Dmitri Szkrebec przez cały luty i marzec zamieszczał w rosyjskim serwisie vKontakte wpisy popierające "operację wojskową" w Ukrainie. Był wyraźnie dumny ze swego syna Jegora, który służył we Flocie Czarnomorskiej. Jego poglądy diametralnie się zmieniły, gdy krążownik "Moskwa" zatonął, a on nie jest w stanie wydobyć żadnej informacji o losie syna. Rosjanin właśnie zamieścił odpowiedź z prokuratury. Po komentarzach łatwo się zorientować, że w kwestii wojny zmienił zdanie.
Co się stało z żołnierzami krążownika "Moskwa", który zatonął na Morzu Czarnym w połowie kwietnia? Według nieoficjalnych informacji nieustalony jest los ok. pół tysiąca wojskowych
Informacje o losie Jegora Szkrebca próbował uzyskać w prokuraturze jego ojciec, Dmitri Szkrebec. Rosjanin zamieścił w sieci odpowiedź, jaką otrzymał
Rosyjska prokuratura odpowiedziała, że statek nie brał udziału w wojnie z Ukrainą i nawet w ogóle nie była na ukraińskich wodach terytorialnych
13 kwietnia rosyjski statek został trafiony ukraińskimi rakietami Neptun. Krążownik stanął w ogniu i został poważnie uszkodzony. Dzień później poszedł na dno, co potwierdziło samo rosyjskie ministerstwo obrony. Według komunikatów z Moskwy jednostka zatonęła - ot tak - podczas holowania do portu.
Co się stało z załogą "Moskwy"? Oficjalnie informowano, że ludzi ewakuowano. Jednak z nieoficjalnych informacji wynikało, że śmierć poniosło około pół tysiąca osób. Co się stało z jednym z nich, Jegorem Szkrebcem, od blisko miesiąca próbuje ustalić jego ojciec, Dmitri.
Rosjanin właśnie zamieścił w serwisie vKontakte skan kuriozalnej odpowiedzi, jaką otrzymał z prokuratury. Śledczy w piśmie stwierdzają, że Jegor Szkrebec został oficjalnie uznany za zaginionego, ale jego poszukiwania nie przyniosły rezultatów i zakończyły się niepowodzeniem.
Zdumiewające są dalsze słowa odpowiedzi w sprawie krążownika "Moskwa". Rosyjska prokuratura stwierdziła bowiem także, że statek "nie znalazł się na liście jednostek wojskowych i jednostek biorących udział w specjalnej operacji wojskowej". Mało tego – jak zapewnia rosyjska prokuratura – "Moskwa" nawet nie znajdowała się na wodach terytorialnych Ukrainy!
Dla ojca żołnierza to szok. Dmitri Szkrebec pisze o kłamstwach, a ich autorów nazywa "szumowinami" i "nieludźmi". Zwraca przy tym uwagę, że Wyspa Węży to bez wątpienia rejon ukraińskich wód terytorialnych.
Rosjanin w ostatnich dniach na swoim profilu zamieszcza wiele zdjęć syna w wojskowym mundurze. Wśród nich są także fotografie wśród kolegów z wojska, najpewniej wykonane na pokładzie "Moskwy".
Portal Ukraińska Prawda zaznacza, że poglądy mężczyzny uległy zmianie zupełnie niedawno. Wcześniej Szkrebec zamieszczał w mediach społecznościowych wiele wpisów popierających inwazję na Ukrainę. Twierdził wręcz, że Ukraina nie powinna istnieć. Świętował przy tym rocznicę zajęcia Krymu przez Rosjan, a z dumą wychwalał Władimira Putinapisząc, że to jest jego prezydent.
Dziś, gdy jeden ze znajomych ojca Jegora poradził mu, by o szczegóły zapytał w wojsku, Rosjanin odpowiedział: "Rozmawiałem osobiście z dowódcą floty, w obecności ludzi z FSB i prokuratury, wystarczająco dużo widziałem i słyszałem, nawet nie wiesz, jakimi jesteśmy dla nich śmieciami".
Dziennikarz zajmujący się tematyką społeczną, polityczną i kryminalną. Autor podcastów z serii "Morderstwo (nie)doskonałe". Wydawca strony głównej naTemat.pl.