Przed sobotnim meczem Legia - Jagiellonia otrzymał nagrodę. Dla najlepszego piłkarza września. Ale na boisko nie wybiegł. Marek Saganowski doszedł do wielkiej formy, by nagle usłyszeć, że musi przestać grać w piłkę. Badania wykazały problemy z sercem. Teraz czeka na kolejne wyniki, jest w niepewności. - Moje myśli są dwojakie - mówi w rozmowie z naTemat. Zapowiada, że wróci. O ile to będzie bezpieczne.
Mówiło się zawsze, że zostawia pan serce na boisku…
To może dlatego mam teraz takie problemy (śmiech).
Widzę, że ma pan dystans do tego, co się stało. Dominują myśli w stylu "na pewno będzie dobrze, okaże się, że mogę grać"?
Myśli są dwojakie. Zawsze byłem osobą, którą patrzyła na świat przez różowe okulary. Gdy coś mnie spotykało, nie poddawałem się.
Wypadek motocyklowy w wieku 20 lat.
Właśnie. Wielu mi wtedy mówiło: "Chłopie, ty już w piłkę nie pograsz. Ty już nie staniesz na nogi". Stanąłem i pograłem. Chyba dosyć nieźle, bo grałem w kilku solidnych klubach, a teraz jestem w Legii. Rozmawiałem kiedyś ze znajomym i wie pan, jak on spuentował moją osobę?
Nie wiem.
Powiedział, że moje życie to rollercoaster. Tak jest. Zawsze wychodziłem z założenia, że co mnie nie zabije, tylko może mnie wzmocnić.
Mam nadzieję, że jeszcze śmignie do góry. Choć zdaję sobie sprawę, że możliwe jest wszystko. To nie jest jakaś zwykła kontuzja mięśnia. To jest serce, tu chodzi o ludzkie życie.
Może być różnie.
Z jednej strony na pewno się nie poddam. Tak jak na boisku, gdzie cały czas walczę. Z drugiej - jestem na wszystko przygotowany. Oczywiście, że chcę wrócić do piłki, ale zrobię to tylko w sytuacji, gdy będę w 100 procentach pewny, że to jest bezpieczne.
Film z akcjami Marka Saganowskiego:
Czytał pan o sprawie Fabrice'a Muamby, który nagle upadł w czasie meczu w Londynie?
Czytałem. O innych podobnych zresztą też.
I?
Uświadomiłem sobie, jak ważne jest odpowiednie kontrolowanie swojego zdrowia. Co może się stać, gdy ktoś to zaniedbuje. Co mogło być może się stać, gdybyśmy nie mieli tych badań.
Rozmawiałem jakiś czas temu z profesorem Janem Chmurą. Mówił, że kilka lat temu widział pana badania. I były jednymi z najlepszych w drużynie. Nigdy wcześniej na treningu czy na meczu nie zabolało serce?
Nigdy. Nie miałem wcześniej żadnych objawów. Niedawno zobaczyłem znowu swoje badania ze stycznia tego roku, jeszcze z gry w ŁKS-ie Łódź. Wszystko było w porządku.
Saganowski, o wcześniejszych badaniach
fragment wywiadu dla sport.pl:
Najświeższe, jakie mam, pochodzi z 13 stycznia tego roku. Wynik był dobry, ja zresztą nigdy nie miałem problemy z serduchem. W Anglii czy Grecji, gdzie grałem ostatnio, ekg zawsze przechodziłem śpiewająco, wyniki były dobre. Jeśli już lekarze się do czegoś czepiali, to do moich stawów skokowych.
Pamięta pan, jak się dowiedział o wszystkim?
Najpierw były jedne badania. I na nich coś z sercem jest nie tak. Słyszę, że muszę je szybko powtórzyć. Nie bałem się. Słyszałem o przypadkach, gdy jakiś błąd wynikał z wady aparatury. A tu po tych drugich badaniach okazuje się, że jakaś wada jest być może we mnie. Pamiętam lekarza, jak do mnie mówi: "Panie Marku, mam złą wiadomość. Na pewien czas musi pan przestać grać w piłkę".
Będę szczęśliwy. I mam nadzieję, że jakieś dwa lata jeszcze pogram w piłkę. Gdy miałem ten wypadek motocyklowy, byłem na początku swojej sportowej drogi. Teraz jestem pod koniec. Ale nie zamierzam z niej zejsć.
A jak trzeba będzie? Marek Saganowski ma jakiś plan B?
Już rok temu zastanawiałem się, co ze mną będzie po zakończeniu kariery. Piłkarzom nie jest łatwo płynnie przejść do innego życia. Odnaleźć się w nim. Nie mogą zaakceptować tego, co się nagle dzieje. To psychologia. Znam wielu, którzy się pogubili. Nie chcę, by mnie to spotkało, ale wszystko zweryfikuje życie. A życie to jedna wielka niewiadoma.
