Po inwazji Rosji na Ukrainę UE wydawała się mówić jednym głosem, choć jedni reagowali na nią szybciej, na innych trzeba było chwilę poczekać. Słowa potępienia płynęły jednak zewsząd. A potem wszystko zaczęło się sypać. Zaczął się bój o sankcje. O to kto jest anty i prorosyjski. O broń. O gaz. Nawet o przyjęcie Ukrainy do UE. Tak od początku wojny Putin mieszał w UE.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Czterech europejskich nabywców gazu zdecydowało się ulec rosyjskim naciskom i zapłaciło za dostawy w rublach, zgodnie z żądaniem Rosji – przekazał Bloomeberg, wywołując podejrzenia w UE. O kogo chodzi?
Przeciwko Ukrainie w UE wystąpił ostatnio szef austriackiego MSZ Alexander Schallenberg, który stwierdził, że Ukraina nie powinna otrzymać w czerwcu statusu kandydata do UE
Jakie jeszcze podziały w UE wywołała inwazja Rosji na Ukrainę?
Skąd wiadomo, że cztery kraje UE zapłaciły Rosji za gaz w rublach? To informacja, którą w ostatnich dniach przekazał Bloomberg, a która szybko obiegła Europę, wywołując szok i niedowierzanie. Wiadomo, że zalecenia Brukseli były inne, że kraje takie jak Polska, Litwa i Bułgaria, które nie zgodziły się na nowe warunki Rosji, zostały ukarane przez Gazprom odcięciem gazu.
Tymczasem, jak przekazał Bloomberg, czterech europejskich nabywców gazu zdecydowało się ulec rosyjskim naciskom i zapłaciło za dostawy w rublach, zgodnie z żądaniem Rosji. Ta informacja pochodzi od "osoby zbliżonej do Gazpromu".
Kto z UE płaci Rosji w rublach
W ten sposób "rosyjskie źródło" momentalnie wywołało spekulacje w Europie, o kogo chodzi. Wiadomo, że jednym z tych krajów są Węgry, które otwarcie to ogłosiły. Ale kim jest pozostała trójka?
Oliwy do ognia dolała jeszcze rosyjska agencja prasowa Tass, która podała, że chodzi o Austrię i Niemcy. Zacytowała nawet kanclerza Karla Nehammera, który podczas konferencji prasowej miał powiedzieć, że Austria, reprezentowana przez spółkę OMV, zaakceptowała warunki Rosji.
Jak wiemy już, Nehammer szybko zdementował te informacje, nazwał je fake newsem i rosyjską propagandą. – Oczywiście OMV nadal będzie płacić za dostawy gazu z Rosji w euro. Austria co do punktu i przecinka trzyma się wspólnie uzgodnionych unijnych sankcji – zapowiedział.
Ale wątpliwości zostały zasiane. Absorbując myśli i odsuwając je trochę od działań wojennych, poruszając media i polityków, wywołując podejrzliwość.
"Słyszałem, że nie tylko Węgry, ale także Austria i Niemcy są gotowe zapłacić za rosyjski gaz w rublach. Czy nadal są w strefie euro, czy w strefie rubla?" – zapytał na przykład Donald Tusk.
"Financiał Times" do tej czwórki dorzucił potem jeszcze Słowację.
"Putin przekroczył Rubikon. Odcinając gaz do Polski i Bułgarii, zmusza inne kraje do wyboru, czy ulec jego żądaniom i płacić w rublach, czy zaakceptować szkodliwe embargo energetyczne. Pcha UE w stronę krytycznego testu dla jej jedności" – skomentował Reuters.
Sankcje, gaz i dostawa broni
To tylko hipoteza, ale teraz można sobie wyobrażać, jak Putin może być zadowolony z podziałów i chaosu, jaki – poza wojennym niszczeniem Ukrainy – wywołał w Europie.
Jak z satysfakcją mógł patrzeć nie tylko na to, że jego sojusznik na Węgrzech zdobył w wyborach większość konstytucyjną, a jego zwolenniczka we Francji walczyła o prezydenturę z największym poparciem w swojej historii. Ale także na to, że UE nie mówi jednym głosem i nie potrafiła dogadać się w różnych kwestiach, które wyłoniły się w czasie inwazji.
Tygodniami nie mogła przecież porozumieć się w sprawie embarga na import rosyjskiego gazu do UE. Sprzeciwiały się temu m.in. Francja, Niemcy i Austria, nie mówiąc o Węgrzech.
