W ciągu ostatnich 7 lat o połowę zwiększyła się w Polsce liczba pozwoleń na broń – w ubiegłym roku wydano ich blisko 20 tysięcy. W Sejmie są też dwa projekty uchwał, które mają jeszcze bardziej zliberalizować to prawo. – "Rozdajmy ludziom pistolety, bo będą mieli czym się bronić w trakcie trzeciej wojny światowej". Tak mówi tylko idiota – komentuje w rozmowie z naTemat Jerzy Dziewulski, były antyterrorysta.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
W ciągu ostatnich kilku lat o połowę wzrosła liczba posiadaczy broni w Polsce. Jak wynika z danych Komendy Głównej Policji, w 2015 roku w Polsce wydano 9783 pozwolenia na broń. W ubiegłym roku – już 19 939.
Co ciekawe, w celu ochrony osobistej takich pozwoleń było w ubiegłym roku ledwie 81. Najwięcej w celach kolekcjonerskim, sportowym i łowieckim, odpowiednio: 9233, 6806 i 3670. Ale mimo wzrostów wciąż nie jesteśmy uzbrojonym krajem.
Szacuje się, że prywatnych posiadaczy broni w Polsce jest 170-180 tys. To nic w 38-milionowym kraju, w którym liczba pozwoleń na broń wynosi mniej niż 7 na tysiąc mieszkańców. Dla porównania, w Czechach jest ich 40, w Niemczech – 40, w Szwajcarii – 200.
Polacy coraz częściej sięgają po broń
Dane za ten rok poznamy dopiero za kilka miesięcy, ale niektóre komendy wojewódzkie już prognozują, że liczba pozwoleń na broń będzie większa. Powodem, jak mówią policjanci, jest wojna w Ukrainie, ale także kryzys na granicy polsko-białoruskiej.
W ciągu ostatnich dwóch miesięcy do Sejmu wpłynęły także dwa projekty nowelizacji ustawy o broni i amunicji. Jeden złożył klub Kukiz'15 razem z PiS, drugi przygotowali Republikanie z PiS razem z kołem Polskie Sprawy i posłami niezrzeszonymi.
W obu projektach chodzi przede wszystkim o liberalizację przepisów. Już w macu Piotr Muller, rzecznik rządu mówił, że politycy "szukają rozwiązań, żeby obywatele byli lepiej przygotowani do możliwej obrony przed potencjalnym atakiem na teren Polski". Dodał, że takie zmiany muszą obejmować również "pewną liberalizację dostępu do broni".
Jerzy Dziewulski: Widziałem ludzi w knajpie, którzy pokazywali sobie broń
Woja w Ukrainie stworzyła nową modę broń czy Polacy po prostu się boją? W rozmowie z naTemat komentuje Jerzy Dziewulski, były antyterrorysta i były poseł.
Mateusz Przyborowski: W ciągu ostatnich 7 lat o połowę zwiększyła się w Polsce liczba pozwoleń na broń. To dobrze czy źle?
Jerzy Dziewulski: A mogę być bardzo brutalny?
Tak.
To już kompletnie mnie nie interesuje.
Jak to?
Ludzie wiedzą swoje, politycy robią swoje, a jaki będzie skutek – zobaczymy. Dzisiaj toczy się dyskusja wyłącznie na poziomie: "W Niemczech jest inaczej, w Czechach jest inaczej, a w USA wszyscy mają broń i jest dobrze".
Okazuje się, że wcale nie jest dobrze. Amerykanie od lat chcą wycofać szerokie pozwolenie na broń, ale nie mogą tego zrobić, ponieważ jak raz się dało, to odebrać jest bardzo trudno. W Polsce decydują wyłącznie politycy. Uchwalają i wcale nie interesują ich skutki. Ich interesuje jedna rzecz: krzywe wzrostu. Jeżeli naród chce, to naród dostaje. I mamy dzisiaj taką sytuację, bardzo prymitywną.
"Rozdajmy ludziom pistolety, bo będą mieli czym się bronić w trakcie trzeciej wojny światowej". I ja słyszę takie teksty. To już nawet nie jest ból głowy. Przepraszam, ale tak mówi tylko idiota.
Uczyć młodzież strzelać to co innego i taką metodę stosowano w PRL, kiedy było przysposobienie wojskowe w szkołach. Ale nikt nie wpadł wtedy na pomysł, żeby powszechnie rozdawać broń.
Obecnie jakieś 95 proc. broni w Polsce służy do celów sportowych.
Bo tej do ochrony osobistej nie można tak łatwo zdobyć. Jednak jak byśmy tego nie nazwali, broń sportowa używana jest także do celów ochrony osobistej. Nie ma żadnych ograniczeń. Mając pozwolenie i przy sobie broń, zawsze pan wyjaśni, że jedzie na zawody albo z nich wraca.
I nie ma znaczenia, że przez rok żadne zawody się nie odbywały, bo była pandemia i strzelnice były zamknięte. To jest kwestia decyzji politycznych. Chcą, dobrze, będą tak mieli. Zobaczymy, co będzie dalej. Problem tkwi w podstawowej sprawie: nikt nie myśli o skutkach. Nikt.
Jakie skutki ma pan konkretnie na myśli?
