nt_logo

"Rozwodziłam się 2,5 roku. Mój były mąż zamykał mnie w domu, wywiózł mnie nawet do lasu..."

Aneta Olender

22 maja 2022, 16:00 · 12 minut czytania
Rozwód to tragedia - mówią kobiety, które doświadczyły tego życiowego kryzysu, ale szybko dodają, że o wiele gorzej byłoby jednak, gdyby zdecydowały się pozostać w związku, zwłaszcza jeśli były ofiarami przemocy. Anna Guzior-Rytuna od 9 lat jest swatką. W tym czasie spotkała wiele kobiet, które dzieliły się z nią swoimi doświadczeniami, m.in. tym jak wyglądało rozstanie i jak sobie z nim poradziły.


"Rozwodziłam się 2,5 roku. Mój były mąż zamykał mnie w domu, wywiózł mnie nawet do lasu..."

Aneta Olender
22 maja 2022, 16:00 • 1 minuta czytania
Rozwód to tragedia - mówią kobiety, które doświadczyły tego życiowego kryzysu, ale szybko dodają, że o wiele gorzej byłoby jednak, gdyby zdecydowały się pozostać w związku, zwłaszcza jeśli były ofiarami przemocy. Anna Guzior-Rytuna od 9 lat jest swatką. W tym czasie spotkała wiele kobiet, które dzieliły się z nią swoimi doświadczeniami, m.in. tym jak wyglądało rozstanie i jak sobie z nim poradziły.
Rozwód jest jednym z najtrudniejszych życiowych doświadczeń. Fot. cottonbro / Pexels

– Jestem swatką od 9 lat. Moje klientki szukają partnera, nowej miłości, ale widzę, że często wciąż nie potrafią poradzić sobie z rozwodem. To trauma, problem, z którym się mierzymy – mówi Anna Guzior-Rutyna.


Anna również jest rozwódką. Choć od 14 lat ma u swego boku kochającego męża, przyznaje, że pierwsze małżeństwo ciężko ją doświadczyło. Mimo iż osiągnęła wiele – odniosła sukces zawodowy, znalazła wspaniałego partnera, jest autorką książek, wybudowała dom – momentami czuła się gorsza. Podobne emocje dostrzegła u swoich klientek.

Nie tak miało wyglądać ich życie. Niektóre sądziły, że zawiodły, zwłaszcza jeśli chodzi o dzieci. Nie chciały przecież fundować im traumy, nie chciały, by dorastały w "rozsypanej rodzinie".

Anna poradziła sobie ze swoimi uczuciami, gdy została couchem. – Nie jestem osobą, która robi imprezy rozwodowe i, żeby było jasne, nie jestem osobą, która namawia do rozwodów. Jeśli coś można uratować, to trzeba to zrobić, ale jeśli żyjemy w toksycznym związku, gdzie jesteśmy poniżane, bite, traktowane, jak śmieci, to nie można na to pozwolić – podkreśla rozmówczyni naTemat.

Swatka postanowiła zebrać historie wielu kobiet, zarówno opowiedzianych pod imieniem i nazwiskiem, jak i anonimowych, które mogą być wsparciem, a może i drogowskazem, dla tych, które boją się zrobić ten trudny krok.

I tak powstała książka "Jak przeżyć rozwód". Znajdują się w niej także rozmowy ze specjalistkami, które mogą pomóc kobietom, które znalazły się w nowej rzeczywistości lub które myślą o zmianie.

– Napisałam tę książkę, ponieważ przeżyłam rozwód jako młoda dziewczyna i bardzo długo czułam się gorsza. Rozpatrywałam to w kategoriach porażki. Szybko wyszłam za mąż i szybko chciałam się z tego małżeństwa wymiksować. Było naprawdę bardzo ciężko. Rozwodziłam się 2,5 roku. Mój były mąż zamykał mnie w domu, wywiózł mnie nawet do lasu... Prawie każda z nas, każda ze współautorek tego tekstu, ciężko przeżyła rozwód. Każdej pomogło coś innego. To były traumatyczne przeżycia – przyznaje.

Anna zgodziła się na opowiedzenie w naTemat kilku historii. Od swojej zaczynając...

