu znudzi. Ostatnio Kuba Kosecki czytał w autokarze "50 twarzy Greya", więc jak widzicie przekrój jest spory.
A twoja ulubiona biografia?
Ibrahimović i Agassi. Zdecydowanie te dwie.
Kowalczyka czytałeś?
Tak, ale bardzo dawno temu i szczerze mówiąc już niewiele z niego pamiętam.
Przypomnę ci fragment. Kowalczyk w jednym miejscu opowiada, jak po powrocie do Legii zastał w szatni dobrą, ale dziwną drużynę. Bo grał w niej Tomasz Łapiński. Umiał kopnąć piłkę, ale był widzewiakiem i zielona koszulka do niego pasowała. Ty też przyszedłeś z Widzewa.
Może "Kowal" ma takie spojrzenie na tę sprawę, bo jest warszawiakiem. Bo jako dzieciak chodził już na Żyletę i kibicował, dopingował już wtedy Legię i dlatego Widzewa tak bardzo nie lubi. A czy miałem jakieś nieprzyjemności? Nie. Nikt z klubu mi nie powiedział, że jestem widzewiakiem i zielona koszulka do mnie nie pasuje.
Czujesz jeszcze do Widzewa jakiś sentyment?
Gdy byłem młodszy, mecze Legii z Widzewem wzbudzały we mnie olbrzymie emocje. Teraz szczerze mówiąc już mi spowszedniały i traktuję je jak normalny ligowy mecz.
Kibicujesz im, gdy grają z kimś innym?
Tak, bo mam tam jeszcze kilku kolegów, poza tym pozostał jakiś sentyment. Ale tak naprawdę całą swoją seniorską karierę spędziłem w Legii, więc to do niej jestem bardziej przywiązany.
Mówisz, że to po prostu kolejne ligowe spotkanie. A jeszcze jakiś czas temu to był przecież najważniejszy mecz całego sezonu.
Wydaje mi się, że już nawet kibice nie rozpatrują tego meczu w kategoriach hitu. Nie oszukujmy się, sytuacja w Widzewie jest jaka jest - oszczędza się tam właściwie na wszystkim, a głównym celem jest utrzymanie. Dawniej to było tak, że obie ekipy walczyły o mistrzostwo Polski, więc i ranga spotkania była zupełnie inna.
Po transferze do Legii miałeś jakieś problemy z kibicami?
W Warszawie nie.
Czyli w Łodzi tak.
Gdy poszedłem później do Widzewa na wypożyczenie i graliśmy przedsezonowe sparingi, kibice śpiewali: „Gówniarzu z Łodzi, do Legii się nie odchodzi”. Ale robili to tylko w grupie. Osobiście nikt nigdy żadnych uwag mi nie przekazał.
Czyli jedyny problem, jaki miałeś z kibicami, to słynna sprawa ze Staruchem.
Tak.
Zaatakował piłkarza w jego miejscu pracy.
Oczywiście takie sytuacje nie powinny mieć miejsca, ale wszystko sobie z Piotrkiem wyjaśniliśmy i nie widzę powodu, żeby robić tego wielką aferę. Nie wiem, dlaczego media tak bardzo to rozdmuchały. Gdy już dawno uznałem tę sprawę za przeszłość, prasa, radio i telewizja wciąż żyły konfliktem Rzeźniczak-Staruchowicz. Jakby to były wybory prezydenckie w USA albo skok Baumgartnera.
Temat zastępczy - kibice?
Trochę tak, bo później od tego się zaczęła ta cała wojna rządu z kibicami. Dla mnie to troszkę bez sensu. Powinno się szukać porozumienia, a nie nakładać na kibiców jakieś dziwne zakazy.
Gdy dziś o tym myślisz, to…
Dochodzę do wniosku, że to ja byłem tym, który mógł z tego robić aferę. A nie dziennikarze. Było odwrotnie.
Ty Staruchowi nie oddałeś, gdy cię uderzył. Ale ostatnio po meczu z wami Bartosz Ślusarski chciał się bić z jednym z kibiców Lecha. Przesadził?
To są emocje. Też nie lubię jak mnie ktoś obraża z trybun, ale Bartek chyba rzeczywiście przesadził. Zajście nagrały kamery, więc myślę, że jak się zobaczy w telewizji, to wyciągnie z tego nauczkę.
Jak to jest ograć Lecha w Poznaniu? I prowadzić już 3:0 do przerwy?
Pięknie, ale nie możemy tym się zachłysnąć. Nikt nie będzie na koniec sezonu pamiętał, że wygraliśmy przy Bułgarskiej, jeżeli na koniec wylądujemy na drugim miejscu w tabeli.
Przenieśmy się do Krakowa. Widziałeś, co działo się tam ostatnio na meczu?
Masz na myśli szyderę?
Tak. Fani mają prawo tak reagować?
Mają prawo do krytykowania piłkarzy. Nie wiem jak dokładnie wygląda sytuacja w Wiśle, ale pamiętam, że z nami też kibice mocno jechali. Na meczu z Koroną w poprzednim sezonie.
Dziwisz im się?
Nie, absolutnie nie. To, w jaki sposób przegraliśmy wtedy mistrzostwo Polski, zasługiwało na taką krytykę. Zresztą nikt w szatni nie był po meczu specjalnie zdziwiony tym, co słyszał z trybun. Sami sobie zgotowaliśmy wtedy ten los. Inna rzecz, że dla piłkarzy zawsze lepiej, gdy kibice są z nimi na dobre i na złe.
Sporo mówiło się o tym, że piłkarzom Wisły nie pasował wcześniej trener Probierz, więc grali przeciwko niemu.
Nie wierzę w to, że piłkarze grają przeciwko trenerowi.
Nie przyszło ci nigdy na myśl, by zagrać przeciwko Maciejowi Skorży?
Nigdy. Robiąc takie coś, oszukiwałbym też kibiców i kolegów z szatni.
Ale miałeś z nim problem.
Nasze relacje popsuły się w drugim sezonie jego pracy przy Łazienkowskiej. Nie wystawiał mnie do pierwszego składu i nigdy nie powiedział dlaczego.
O to masz żal?
A propos młodych. Ostatnio przeczytałem, że Mariusz Rybicki z Widzewa przyjeżdża w piątek na Łazienkowską grać o transfer do Legii. Widziałbyś go u was?
Szczerze?
Tak.
Póki co go w Legii nie widzę. Ciekawy zawodnik, widziałem go parę razy w akcji, ale przecież on w Widzewie nie zawsze gra w pierwszym składzie.
Jak nie jesteś czołową postacią innego klubu, to nie masz czego szukać w Legii?
Arkadiusz Milik w Lidze+ Extra. Sympatyczny chłopak, inteligentny, na swój wiek - dojrzały. Nie żadne fiu bździu, tylko normalny gość, co chyba wstydu nie zrobi ani na boisku, ani poza nim. Pozytywny. Jednak mimo że głupi nie jest, to pewne sprawy zrozumie dopiero za kilka lat - i będzie żałował. Chodzi nam mianowicie o kwestię menedżerów, których wprawdzie w mediach przedstawia się jako krwiopijców, a bez których - tak szczerze - bardzo trudno poradzić sobie w dzisiejszym futbolu. CZYTAJ WIĘCEJ