Prezydent Emmanuel Macron zostanie w Pałacu Elizejskim na kolejną kadencję, ale według ekspertów będzie mu jednak trudniej niż przez ostatnie pięć lat. Marine Le Pen co prawda przegrała, ale mało kto uważa, że poniosła porażkę. Wręcz przeciwnie – na pewno nie można jej lekceważyć. W czerwcu Francję czekają kolejne wybory i to dopiero będzie gorący czas. A także wielki tekst i dla Le Pen, i dla skrajnej lewicy, i dla Francuzów.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
W niedzielę 24 kwietnia Francuzi wybrali gospodarza Pałacu Elizejskiego na kolejnych 5 lat
Emmanuel Macron zdobył 58.5 proc. głosów, Marine Le Pen – 41,5 proc.
12 i 19 czerwca we Francji odbędą się wybory parlamentarne. Media grzmią, że Macron nie ma chwili wytchnienia. A skrajna prawica i skrajna lewica ogłaszają, że to będzie trzecia tura wyborów prezydenckich
– Bardziej niż kiedykolwiek będę kontynuowała moje zaangażowanie na rzecz Francji i Francuzów z determinacją i wolą, o których wiecie, że posiadam – zapowiedziała.
W II turze wyborów prezydenckich uzyskała nie tylko najlepszy wynik w swojej karierze politycznej, ale podwoiła też notowania skrajnej prawicy sprzed około 20 lat, gdy na czele partii – wówczas Frontu Narodowego – stał jej ojciec Jean Marie Le Pen i mógł liczyć tylko na ok. 18 proc. poparcia. A to, jak można sobie wyobrażać, raczej ogromna siła.
– Ona odniosła pewien względy sukces, gdyż jednak pokazała, że jest osobą, która potrafi skupić stosunkowo dużą masę wyborców. Co prawda nie wiadomo, czy wszyscy, którzy na nią głosowali, głosowali na nią, czy przeciwko Macronowi. Ale w tej chwili jej nadzieją jest stworzenie programu wyborczego, który w czerwcowych wyborach parlamentarnych potrafił dać jej większy sukces – komentuje w rozmowie z naTemat prof. dr hab. Jacek Wódz, politolog, który od lat śledzi francuską scenę polityczną.
Wybory parlamentarne we Francji
Wybory odbędą się 12 i 19 czerwca. Francuzi będą wybierać 577 deputowanych Zgromadzenia Narodowego. I dopiero wtedy naprawdę się zacznie. Już dziś, natychmiast po wyborach prezydenckich, można mieć wrażenie, że kolejna kampania wyborcza właśnie ruszyła. Media grzmią, że Macron nie będzie miał chwili wytchnienia. A jego kontrkandydaci z wyborów prezydenckich ostro się odgrażają.
"Mimo wygranej, nie ma czasu na świętowanie. To wybory parlamentarne zdecydują o przyszłości Francji", "Macron wygrał, ale wyścig dopiero się zaczyna" – Twitter ugina się od podobnych komentarzy.
Głosowanie powszechnie nazywane jest już trzecią turą wyborów prezydenckich.
– Głosowanie się nie skończyło. Wybory parlamentarne to będzie trzecia tura – oznajmiła Jordan Bardella, cytowana przez Reuters, sojuszniczka Le Pen.
Jean-Luc Mélenchon, lider skrajnej lewicy, który o włos przegrał z Le Pen wejście do II tury, również ogłosił w niedzielę po zamknięciu lokali wyborczych: – Dziś rozpoczyna się III tura wyborów.
70-letni lider skrajnie lewicowej partii Francja Nieujarzmiona (LFI), który w drugiej turze zdobył niemal 22 proc. głosów – co ciekawe, wygrał wśród najmłodszych wyborców – zapowiedział nawet, że chciałby zostać przyszłym premierem Francji. Zaproponował też partii Macrona współpracę w parlamencie po czerwcowych wyborach.
Z czego najbardziej jest znany? Chciałby wyjścia Francji z NATO. I 100-proc. podatku powyżej kwoty 360 tys. euro rocznie. Popiera też Hugo Chaveza.
Jakie może być zagrożenie
To wszystko pokazuje, że we Francji szykuje się kolejne ostre starcie, a właściwie cały serial pełen nieprzewidzianych zwrotów akcji. Jakie teraz może być największe zagrożenie?
– Takie, że trochę sypie się stworzona ad hoc reprezentacja ludzi związanych z Macronem, którzy 5 lat temu wynieśli go do władzy. Ona rozsypywała się już trochę w trakcie tego pięciolecia i Macron nie będzie w stanie jej skupić. Poprzednie wybory parlamentarne wygrał nie jako partia, ale jako przywódca, który skupiał wokół siebie wszystkich. W tej chwili już mu się to nie uda. Tu będzie zagrożenie – przewiduje prof. Jacek Wódz.