Pamiętnik

Była jeszcze nastolatką, kiedy go poznała. Ona miała 16 lat, on był 4 lata starszy. Imponował jej. Miał być tym jedynym. Oszalał na jej punkcie – uciekł z wojska, bo nie dostał przepustki, żeby się z nią zobaczyć. Dopiero później zdała sobie sprawę, że chciał jej pilnować, odstraszyć innych adoratorów, że to była toksyczna zazdrość.

Gdy brali ślub, Anna miała 21 lat. Była w zaawansowanej ciąży. To, co miało być piękną bajką, szybko zmieniło się w koszmar. Kobieta dojrzała do nowej roli, ale jej mąż wręcz przeciwnie. Ona pracowała, uczyła się – co dla niego było wymysłem, fanaberią – i opiekowała się dzieckiem. On nie robił nic, a właściwie robił bardzo dużo... Wyrządzał wiele krzywdy – wymagał, wyśmiewał, poniżał.

– Gdy byłam w ciąży, w 9 miesiącu, chwytał mnie za brzuch i mówił, że jestem gruba, a ważyłam 62 kg. Cały czas byłam na diecie. Poza tym za każdym razem, gdy wracałam do domu, zastanawiałam się, o co będzie awantura tym razem. Może źle sprzątnęłam? Nie ugotowałam czegoś? – opowiada kobieta.

Anna przyznaje, że znosiła poniewieranie, złe traktowane, jego pretensje w publicznych miejscach takich jak choćby sklep, wyśmiewanie przy znajomych, ale zdarzyło się coś, co spowodowało, że nie była już w stanie zacisnąć pięści i "dać radę".

– Pamiętam jak mnie uderzył, spoliczkował mnie. Wcześniej nigdy nie podniósł na mnie ręki. To był pierwszy i jedyny raz. Pochodzę z patologicznej rodziny, mój ojciec bił moją mamę, dlatego obiecałam sobie, że żaden facet nigdy mnie nie uderzy. Po tym policzku dostałam szału. Nawet go podrapałam, a miałam długie paznokcie – wspomina Anna.

Uciekła, gdy męża nie było w domu. Zamieszkała u brata w starym familoku, w którym ubikacja była na korytarzu. Mąż nie mógł się z tym pogodzić. Przychodził do niej, przesiadywał na schodach, płakał. Robił wszystko, żeby do niego wróciła. Mówił, że odbiorą jej dziecko, bo nie ma dobrych warunków do wychowywania synka. Przestraszyła się. Myślała, że nie ma siły, że sobie nie poradzi. Wróciła do niego, ale na krótko.

Po 3 tygodniach poczuła, że obok tego mężczyzny nie czeka jej nic dobrego. Poczuła, że już się nie boi. Spakowała się i w Wielkanoc powiedziała, że odchodzi. Uprzedziła go jednak, że wszyscy dookoła wiedzą o jej postanowieniu, łącznie z policją, więc jeśli cokolwiek jej się stanie, będzie wiadomo, że to jego sprawka.

Tamto zamknięcie drzwi nie oznaczało jednak końca trudnych zdarzeń. Pewnego dnia razem z dwuletnim synkiem wsiadła do samochodu męża. Miał ją zawieźć do jej mamy. Wywiózł do lasu. Nie miała jak uciec. Auto było trzydrzwiowe, a ona siedziała z tyłu.

– Pytał mnie, czy z nim będę, a ja na wszystko się zgadzałam, przytakiwałam, mówiłam to, co chciał, że przemyślałam sprawę, że do niego wrócę, bo rodzina jest najważniejsza. Uspokajałam go, bo dziecko płakało. Robiłam to też dlatego, że kiedyś powiedział mi, że jeśli kiedykolwiek go zostawię, to zakopie mnie w lesie. Gdy w końcu odwiózł mnie do mamy, zgłosiłam sprawę na policję i wie pani, co się stało? Dzielnicowy przyszedł go pouczyć. Nic więcej – opowiada Anna.

Sprawa rozwodowa ciągnęła się 2,5 roku. Mężczyzna nie odpuszczał. Przynosił na salę sądową ich stare zdjęcia, twierdząc, że to dowody na to, że wciąż są razem.

