Za oknami już wiosna, a ja tym autem jeździłem pod koniec 2021 roku. Z różnych przyczyn dopiero teraz mam okazję napisać jego test i… mam wrażenie, że to nawet lepiej. Bo minęło kilka miesięcy, a ja SsangYong Rextona wciąż wspominam doskonale. Dla mnie to jedno z największych motoryzacyjnych zaskoczeń ostatnich lat.
Reklama.
Reklama.
Powiedzmy sobie wprost – SsangYong jako marka do tej pory nie miał łatwego żywota w Polsce. Media co roku twierdzą, że ten producent musi się w końcu przebić, bo jej auta są po prostu dobre. No i tak… co roku. Chociaż rzeczywiście – sytuacja zaczyna się zmieniać, a polski importer coraz chętniej chwali się liczbą sprzedanych aut.
Świadczą o tym liczby – w styczniu i w lutym tego roku SsangYong zarejestrował w Polsce 208 aut. To więcej niż choćby Mitsubishi, Land Rover czy Jaguar. W tym roku importer zakłada sprzedaż w Polsce półtora tysiąca aut. W pewnym sensie jest to więc nadal egzotyka, ale coś się zaczyna dziać.
I patrząc na Rextona powiem szczerze – zupełnie się nie dziwię. Ba – sam mógłbym nim jeździć. A mój teść w tym aucie po prostu się zakochał. Ale po kolei. Jak to się stało, że auto osadzone na ramie, co wyklucza komfort znany z luksusowych SUV-ów, nagle uważam za ostateczne auto rodzinne?
Liczy się rozmiar
Rexton robi bowiem coś zupełnie zaskakującego – zagospodarowuje wyrwę na rynku, która pojawiła się na rynku wraz z wycofaniem z niego wszelkiej maści rodzinnych vanów. Ot po prostu, te auta przestały się sprzedawać. Nie są modne. Każdy chce mieć SUV-a.
Rzecz w tym, ze do przeciętnego SUV-a nie spakuje więcej niż czteroosobowej rodziny. Dodatkowo są one po prostu na tle vanów z przeszłości po prostu drogie. A te wszystkie modele reklamowane jako siedmiomiejscowe wywołują u mnie tylko pogardliwy uśmieszek. SUV-y jako siedmiomiejscowe auta nie nadają się do niczego i kropka.
I tak, Rexton też jest oferowany w takiej wersji, która jest kompletnie bez sensu. Ale testowany egzemplarz ma pięć miejsc i uważam, że pięcioosobowa rodzina w tym aucie spokojnie się zmieści. A takich aut na rynku wielu nie ma. Zwłaszcza w takiej cenie, ale o niej później.
W każdym razie – SsangYong Rexton jest wielki. Tak wielki, że można się w nim zgubić. Na przednich fotelach możesz rozsiąść się jak król, a na kanapie z tyłu twoje dzieci wciąż mogą bawić się w chowanego. To niespełna pięciometrowe auto, które dodatkowo jest szerokie na prawie dwa metry i ma 182,5 cm wysokości. Jest naprawdę gigantyczne.
Wisienka na torcie to jednak bagażnik. Bazowo ma 784 litry (!), a jeśli złożycie kanapę, uzyskacie nawet 1977 litrów. Zresztą – SsangYongiem wspomnianą zimą ruszyłem na święta na Suwalszczyznę z moim raptem dwumiesięcznym dzieckiem.
Moja torba, żony torba, córki torba, wózek z gondolą, karton ze spacerówką do przechowania na inne czasy, łóżeczko turystyczne, do tego cała masa innych bibelotów i… wszystko weszło. Jakbym lepiej poukładał bagaże, to bym wcisnął jeszcze drugi wózek. Naprawdę. Dziś już małe które auto na rynku potrafi takie rzeczy.
Oczywiście bagażnik jest też zrobiony z pomysłem. Jest w nim masa schowków, uchwytów i innych pomagajek. Te są zresztą istotne – bagażnik jest tak wielki, że jeśli wrzucisz do niego tylko jedną torbę, ta będzie latała po połowie auta w trakcie jazdy.
