Wydana niedawno książka "Warszawa niezaistniała" to zbiór projektów architektonicznych stolicy, które nie miały szansy na powstanie. Kompleksowe badania autora, Jarosława Trybusia, przedstawiają Warszawę jako miasto szerokich możliwości, specyficznego charakteru i bardzo ciekawej historii. Autor dla naTemat tłumaczy na czym polega specyfika tego miasta.
Nie wiem czy jest ładna, na pewno jest ciekawa. Im dłużej się w niej przebywa, tym wydaje się ciekawsza. Na pierwszy rzut oka można uznać ją za chaotyczną, niektórym wydaje się brzydka, ale im dłużej ją poznajemy, tym jest lepiej.
Co pana ciekawi w tym mieście?
Jego różnorodność i to, że jest miastem zupełnie nowym. W starej Europie mało jest tego typu miejsc zbudowanych właściwie od nowa w XX wieku.
Czy można jednoznacznie określić charakter tego miasta?
Wydaje mi się, że nie. Jedyne co można powiedzieć to że jest pełne energii.
Dlaczego uważa pan, że nie można? Czy to wina eklektyzmu architektonicznego czy może atmosfery i różnorodności w warstwie społecznej?
Architektura jest zawsze odbiciem ludzkich potrzeb i tęsknot. Uwidacznia nam to, co w mieście rzeczywiście się dzieje. Mówię, że Warszawa jest pełna energii, więc architektura warszawska również, przez co ulega szybkim zmianom. Warszawa jest miastem młodym – zarówno pod względem metrykalnym, jak i architektury.
Na czym polega ta młodość Warszawy? Czy to miasto zyskało już jakiś konkretny charakter, taki jaki mają Kraków czy Wrocław?
Myślę, że to właśnie powtarzana przeze mnie młodość będzie tym wyróżnikiem stolicy. Młodość jest idealnym patentem, wszyscy pragniemy zachować ją na zawsze.
Ale czy uda jej się?
Wierzę, że tak. W Warszawie ciągle sporo trzeba zrobić, jest sporo do zbudowania. To miasto bardzo atrakcyjne i wierzę, że w najbliższych dziesięcioleciach nie ulegnie to zmianie.
Czy brak jednoznacznej identyfikacji architektury, duża różnorodność jest jego zaletą czy wadą?
Z mojego punktu widzenia jest zaletą. Dzięki niej w przestrzeni dobrze mogą czuć się różne środowiska. Różnorodność może łączyć się z pewną otwartością, a Warszawa jest miastem bardzo otwartym.
Ta różnorodność jest bardzo często krytykowana – obok starych kamienic powstają ultranowoczesne biurowce. Czy to wszystko może współgrać i stworzyć jednolity wizerunek miasta?
Myślę, że różnorodność przewrotnie może być uważana za spójny wizerunek miasta. Myślę, że ci, którzy krytykują Warszawę za jej rzekomy chaos są zapatrzeni w miasta tak jednorodne jak Paryż, ale zapominają o miejscach typu Londyn czy Rzym, które jednorodne w żaden sposób nie są. Warszawie zdecydowanie bliżej do tych drugich.
Czyli Warszawę trzeba zrozumieć?
Tak. Zrozumieć i poznać. „Miłość jest córką wiedzy” - jak mawiał Leonardo Da Vinci.
Zauważyłem ostatnio, że coraz częściej docenia się architekturę międzywojnia i tę tuż powojenną. Wydaje mi się, że powraca moda na modernizm. Widzi to pan?
Myślę, że to naturalne zjawisko pokoleniowe – kochamy architekturę naszych dziadków, nie przepadamy za architekturą naszych ojców. Ta zależność odnosi się zresztą nie tylko do architektury.
Czy istnieje coś takiego jak moda na Warszawę? Nie chodzi mi tu o plastikowy wizerunek stolicy z seriali i filmów, ani o klubokawiarnie i przesiadywanie na placu Zbawiciela, ale raczej o modę na wiedzę o Warszawie, na jej historię.
Pan wykluczył te dwie wcześniejsze sfery, ale mam wrażenie, że one wszystkie łączą się. Myślę, że Warszawa zaczęła się sama sobą ekscytować. Ludzie są ciekawi historii miasta, w którym żyją, to trwa już od kilku lat.
Z czego to wynika?
Warszawa w ostatnich latach, niezależnie od krytyki w stronę pani prezydent Gronkiewicz-Waltz, znakomicie rozwija się. To dotyczy zarówno inwestycji infrastrukturalnych typu nowe chodniki, drzewa czy ławki w parkach, jak i inwestycji prywatnych. Czuć, że miasto buzuje, że wciąż zasysa dużą liczbę ludzi z zewnątrz. Ci ludzie są pełni entuzjazmu, bo przyjeżdżają do miejsca, w którym chcą być – pracować, uczyć się, spędzać czas. To wszystko wytwarza atmosferę zadowolenia i wzajemnego zainteresowania. Ktoś może mi teraz zarzucić, że mówię o jakiejś wąskiej grupie mieszkańców, ale przestałem myśleć o tym w ten sposób gdy usłyszałem słowa zachwytu od najbardziej niezadowolonej grupy, od taksówkarzy. Oni naprawdę chwalili stan ulic, odremontowany Dworzec Centralny.
Czy Warszawiacy przestają się w końcu wstydzić swego miasta, a zaczynają je cenić?
To bardzo specyficzna mieszanka wstydu i zachwytu. Myślę, że ona jest bardzo ekscytująca.