Czy miała wątpliwości? Oczywiście. Pełno. – Nie chciał dać mi rozwodu. Na każdej rozprawie płakał. Były momenty, kiedy zastanawiałam się, czy nie wrócić. Miałam małe dziecko... Nie tak łatwo się rozwieść. Pomógł mi pamiętnik, który pisałam, kiedy byliśmy razem. Choć było to w pewnym sensie biczowanie, czytałam go przed każdą rozprawą. Pamiętnik nie kłamie. Pisałam, że mój mąż jest potworem, że modlę się o to, żebym przestała go kochać, bo wtedy nie będzie mnie to tak bolało – wspomina.

Po rozwodzie były mąż Anny próbował się na niej mścić, tym bardziej że rozpoczęła życie z kimś innym. Zakładał kolejne sprawy dotyczące opieki nad dzieckiem. Dzwonił na policję i kłamał, że kobieta opiekuje się synkiem, będąc pod wpływem alkoholu. Ale i to, dzięki wsparciu najbliższych i determinacji kobiety, udało się przetrwać.

Pranie brudów

Rozwód nie zawsze musi być równoznaczny z szarpaniem się z byłym partnerem lub partnerką, z praniem brudów. Przykłady rozstań w zgodzie również można znaleźć w książce Anny Guzior-Rutyny. Ale nawet i w takich przypadkach, jak zaznacza Anna, warto sięgnąć po pomoc specjalisty, choćby psychologa.

– Czasami kobiety czują, że zawiodły. Przecież nie tak miało wyglądać życie, plany były inne. Kobiety boją się również, że gdy zostaną same, nie poradzą sobie ekonomicznie. Bardzo często trzeba zaczynać od zera. Również dlatego ludzie tkwią w toksycznych związkach. Moja sytuacja finansowa też była ciężka. Zostawiłam wszystko byłemu mężowi, nawet jego długi spłacałam. Nie płacił alimentów. Zaczynałam nowe życie, mając w kieszeni 100 zł. Założyłam firmę, rozklejałam ulotki, ale on chodził za mną i je zrywał. Chciał mnie odciąć od pieniędzy – mówi Anna.

– Jeśli ktoś wie, że może dojść do rozwodu, warto się zabezpieczyć, odkładając jakieś pieniądze. Oczywiście o ile są takie możliwości. Jeśli jednak nie ma, to warto poprosić bliskich o pomoc, poszukać wsparcia w fundacjach, w klubach, gdzie można liczyć na inne kobiety. Trzeba myśleć realnie, sprawdzić, co się potrafi robić, w czym jest się dobrą, gdzie można dorobić. Mówię o tym, bo nie będzie łatwo, ale jest to cena, którą musisz zapłacić za wolność – dodaje rozmówczyni, która w książce umieściła także wskazówki udzielone przez m.in. adwokat i mediatorkę.

Mediatorka to także kobieta po rozwodzie. Ona i jej mąż zdecydowali, że rozstaną się za porozumieniem stron, ale gdy dowiedziała się, że mąż oszukiwał ją od kilku lat, zmieniła zdanie. Mimo tego byli małżonkowie dogadali się dzięki mediacjom i właściwie dzięki temu ona zajmuje się tym dzisiaj.

Inna z kobiet, którą mąż zostawił gdy była w ciąży, przy okazji rozwodu odkryła, że pomaga jej zajmowanie się garderobą. I tak została kreatorką wizerunku. Klientkom, które także są na życiowym zakręcie, często podpowiada, że warto oczyścić szafę – wyrzucić z niej (lub oddać komuś) wszystko to, co przypomina przykrą przeszłość.

W imię miłości

Kolejna historia to również historia Ani, tym razem chodzi jednak o inną kobietę. Ona swojego męża poznała, gdy miała 19 lat, zaraz po szkole średniej. Rok później wzięli ślub. Choć bliscy ostrzegali ją przed nim, nie chciała ich słuchać.

Początki małżeństwa teoretycznie były dobre. Teoretycznie, bo tylko Anna pracowała na ich utrzymanie. W tym czasie także studiowała, choć jej mąż był temu przeciwny. Kobieta powoli zaczęła odnosić sukcesy zawodowe.