Jakby luksusowo
SsangYong Rexton to może i auto zbudowane na ramie, ale naprawdę – poziom komfortu w środku jest więcej niż wystarczający. Auto dobrze resoruje, a pewne trudności można odczuć głownie przy poprzecznych nierównościach. Wtedy budowa auta na ramie daje o sobie znać.
Rexton oczywiście nie lubi też szybkiej jazdy w zakrętach i wtedy zdecydowanie robi się niekomfortowo, ale przecież nie po to go kupujesz. Poza tym w środku jest naprawdę przyjemnie w trakcie jazdy. A o ten poziom komfortu dba nie tylko zawieszenie, ale i samo wykończenie wnętrza.
Rexton może nie do końca pozbył się koreańskiego rodowodu i miejscami widać w nim dużo taniego blichtru (o którym szerzej przy wyglądzie zewnętrznym), ale wnętrze naprawdę robi wrażenie. Elegancki kokpit świetnie współgra z fotelami wykończonymi skórą nappa. Same fotele są i ogrzewane, i wentylowane. Elektryczna regulacja oraz pamięć ustawień oczywiście tu są.
W kabinie imponuje też wyciszenie. Naprawdę – jak na diesla oraz wątpliwą opływowość nadwozia (to jednak cegła na kołach) jest tu naprawdę cicho i przyjemnie. Silnik słychać w zasadzie tylko po odpaleniu "na zimno" i przy gwałtownym przyspieszaniu. A tak jest cicho i spokojnie, przeszkadza jedynie nieco wiatr, ale przy takich wymiarach auta nie mogłoby być inaczej.
Co jeszcze imponuje? Choćby system kamer 360 stopni i to naprawdę wysokiej jakości. Na pokładzie jest też tempomat z funkcją autonomicznej jazdy – choć ta akurat działa średnio, co widać choćby po nerwowej pracy kierownicy w tym trybie.
Samochód też po prostu dobrze wygląda. Masywny, chromowany grill, LED-owe reflektory z "diamentowym" wzorem, Rexton naprawdę może się podobać. Niektórzy mogą może kręcić nosem na chromowane felgi, ale nie sposób odmówić temu autu takiego wręcz amerykańskiego looku. Jest wielki i pełen chromu. Jankesi lubią to.
Moim absolutnym hitem są jednak cyfrowe zegary. SsangYong to do niedawna jedyna marka na rynku, która umożliwiała wyświetlenie na nich wskazań z Apple CarPlay. To co prawda żaden specjalny tryb, a po prostu przeniesienie obrazu z ekranu centralnego na wirtualne zegary, ale... działa. I jest świetne.
Ten samochód ma tylko jednego konkurenta na rynku
To może być zaskoczenie, ale jeśli chcielibyście kupić inne podobne do Rextona auto, to musielibyście wybrać się do salonu Toyoty. Po… Land Cruisera. Przy czym jednocześnie musielibyście być gotowi na znacznie większy wydatek. No i generalnie Land Cruisera ciężko jest kupić, a przy Rextonie takiego problemu nie ma.
Czytaj także:
W każdym razie Rexton, mimo całej tej rodzinnej otoczki, którą nakreśliłem wyżej, to pełnoprawne auto terenowe – z napędem na cztery koła, reduktorem oraz opcjonalną blokadą tylnego mostu. Ta dodatkowa opcja to zresztą dopłata raptem 2 tyś. zł i zdecydowanie warto się na nią zdecydować.
Czy więc Rexton jest pełnoprawnym autem terenowym? Nie do końca, ale właściwie tylko z powodu prześwitu, To niby wciąż ponad 20 centymetrów, ale realnie w cięższym terenie Rextona po prostu powiesicie na jakiejś nierówności terenu.
Natomiast Rexton świetnie sprawdzi się tam, gdzie klęka każdy przeciętny SUV. Przejazd przez głębokie błoto w lesie? Podróż zaśnieżoną polną drogą? W takich przypadkach właściwie jedyne ograniczenie to opony. Ale przecież i z tym można sobie poradzić.
