"To jest materiał na artykuł do jakiejś gazety. Mnie też ukradziono różne rzeczy..." - napisał na Facebooku znajomy naszej redakcyjnej koleżanki, gdy ktoś poruszył tam temat kradzieży na poczcie. Jak się szybko okazało, podobnych historii są dziesiątki. Co na to Poczta Polska? "Bezpieczeństwo obrotu pocztowego jest dla nas najwyższym priorytetem" - odpowiadają pocztowcy.
Chyba nie ma w naszym kraju osoby, której by się to choć raz nie przydarzyło. Wysyłamy list lub przesyłkę, ktoś na nią niecierpliwie czeka lub czekamy właśnie my, a ta przez wiele dni nie przychodzi. Aż dowiadujemy się, że na poczcie nic o niej nie wiedzą i nigdy nie wiedzieli. No i z pełną powagą pytają, czy na pewno w ogóle została wysłana. A jeśli nadano ją bez znaczka "Polecone", to sami jesteśmy sobie winni, jeśli nie dotarła do adresata...
"Kradną na potęgę"
"Jeśli wysyłacie coś w kopercie listem zwykłym, nie poleconym macie niemal jak w banku, że ukradną. Obie wysłane w ten sposób w ostatnim czasie przesyłki (jedną wysłałam ja, drugą wysłano do mnie) szlag trafił" - napisała na Facebooku znajoma naszej redakcji. A pod jej wpisem natychmiast rozpoczęła się niekończąca dyskusja wielu innych osób, mających identyczne doświadczenia. "Nasz bardzo fajny pan listonosz przyznaje, że nikt tego nie kontroluje i mimo monitoringu pracownicy kradną na potęgę" - dodaje Agata.
"Potwierdzam. Totalna żenada, ale tak jest" - pisze Joanna. "Podobne doświadczenia niestety" - komentuje Zygmunt. "U mnie to samo. Jedną wysłałam ja: dwie książki dla fajnego, małego chłopczyka, a drugą przesyłkę mój tato do mnie. No książki dla dzieci?!" - oburza się na Facebooku Ewa. Swoje problemy z kradzieżami na poczcie opisuje też Beata: "Potwierdzam, mi zginęło w ubiegłym roku chyba z 8 przesyłek. Nie był to przypadek. Pańcie na poczcie dowodziły, że jeśli przesyłka zagraniczna nie jest ubezpieczona (a koszt takiego ubezpieczenia przekreśla sens całej zabawy) to ich firma nie ponosi za to żadnej odpowiedzialności. I sugerował, że na pewno ukradziono w Ameryce".
Choć pocztowych złodziei trudno namierzyć, jest sporo dowodów, że Polacy nie są święci. Dowodzi tego choćby historia dwóch listonoszy z Legionowa, którzy kilka lat temu zostali przyłapani na kradzieży ponad tysiąca przesyłek. Historię opisał mazowiecki tygodnik lokalny "To i owo". Odbiorcy byli tak do ginących listów tak przyzwyczajeni, że skarg właściwie nie było. Problemu nie zauważyło też szefostwo poczty.
Złodzieje wpadli, gdy u pasera, do którego jeden z listonoszy wpadł opchnąć kolejny łup, akurat trwała nie związana z kradzieżami na poczcie akcja. A że listonosz był legionowskiej policji świetnie znany, postanowili sprawdzić wówczas także jego. I tak trafili do piwnicy drugiego doręczyciela, gdzie zalegało ponad 1200 niedostarczonych przesyłek.
Tamta historia postawiła też pod znakiem zapytania sposób doboru kadr na Poczcie Polskiej. Wciąż wydaje się nam, że listonosz to ktoś godny zaufania, przy kim można czuć się bezpiecznie. Wielu z nas nadal wpuszcza doręczycieli do domu, w chłodne dni zaprasza na herbatę. Tymczasem jednego ze wspomnianych listonoszy-złodziei z Legionowa zatrudniono, gdy był już człowiekiem przeciwko któremu toczyły się śledztwa za kradzież, włamanie, posiadanie narkotyków, groźby karalne i oszustwo...
Wniosek z tego wszystkiego zdaje się więc prosty. Nie chcesz stracić ważnej, czasem kosztownej przesyłki, musisz poczcie zapłacić, by ci tego na pewno nie ukradziono. Zapłacić za przesyłkę poleconą lub przesyłkę albo paczkę z zadeklarowaną wartością. Koszt takiej usługi w przypadku np. korespondencji z Ameryką Północną sprawia, że rzeczywiście staje się to mocno nieopłacalne. Szczególnie, gdy przesyłka nadawana jest za oceanem i dodatkowe opłaty naliczane są według cennika amerykańskiego, a nie polskiego.
Na Zachodzie rzadko słychać jednak, by okradzionych na poczcie odbiorców było tak wielu, jak nad Wisłą. Choć na Poczcie Polskiej twierdzą, że robią wszystko, by nasza korespondencja była bezpieczna. "Kwestia bezpieczeństwa obrotu pocztowego jest dla Poczty Polskiej najwyższym priorytetem" - zapewnia w komentarzu przesłanym naszej redakcji Grzegorz Warchoł z biura prasowego Poczty Polskiej.
Poczta wytłumaczy się każdemu indywidualnie
Na pytanie, dlaczego tak często w jego firmie znikają paczki czytelników naTemat, nie udało nam się uzyskać odpowiedzi rzecznika Poczty Polskiej Zbigniewa Baranowskiego. Kontakt telefoniczny z nim okazał się niemożliwy, gdy w biuro prasowe dowiedziało się, w jakiej sprawie chcemy się z nim skontaktować. Poproszono natomiast o podanie dokładnych danych wszystkich przesyłek, które miały zaginąć naszym czytelnikom.
O tym w przesłanym nam stanowisku wspomina również Warchoł. "W przypadku zgłoszenia zaginięcia przesyłki wyjaśniamy każdą sprawę indywidualnie. Prosimy naszych Klientów o informacje na temat adresów nadawcy, odbiorcy, daty nadania i wszystkie dodatkowe informacje pozwalające zidentyfikować przyczynę zdarzenia i, w konsekwencji, eliminować tego typu zjawiska. Nasi Klienci mogą składać reklamacje lub skargi we wszystkich placówkach pocztowych, także drogą elektroniczną" - tłumaczą PR-owcy Poczty Polskiej.
Na pytanie o to, czy Poczta Polska dostrzega skalę problemu, kto może kraść przesyłki i czy ich niedoszli odbiorcy słusznie podejrzewają pracowników poczty, niestety nie udało nam się uzyskać odpowiedzi.
Jeśli wysyłacie coś w kopercie listem zwykłym, nie poleconym macie niemal jak w banku, że ukradną. Obie wysłane w ten sposób w ostatnim czasie przesyłki szlag trafił. Nasz bardzo fajny pan listonosz przyznaje, że nikt tego nie kontroluje i mimo monitoringu pracownicy kradną na potęgę.
Grzegorz Warchoł
Biuro Prasowe Poczty Polskiej
W przypadku zgłoszenia zaginięcia przesyłki wyjaśniamy każdą sprawę indywidualnie. [...] Nasi Klienci mogą składać reklamacje lub skargi we wszystkich placówkach pocztowych, także drogą elektroniczną