"Piekło zaczęło się dopiero, jak kupiliśmy na kredyt własne mieszkanie. Po pół roku od wprowadzenia się do nowego mieszkania wciąż nie pracował, z wyjątkiem pojedynczych zleceń. (...) Jeśli zależało mu na jakimś nowym sprzęcie, a nie miał zdolności kredytowej, męczył mnie tak długo, aż miałam dość i szłam z nim kupić to na raty. Co gorsze, mojemu życiu prywatnemu zaczęły towarzyszyć także jego wyzwiska i poniżenie. (...) Z czasem nauczyłam się, że on przestaje mnie męczyć, jak widzi, że jestem u kresu. Zaczynałam wtedy uderzać głową w ścianę" – opisuje swoją przeszłość w książce Anny Guzior-Rutyny.

Bywało, że chodził za nią, mecząc ją przez kilka godzin dziennie. Non stop. Gdy płakała, stał na nią i nadal ją wyzywał. Kobieta przyznaje, że "znosiła to w imię miłości". Jednak w jej głowie pojawiły się także myśli dotyczące rozwodu. Odsuwała je od siebie, uważając, że mąż się zmieni, bojąc się, co ludzie powiedzą. Mąż i owszem poprawiał swoje zachowanie, ale tylko na chwilę.

Decyzja o rozstaniu zapadła, gdy jadąc do pracy Anna, a była już wykończona psychicznie, zastanawiała się, czy nie skończyć ze sobą, zderzając się czołowo z innym autem. Płakała. Wtedy też z radia dowiedziała się o funkcjonowaniu ośrodka wspierającego ofiary przemocy. Zjawiła się tam jeszcze tego samego dnia.

Ktoś jej wysłuchał, podpowiedział, co ma robić, z kim się skontaktować. Gdy mąż znęcał się nad nią psychicznie, wzywała policję, ale funkcjonariusze ją ignorowali, nie wierzyli jej. "Były takie dni, że tłukł butelki po piwie i rozbijał szyby w drzwiach" – czytamy jej historię.

Po drodze była jeszcze terapia małżeńska, ale spotkania z psycholog na nic się zdały. Pętla na szyi Anny się tylko zaciskała. Mąż po raz pierwszy ją uderzył. Wtedy uciekła do swoich rodziców. Decyzja zapadła. Znalazła prawnika i złożyła papiery rozwodowe. Wspierali ją rodzice i rodzeństwo, a nawet kierownik w firmie, w której pracowała.

Koszmar nadal jednak trwał. Gdy pojawiła się w mieszkaniu, aby zabrać kilka swoich rzeczy, mąż zaczął ją podduszać. Agresywny mężczyzna próbował zrobić jej krzywdę jeszcze kilka razy. W obronie Anny stanął jej brat, co skończyło się później wytoczeniem przez jej męża sprawy o pobicie.

Pierwsza rozprawa rozwodowa obyła się jesienią 2015 roku. Nie było łatwo, ale za drzwiami czekali na nią jej bliscy. Kobieta mogła na nich liczyć za każdym razem, bo rozpraw było 7. Anna uważa, że sędzia uwierzył jej dopiero, gdy puściła nagranie.

"Można było na usłyszeć, że jestem 'nierobem pier***m za 1300 zł miesięcznie' itp. Słowo 'ku***a' padało z częstotliwością przecinka. Nagranie trwało 8:47 i przed każdą rozprawą się nim katowałam, aby się nie rozpłakać na sali sądowej. (...) Sędzia zapytał mojego byłego męża, dlaczego się tak do mnie odzywał. (...) Odpowiedział: 'Bo mnie wkurwiła'" – opisuje kobieta.

Otrzymała rozwód z orzeczeniem wyłącznej winy jej byłego męża. Sąd skazał go również na rok więzienia w zawieszeniu na 2 lata za znęcanie się psychiczne. Choć, jak przyznaje Anna, to rozprawy o znęcanie się psychiczne był dla niej bardzo poniżające.

Słyszała przecież takie komentarze policjantów na komendzie: "Gdzie pani mieszka? Może się tam wprowadzę i będę tak żyć". Śmiali się, że jej mąż miał jak pączek w maśle.

Anna musiała znaleźć drugą pracę, aby było ją stać na adwokata, jej był mąż, jako osoba bezrobotna, dostał adwokata z urzędu. Między innymi dlatego każdej kobiecie radzi, aby zadbała o swoją niezależność.