– Różnice, jeśli chodzi o stosunek do Rosji, zawsze były wyraźne. Wiadomo, że różne państwa europejskie mają tu różną wrażliwość i interesy. Wiadomo, że kwestia energetyczna jest najbardziej czuła i wrażliwa, ponieważ w najbliższych miesiącach na rynku europejskim brakować będzie gazu ziemnego. Wiadomo, że Putin sięga po broń, w której jest najsilniejszy. Proszę pamiętać, że jest to broń obosieczna. Podważa rosyjski wizerunek wiarygodnego dostawcy, a po drugie przyspieszy decyzje strategiczne o odchodzeniu od rosyjskich surowców energetycznych – komentuje w rozmowie z naTemat dr Adam Eberhardt, dyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich w Warszawie.
Putin uprzedził Europę, sam postawił ją przed kryzysem energetycznym i wstrząsnął jej jednością. Decyzja o zakręceniu kurka z gazem dla Polski, Litwy i Bułgarii coś jednak zmieniła, bo dziś same Niemcy mówią, że Berlin gotów jest poprzeć embargo. W UE szybko rozległy się silne głosy o jedności.
– Putin znów poniósł porażkę, próbując zasiać podział między Europejczykami. Era rosyjskich paliw w Europie dobiegnie końca – stwierdziła szefowa KE Ursula von der Leyen.
Guy Verhofstadt wtórował: "Unia musi pozostać zjednoczona. Nie ma innej opcji. Szantaż gazowy Putina ponownie pokazuje, dlaczego musimy porzucić naszą zależność od jego paliw i już wprowadzić ich całkowity zakaz".
Ale kwestie energetyczne to jedno. Patrząc z perspektywy Kremla, Putin mógł widzieć też inne podziały. Na przykład w kwestii dostaw broni do Ukrainy. Tu znowu głośno było o oporze Niemiec w przypadku wysłania ciężkiego sprzętu, ale także o sprzeciwie m.in. w Bułgarii, gdzie kwestia ta jest na ostrzu nożna i w najgorszym scenariuszu może nawet doprowadzić do upadku rządu.
A jest także kwestia członkostwa Ukrainy w UE, czemu – jak się na początku wydawało, wszyscy przyklasnęli. A dziś chyba nie jest w Europie tak jednoznacznie postrzegana.
Członkostwo Ukrainy w UE
Przeciwko Ukrainie w UE wystąpił ostatnio szef austriackiego MSZ Alexander Schallenberg, który stwierdził, że Ukraina nie powinna otrzymać w czerwcu statusu kandydata do UE i nie powinna zostać członkiem Wspólnoty. Zasugerował też, że UE powinna jej zaproponować inną drogą niż pełne członkostwo.
Ukraina tylko wyraziła swoje rozczarowanie. Wcześniej, w marcu, "Politico" podało, że z kolei Holandia uważała, że za wcześnie jest na rozmowy o członkostwie Ukrainy w UE. "Holendrzy prowadzą koalicję przeciwko prośbie Zełenskiego o członkostwo" – pisał portal przed szczytem unijnych przyódców w Wersalu.
Przypomnijmy, 8 kwietnia przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen wręczyła prezydentowi Wołodymyrowi Zełenskiemu dokumenty w sprawie przystąpienia Ukrainy do UE. W ciągu tygodnia dokumenty zostały wypełnione i odesłane. Aplikacja była rekordowo szybka. Wnioskowało o nią osiem państw: Polska, Bułgaria, Czechy, Słowacja, Litwa, Łotwa, Estonia, Słowenia.
Podzielone społeczeństwa
Putin od dwóch miesięcy definiuje unijną politykę, ale też dzieli europejskie społeczeństwa. Co chwila słyszymy, że np. w Grecji rząd potępia inwazję, ale naród jest podzielony. Albo, że w rządzie Bułgarii są dwie partie proputinowskie. Że gdzieś w Europie odbywają się proputinowskie manifestacje.
Gdyby nie rozpętał wojny, ludzie nie dyskutowaliby o roli Niemiec, nie pękłby wizerunek Angeli Merkel i innych polityków. Nie byłoby przepychanek, kto w Europie jest najbardziej prorosyjski, a kto najmniej.
Politycy w wielu krajach nie skakaliby sobie z tego powodu do gardeł. Nie zastanawialiby się też nad wejściem do NATO, co nie wszystkim w Szwecji, czy Finlandii się podoba.
No i kryzys gazowy. Nikt w Europie dziś by o nim nie mówił.