Generalnie to samochód dla człowieka, który nie tylko ma rodzinę, ale i ziemię. Mój teść – człowiek z działką z dostępem do jeziora, ulami czy z własnym lasem – był po prostu zachwycony.
Samo auto napędza czterocylindrowy diesel. Pojemność nietypowa, bo dwa i dwie dziesiąte litra. Te dwie dziesiąte raczej nie zmieniają ogólnego charakteru jego pracy, a wpływają na wyższą akcyzę. Niemniej jednak silnik generuje 202 KM i 441 Nm momentu obrotowego. Żaden szał, ale w zupełności wystarczy to do komfortowej jazdy Rextonem. I nawet dynamicznej, bo ośmiobiegowy automat jest naprawdę dobrze zestrojony i świetnie współpracuje z silnikiem.
Sama jazda Rextonem oczywiście nie ma nic wspólnego z jazdą sportową. To duże, wygodne auto do spokojnego pokonywania kilometrów. Jednak pomimo dużej masy (ponad dwie tony) oraz ramy Rexton to przewidywalne, pewne w prowadzeniu auto.
Last but not least – Rexton może ciągnąć przyczepę o masie nawet do 3500 kilogramów. Więc jeśli masz łódź czy przewozisz konie – to auto dla ciebie.
Czytaj także:
Czy coś tu się nie udało?
Prawdę mówiąc… niewiele. Na pewno najsłabszą stroną Rextona są multimedia, które odstają od auta pod względem możliwości. Tak naprawdę centralny ekran służy jedynie do obsługi multimediów i nie ma żadnego przełożenia na samochód – komputer pokładowy obsługujemy w całości z poziomu ekranów za kierownicą (cyfrowych).
Wspomniana przeze mnie wcześniej możliwość ustawienia Apple CarPlay między zegarami to oczywiście totalny sztos, ale fabryczne multimedia są po prostu nijakie (i nie po polsku), a wbudowana nawigacja TomTom jest zwyczajnie irytująca. I bardzo często wydaje z siebie dziwne dźwięki, które ustają dopiero po ustawieniu celu. Nawet jeśli nie chcecie żadnego ustawiać, bo wiecie, gdzie chcecie jechać. Nie wiem czemu tak się dzieje – nie udało mi się tego rozgryźć przez tydzień testu.
Druga sprawa regulacja foteli. Podparcie odcinka lędźwiowego można ustawiać tylko w jednej płaszczyźnie. To może niuans, ale ja w Rextonie po dłuższej trasie czułem ból w plecach. Ale to bardzo indywidualna kwestia. Niemniej jednak – w tym jednym aspekcie przydałoby się więcej możliwości.
Cena kusi
Tak jak już wspominałem na początku – dla mnie Rexton to jedno z największych zaskoczeń od dawna. Mówiąc brutalnie dla wielu osób jedynym problemem w tym aucie będzie… znaczek na masce. Ale oby taki pogląd jak najszybciej zniknął, ponieważ Rexton, choć inny od aut europejskich, jednocześnie jest naprawdę udanym samochodem.
Połączenie przestrzeni dla pasażerów jak i na bagaże, komfortowego wnętrza i bardzo dużych możliwości terenowych to miks, który ciężko znaleźć na rynku.
Zwłaszcza w takiej cenie – w podstawowej wersji Crystal Rexton to wydatek raptem 172 900 zł. Raptem, bo to naprawdę gigantyczne auto. W przypadku bazowej wersji wystarczy zresztą dołożyć 9 tysięcy, aby cieszyć się napędem 4x4 z reduktorem.
Z kolei Rexton doposażony właściwie pod korek to wydatek mniej więcej ćwierć miliona złotych – bo tyle trzeba sobie liczyć za wersję Sapphire (222 900 zł) oraz parę dodatków z konfiguratora. To wciąż bardzo dobra cena.
Co może być problemem? Pewnie mimo wszystko słabo rozwinięta sieć dealerska, ale ten stan rzeczy powinien w najbliższych latach się zmieniać. Zwłaszcza że gwarancja jest pięcioletnia (lub na 100 tys. km), a aut na polskich drogach przybywa.