"Podobno rozwód przezywa się jak śmierć bliskiej osoby. Moja żałoba trwała 9 miesięcy. Każdego dnia obwiniałam i pytałam siebie, co mogłam zrobić lepiej" – zaznaczyła.

Po ponad roku zaczęła znowu wychodzić do ludzi. Choć myślała, że już zawsze będzie sama – bała się ponownie z kimś związać – dziś jest z człowiekiem, który o nią dba, szanuje ją i który pokazuje jej, jak wygląda dobra relacja.

Już zawsze sama

Na początku część kobiet, bo to o nich opowiada Anna Guzior-Rutyna, napawa się ciszą, spokojem bez męża, który pił i bił. Później może jednak pojawić się osamotnienie. Rozwód często wiąże się także ze stratą wspólnych znajomych.

– Jestem swatką, połączyłam już ponad 400 par, ale jakbym policzyła, to ślubów było tylko około 30. Ludzie po przejściach boją się papierka, nie chcą małżeństwa. To zostaje w człowieku. Część rozwódek nigdy nie weźmie ponownie ślubu. Choć ja jestem dowodem na to, że można. Mam drugiego męża, z którym jestem szczęśliwa. Wychowujemy wspólnie trójkę dzieci – zaznacza Anna.

Kobieta dodaje, że trzeba uwierzyć, że zasługuje się na miłość. Nie jest to łatwe, bo wielu osobom towarzyszy obawa przed kolejną porażką, przed kolejnym rozwodem, a co za tym idzie - przed wstydem.

– Poza tym, jeśli było się z facetem, który był moim pierwszym mężczyzną, jeśli było się z nim np. 30 lat, z kim się starzało, to jest także obawa przed rozebraniem się przed kimś innym – słyszę od rozmówczyni naTemat.

Udowodnić, co traci

Magdalena projektuje i szyje odzież dla kobiet. Z wykształcenia jest krawcową. Od zawsze kochała to, co robi, ale nie zawsze było łatwo. Problemy finansowe pchnęły ją do wyjazdu do Londynu. Wyjechała dokładnie w dwudziestą trzecią rocznicę ślubu. Chciała przez rok, może trochę dłużej, pracować za granicą, aby zarobić pieniądze na spłatę długów.

Mąż został w Polsce. Pod nieobecność Magdaleny poznał inną kobietę. Magdalenie nadal zależało na mężczyźnie, choć jego zdrada była dla niej potwornym ciosem.

"Bardzo dużo płakałam, prawie nie jadłam i często zwracałam, przez co trafiłam pod kroplówkę do szpitala. Zrzuciłam 15 kg w 6 miesięcy. Na szczęście miałam przy sobie najmłodszą córkę, która była już dorosłą kobietą i bardzo mnie wspierała w trudnych chwilach. Poza tym miałam wsparcie innych osób, które nieustannie przypominały mi, że mam skupić się na sobie, bo ja ciągle próbowałam dotrzeć do mojego byłego męża, aby mu udowodnić, co traci" – opisuje.

Magdalena wspomina także, że czuła się oszukana i upokorzona. Po czasie zrozumiała jednak, że to ona, poświęcając się dla innych, zapomniała o sobie. Wtedy też zaczęła dbać o siebie, inwestować w swój rozwój. To dodało jej odwagi – dostała ofertę pracy w domu mody Alexander McQueen, pracowała także m.in. dla Vivienne Westwood. Marząc o własnej działalności, zaczęła rozwijać markę osobistą, tworzyć własne ubrania pod swoim logo.

Dziś Magdalena nie czuje żalu do byłego męża. Uważa nawet, że to rozstanie pozwoliło jej zdefiniować siebie na nowo. Zrozumiała, czego tak naprawdę chce w życiu.

Czy Magdalena nadal jest sama? Nie. Poznała mężczyznę, z którym wspierają się wzajemnie. "Najważniejszą kwestią do zapamiętania jednak jest to, żeby nigdy nie zapomnieć o sobie" – podkreśla.

Czytaj także: https://natemat.pl/358693,placa-za-znalezienie-milosci-swatka-opowiada-o-swoich-klientach