Wychodzę z takiego założenia: wyposażać ludzi w broń w celach sportowych oczywiście tak, do celów historycznych czy widowisk – w porządku. Nie mam też nic przeciwko temu, żeby ludzie mieli broń i wykorzystywali ją wyłącznie w zawodach na strzelnicy.
Oczywiście jest część ludzi, którzy chcą wyłącznie rywalizować sportowo, ale mówimy o dwóch procentach, może pięciu. Nie więcej. Byłem na różnych zawodach i wiem, że w wielu przypadkach ich "zaliczenie" jest potrzebne do otrzymania zaświadczenia przedłużającego pozwolenie na broń. Taka jest zabawa.
Przepisy powinny być tak rygorystyczne, żeby nie można było postawić alternatywy. Idziesz na strzelnicę, to musisz to naprawdę udowodnić. A ja widziałem ludzi w knajpie, którzy nawzajem pokazywali sobie broń.
Jak nowy smartfon?
Dokładnie! Mówimy o pistoletach, ale ludzie mają w domach karabiny, które również mają służyć do zawodów i do niczego więcej. Fakt, że wprowadzono taką zasadę, nie jest dla mnie przerażający. Przeraża mnie to, że jest to niekontrolowalne. Kontroluje to wyłącznie zapis w ustawie, ale w rzeczywistości nie ma nad tym żadnej kontroli. I policja o tym wie.
Tryb uzyskania pozwolenia na broń jest łatwy. W przypadku celu kolekcjonerskiego wystarczy wstąpić do stowarzyszenia o takim charakterze, zdać egzamin i zaliczyć badania. Później można wyposażyć się nawet w pistolety i karabiny samopowtarzalne, jak AK-74, potocznie zwany kałasznikowem, czy PPSz-41, czyli popularną pepeszę.
Wystarczy, że kilka osób przy piwie w barze założy stowarzyszenie, opracuje jakiś regulamin, a później zarejestruje organizację. I już można mieć kałasznikowa. Powtarzam, nie jest to kontrolowalne i wiem jedno: kiedy zaczną się prawdziwe kłopoty, dopiero wtedy będziemy się zastanawiać nad tym, kto na to pozwolił. Tylko co z tego? Mamy ustawę, są przepisy.
W Sejmie są już także kolejne projekty ustaw, które mają jeszcze bardziej zliberalizować prawo do posiadania broni.
A podstawą do tych dokumentów jest "zagrożenie Polski". Rosjanie będą nas atakować, a my będziemy wyskakiwać z pistoletami. Złośliwy jestem, ale jak o obronie ojczyzny można rozmawiać poprzez trzymane w domach pistolety, służące do celów sportowych?
W przeszłości pracował pan nad ustawą o broni i amunicji. Jak to zatem powinno wyglądać?
Nie chcę o tym mówić, ponieważ nasza dyskusja – nawet licząc, że ktoś na górze to przeczyta – na nic się zda. Podstawowa kwestia: jeśli daje się zgodę na coś, to trzeba wiedzieć, jak to kontrolować.
Druga sprawa: nosisz przy sobie broń, która służy do celów sportowych. Jesteś u kogoś w domu, wypijasz kieliszek albo kilka, wychodzisz i ktoś cię napada z nożem w ręku. Co robisz? Wyciągasz broń, żeby się bronić. Tylko pamiętaj: pijany nie ma racji. I tu zabawa się kończy.
Posiadając broń, musisz zmienić styl swojego życia. Nie idziesz z bronią na imieniny do cioci, bo nigdy nie wiesz, czy za godzinę tej broni nie użyjesz. Przez pół roku możesz chodzić bez użycia broni, raz zaryzykujesz, wypijesz i ktoś cię napadnie. I co wtedy?
Czy to, że nie jesteśmy uzbrojonym krajem, bardzo pana denerwuje?
Mnie boli to, że od 1989 roku ciągle się zapomina, że kraj może być w zagrożeniu. Do czasu wybuchu wojny w Ukrainie nikogo to nie interesowało. Nie staramy się wyprzedzić sytuacji, tylko zawsze budzimy się z ręką w nocniku.
Pytam: po co było likwidować zajęcia z obronności w szkołach i na uczelniach? Na litość boską, przecież to jest niezbędne. Ale jeśli w uzasadnieniu propozycji nowej ustawy jest napisane, że chodzi o to, by każdy miał broń, kiedy zostaniemy zaatakowani, to jest jakaś aberracja. Ja nie wiem, kto myśli w takich kategoriach i może uzasadniać wniosek w tak – przepraszam – kretyński sposób.
Trzeba sobie jasno powiedzieć: broń, która miała służyć wyłącznie na strzelnicy do ćwiczeń i zawodów, jest już swoistym rodzajem broni do ochrony osobistej. I nikt tego nie kontroluje. To jest żywioł. I to jest problem.
Politykom chodzi wyłącznie o to, żeby uzbroić ludzi "na wypadek". Ten, kto tak mówi, to osioł, który idzie po linii najmniejszego oporu.
Jerzy Dziewulski
Problem tkwi jednak w tym, że te zawody – i trzeba to powiedzieć jasno – są przykrywką do chęci posiadania broni. To wręcz kompromituje polityków, bo przecież zdają sobie sprawę, co uchwalili.
Jerzy Dziewulski
Całe lata przekonywałem, że posiadając broń, trzeba zmienić tryb życia. Nie możesz iść do knajpy z bronią.