Niemiecki "Bild" nagłośnił sprawę wycieczki organizowanej przez biuro podróży
Socjaldemokratycznej Partii Niemiec. Planuje ono w październiku rejs po Morzu Czarnym, którego jednym z punktów mają być odwiedziny... daczy Józefa Stalina.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
SDP posiada swoje biuro podróży, które organizuje wycieczki, głównie po Europie
W październiku zaplanowało ono rejs po Morzu Czarnym, którego jednym z punktów mają być odwiedziny daczy Józefa Stalina
Pomysł ten wywołał spore oburzenie w Niemczech
Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google
24 października niemieccy socjaldemokraci z partii Olafa Scholza chcą wybrać się w rejs po Morzu Czarnym – podaje dziennik "Bild". Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że w tym rejonie toczą się przecież walki, pływają rosyjskie okręty i generalnie nie jest bezpiecznie.
Pikanterii dodaje fakt, że biuro podróży SPD chce także odwiedzić tereny Rosji, żeby zobaczyć daczę radzieckiego dyktatora Józefa Stalina, która mieści się w Soczi.
"To, że SPD oferuje w tych czasach wycieczki do Rosji, jest bardzo dziwne. Ale fakt, że za cel podróży obrał sobie stalinowską daczę, jest wręcz perwersyjny. To właśnie tutaj kremlowski dyktator podjął decyzję o Wielkim Terrorze, którego ofiarą padły ponad 4 mln ludzi" – mówi niemieckiej gazecie historyk Hubertus Knabe.
Biuro podróży socjaldemokratów zapewnia, że "w czasie wycieczki zbrodnie Stalina zostaną wyraźnie nazwane", ale nie bardzo wpływa to na wydźwięk całej eskapady. Na razie jednak rezerwacja miejsc na tę wycieczkę jest niemożliwa z powodu inwazji Rosji na Ukrainę.
Przypomnijmy, że rządząca w Niemczech koalicja SPD-FDP-Zieloni jest mocno krytykowana za swoje podejście do Rosji i wojny w Ukrainie. Początkowo dostało jej się jeszcze za lata błędów w polityce zagranicznej popełnionych przez rządy Angeli Merkel. Później jednak dostało się samemu Scholzowi i jego koalicji w Bundestagu.
Głównie chodzi o import paliw kopalnych z Rosji oraz o niedostarczenie Ukrainie ciężkiego sprzętu, o który prosi prezydent Wołodymyr Zełenski. Kilka dni temu tę ostatnią decyzję wyjaśniałMarkus Laubenthal, zastępca generalnego inspektora Bundeswehry.
Według niego przekazanie ciężkiego sprzętu, w tym transporterów piechoty Marder, jest niemożliwe, ponieważ ograniczyłoby to zdolność operacyjną w ramach zobowiązań w ramach NATO.
– Nie mielibyśmy już możliwości reagowania na nieprzewidziane sytuacje, a to znacznie osłabiłoby naszą obronę – powiedział wiceszef Bundeswehry i dodał, że wozy piechoty Marder, których oczekuje strona ukraińska, nie mogą tak po prostu zostać jej przekazane.
– Wówczas Bundeswehra nie miałaby niczego, by wesprzeć siły szybkiego reagowania NATO, gdyby sojusz takiego wsparcia potrzebował – wyjaśnił Laubenthal i podkreślił, żeobsługa tych skomplikowanych systemów bojowych wymaga gruntownego przeszkolenia, a sam sprzęt wymaga zaplecza części zamiennych. Taki proces jest niewykonalny od ręki. To kwestia tygodni.