Uważa, że najbliższa kadencja Macronabędzie trudniejsza od poprzedniej. – Najprawdopodobniej Macron będzie musiał częściowo dogadywać się z obiema skrajnościami. Czyli trochę wziąć z bardziej ostrej prawicy i trochę z delikatnej lewicy, bo Melenchon na pewno skupi wokół siebie osoby bardziej skłonne do przyjmowania ostrych haseł. W tej chwili to jednak jeszcze trudne do przewidzenia. Wykształtuje się to mniej więcej za dwa tygodnie, do połowy maja, gdyż poszczególne partie i komitety wyborcze muszą się jeszcze dookreślić – mówi.
"Rozsypała się francuska scena polityczna"
W tej chwili, jak zaznacza nasz rozmówca, czerwcowe wybory są nieprzewidywalne. Ale i tak widać przed nimi pewien polityczny bałagan we Francji.
– Po pierwsze rozsypała się francuska scena polityczna, bo dwie największe, tradycyjne partie, czyli centroprawica pogaullistowska i socjaliści, nie dość, że nie odniosły żadnych sukcesów, to faktycznie doprowadziły się do granicy totalnego rozpadu. Nie bardzo wiadomo, co w czasie wyborów parlamentarnych zrobią wyborcy tradycyjni tych partii – wyjaśnia nasz rozmówca.
Valérie Pécresse, kandydatka centroprawicy w wyborach prezydenckich, jak podkreśla, miała tak słaby wynik, że teraz musi się zwracać z prośbą do sympatyków, żeby wsparli ją finansowo. – Zaciągnęła kredyt na kampanię, a uzyskała wynik poniżej 5 proc., więc nie ma zwrotu kosztów. I teraz będzie musiała się zajmować głównie tym, a nie jednoczeniem partii. Anne Hidalgo, kandydatka socjalistów, też miała katastrofalny wynik i jest w podobnej sytuacji. Co zrobią tradycyjni wyborcy tych partii przy wyborach parlamentarnych? Trudno przewidzieć – zauważa.
Pytanie, jak sytuację może wykorzystać Le Pen?
– Musiałaby zrezygnować z ostrych wypowiedzi prawicowych. Nie ulega wątpliwości, że im bardziej uda jej się oderwać od pomysłów antyunijnych, antyeuropejskich, proputinowskich, to tym większe będzie miała szanse. Musiałaby jeszcze przejąć część tradycyjnego elektoratu prawicowego – przewiduje ekspert.
Jakie szanse Le Pen, Mélenchona i lewicy
Profesor zauważa jednak, że Éric Zemmour, inny skrajnie prawicowy kandydat, który w wyborach prezydenckich zrezygnował, apelując do swojego elektoratu, żeby zagłosował na Le Pen, nie zrobi czegoś podobnego w wypadku wyborów parlamentarnych.
– Le Pen nie może zakładać, że przejmie jego wyborców. Na pewno nie – podkreśla.
Jego zdaniem głównie siły skupią się wokół centrolewicy i Mélenchona. – Le Pen jednak do końca nie przekonała Francuzów i oni się jej boją. Absolutnie nie można jej lekceważyć, ale w tej chwili to bardzo delikatna rozgrywka. Zakres władzy prezydenta we Francji jest tak duży, że on na pewno nie dopuści do jakichkolwiek przewidywalnych sukcesów skrajnej prawicy. To jest niemożliwe. Będzie wetował, a jeżeli będą mu stawiać opór, to rozwiąże parlament. Konstytucja pozwala na to, by prezydent bez uzasadnienia, w ciągu pierwszych miesięcy, rozwiązał parlament – zaznacza.
– Przy dużym sukcesie Mélenchona, który jest populistą, ale bardzo zdolnym, lewicującym, częściowo zabierającym również głosy komunistom i częściowo zielonym, nie ulega wątpliwości, że Mélenchon będzie drugą stroną sceny politycznej – dodaje.
Lewica już się cieszy na swoją szansę.
Na pewno i Francję, i Europę, przy okazji czerwcowych wyborów czeka nie mniej ciekawy czas niż przez starciem o francuską prezydenturę. A po wyborach możemy częściej obserwować, jak niektórzy bardziej mogą psuć Macronowi nerwy i rzucać mu kłody pod nogi.
– Chyba, że uda mu się stworzyć porozumienie z pragmatycznych sił środka. W najbardziej koszmarnej sytuacji może się znaleźć zwycięzca wyborów, który nie będzie w stanie stworzyć większości. Jeżeli układ parlamentarny zmusi go do mianowania premiera z większości, która nie będzie jego większością, to od razu rozpocznie rządy w warunkach kohabitacji, czyli każdy projekt przed złożeniem w parlamencie będzie musiał przedyskutowywać z ewentualnymi koalicjantami, co bardzo utrudnia rządzenie – wskazuje ekspert.