Sołowiow zasugerował, że Putin może aż tak bardzo nie naciskać na "wygraną" w Dzień Zwycięstwa.
Sołowiow zasugerował, że Putin może aż tak bardzo nie naciskać na "wygraną" w Dzień Zwycięstwa. Fot. Angelika von Stocki / Face to Face / Reporter
Reklama.

Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google.

  • Niewykluczone, że Rosja nie będzie aż tak naciskać na to, by do 9 maja "odnieść jakikolwiek sukces w Ukrainie".
  • Na zmianę planów może wskazywać ostatnia wypowiedź naczelnego propagandysty prokremlowskiej stacji Rossija 1 Władimira Sołowiowa.
  • Wielu zachodnich ekspertów, a także amerykański i brytyjski wywiad, wskazywało na to, że Władimirowi Putinowi bardzo zależy na tym, by do 9 maja – kiedy w Rosji jest obchodzony Dzień Zwycięstwa ZSRR nad hitlerowskimi Niemcami w II wojnie światowej – jego armia odniosła jakiekolwiek zwycięstwo, dlatego postanowił wzmocnić ofensywę na Donbas.

    – Właśnie takie "zwycięstwo", czyli wypchnięcie sił ukraińskich poza administracyjne granice obwodów donieckiego i ługańskiego, władza na Kremlu próbuje sprzedać swojemu społeczeństwu 9 maja – oceniał w rozmowie z RBK-Ukraina rzecznik Ministerstwa Obrony Ukrainy Ołeksandr Motuzianyk.

    Jednak ostatnie słowa naczelnego propagandysty i ulubionego dziennikarza Putina, a więc Władimira Sołowiowa, mogą wskazywać na to, że Kreml nieco zmodyfikował swoje plany i zmniejszył presję związaną z szybkim odniesieniem jakiegoś sukcesu na froncie.

    Sołowiow: "Rosja nie musi się spieszyć (...). I tak przejedzie Ukrainę jak walec"

    Sołowiow w swoim talk-show na antenie państwowej telewizji Rossija 1 rozmawiał z gośćmi o – jak to określa propaganda rosyjska – "specjalnej operacji wojskowej" w Ukrainie. Twierdził, jak zawsze, że konflikt wywołało USA i "włączyło Europę w wojnę, która ją zrujnuje". – Dawaliśmy Ukrainie szansę na to, żeby wycofała swoje wojska (...). Jej próby osiągnięcie porozumienia z Rosją krzyżuje głupota Amerykanów i Brytyjczyków – dodał.

    Jednak to inny komentarz propagandysty zwraca uwagę i – w kontekście wcześniejszych doniesień nt. planów Rosji wobec obchodów Dnia Zwycięstwa – może wydawać się dość nieoczekiwany. Nie brakowało w nim tradycyjnej buty.

    "Nie musimy się przesadnie spieszyć. Lepiej, żebyśmy na spokojnie odnaleźli swój odpowiedni rytm. Jasno i wyraźnie, bez wyznaczania celów na konkretne święta. I tak bez wątpienia osiągniemy wyznaczone cele specjalnej operacji i przejedziemy Ukrainę jak walec" – przekonywał.

    Dziennikarka amerykańskiego serwisu The Daily Beast i założycielka "Russian Media Monitor" ("Monitora Rosyjskich Mediów") Julia Davis, która zamieściła na Twitterze fragment "wywodu" Sołowiowa, napisała z przekąsem, że to "kolejny wspaniały przykład rosyjskiej propagandy, która tak bezwstydnie odwraca kota ogonem, że nawet Goebbels by się zarumienił".

    Odnotowała jednak pewien ciekawy szczegół w wypowiedzi Rosjanina. "Wygląda na to, że Kreml nie zamierza już za wszelką cenę dążyć do tego, by do 9 maja ogłosić jakiekolwiek 'zwycięstwo'" – zaznaczyła.

    Ulubiony dziennikarz Putina, Sołowiow o Ukrainie i Zełenskim

    Sołowiow od wielu lat z oddaniem wspiera w propagandowo Kreml. Był nawet odznaczony przez Putina. Słynie z antyukraińskiej postawy i absurdalnych tez. W trakcie inwazji Rosji na Ukrainę próbował m.in. przekonywać, że za masakrę cywilów w Buczy odpowiedzialna jest "nagonka medialna Brytyjczyków".

    Niedawno przeklinał także prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego. Groził mu i nazywał "antychrystem" oraz "diabłem". Kilka dni temu sugerował też, że Rosjanie mogliby użyć w Ukrainie bomb atomowych i pytał retorycznie: "No to może już czas, żeby im się wszystko odbiło czkawką?".

    Utrzymywał też, że w ewentualnym ataku nuklearnym rosyjscy wrogowie "po prostu znikną", zaś "Rosjanie pójdą do nieba".