Marcin Adamski mówi o problemach z sercem Saganowskiego:
Gdzie pan się widzi?
Może w motoryzacji? To moje drugie wielkie hobby za piłką.
A może jako komentator w stacji telewizyjnej? Canal Plus lub Orange Sport?
Może. Nie mówię nie. Na wszelkie propozycje będę otwarty.
Zbliżał się mecz z Wisłą, został pan powołany do kadry na spotkanie z Anglią. Można dowiedzieć się o problemach z sercem w gorszym momencie?
A kiedy jest dobry czas na taką wiadomość? Nie ma go. Zawsze możesz powiedzieć, że nie, tylko nie teraz, bo właśnie dochodzę do formy. Ale fakt, że teraz dochodziłem do szczytu formy. W meczu z Zagłębiem Lubin strzeliłem dwa gole. Oczywiście, nie ukrywam, że wolałbym to usłyszeć po meczach z Wisłą i z Anglią.
Saganowski, o swojej pierwszej reakcji
fragment wywiadu w "Przeglądzie Sportowym":
Był czas na chwilę refleksji, jedna czy dwie łzy się pojawiły. Tak samo jak przed meczem z Wisłą, kiedy koledzy wyszli na rozgrzewkę w koszulkach z wyrazami wsparcia dla mnie. Wzruszyłem się, nie ma co kryć. Tym bardziej żal by było, jeśli nagle musiałbym przestać być częścią tej fajnej drużyny. Cały czas mam jednak nadzieję, że to jakaś pomyłka, bo nigdy nie miałem kłopotów z sercem
I pomyśleć, że gdy przychodził pan ze zdegradowanego ŁKS-u do Legii, ludzie pisali: "Po co ten Saganowski? Co najwyżej odpowiednio zagrzeje kolegów z ławki".
Niech ci ludzie, którzy uznają się za znawców, a wtedy wypisywali te bzdury, lepiej się dziś nie odzywają. Czas pokazał, że działacze Legii, z Markiem Jóźwiakiem na czele, trafili w dziesiątkę. I to chyba dobrze, że to oni zarządzają klubem, a nie ci zawistnicy.
"Ktoś mnie krytykuje, to pokażę mu, że się myli".
Tak ze mną jest. Już jako dziecko czułem satysfakcję, gdy mogłem innym utrzeć nosa. Saganowski, ten teoretycznie słabszy, pokazuje teoretycznie lepszemu, że niewłaściwie go oceniono. Lubię to.
Marek Saganowski i wywiad po powrocie do Legii:
Co teraz pan robi?
Jeśli chodzi o sport, to nie mogę nic robić. Organizm musi być wyciszony. Totalnie wyciszony. W czasie mojej kariery miałem mało czasu na życie prywatne. Teraz to nadrabiam. Spędzam czas z rodziną. Oddaję jej się tak bardzo, jak mogę. To, co się stało, nauczyło mnie pewnej hierarchii. Sport jest istotny, ale najważniejsze jest zdrowie. A zaraz za nim szczęście moje i mojej rodziny.
Ze zdrowiem wszystko okaże się po badaniach wysiłkowych. To prawda, że mają się odbyć we Włoszech?
Rzeczywiście jest taka możliwość. Na dniach się dowiem, czy pojadę do Włoch. Teraz jestem pod stałą kontrolą lekarzy z kliniki w Otwocku. To świetni fachowcy.
Musieliśmy tę rozmowę przełożyć, bo był pan w urzędzie. Co dziś pan słyszy od napotykanych ludzi?
"Panie Marku, niech pan wraca do zdrowia. I na boisko, bo tam chcemy pana oglądać". To miłe. Dostaję też dużo sms-ów od kolegów-piłkarzy. Gdy dowiedzieli się, że mam badania, wielu dzwoniło i pytało, jak poszło. A ja byłem jeszcze przed nimi.
Gra gorzej. Brakuje woli walki. Siedzę w sobotę na trybunach, Legia przegrywa 1:2 z Jagiellonią i dookoła słyszę: "Gdyby był Sagan, ten mecz wyglądałby zupełnie inaczej".
Spokojnie. To dopiero pierwsza porażka w lidze, a mówi się o niej, jakby nastąpiła jakaś tragedia. Moi koledzy zagrali słabszy mecz, ale już w drugiej połowie i w samej końcówce brakowało im szczęścia. Szkoda, że znów tracimy dwa gole. Ale w niedzielę gramy w Poznaniu z Lechem. Nie można sobie wymarzyć lepszej okazji na rehabilitację.
Ciężko oglądało się mecze z Wisłą i z Anglią?
Jak się o takich pytaniach mówi? Retoryczne, prawda?