Białoruś wzmocni zgrupowania swoich wojsk m.in. przy granicy z Polską. "Rozumiejąc określone zagrożenia, które mogą nadejść, reagujemy adekwatnie" – oświadczył białoruski minister obrony. Sam Łukaszenka ostrzegł natomiast, że białoruskie wojsko może wyrządzić "niedopuszczalne szkody" państwom NATO. – Ta armia nie jest w stanie nikomu wyrządzić krzywd – komentuje dla naTemat Alaksiej Dzikawicki, wicedyrektor Biełsat TV.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Łukaszenka coraz śmielej grozi Polsce. W jednym z wywiadów nazwał Polaków i Litwinów "pachołkami". W słowach nie przebiera też sekretarz Rady Bezpieczeństwa Białorusi Aleksander Wolfowicz. – Na ich terytoriach będą również zniszczenia, śmierć i wybuchy – powiedział niedawno w białoruskich państwowych mediach.
Teraz u granic Białorusi pojawiły się dodatkowe oddziały białoruskiej armii. O wzmocnieniu swoich pozycji przy granicy z Polską, Litwą i Ukrainą oficjalnie poinformował szef Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych Białorusi generał Wiktar Hulewicz.
– W ramach drugiego etapu sprawdzianu sił szybkiego reagowania na zachodni i północno-zachodni kierunek operacyjny skierowano batalionowe grupy taktyczne. W celu ich wzmocnienia umieszczane tam są pododdziały obrony przeciwlotniczej, wojsk rakietowych i artylerii – powiedział Hulewicz.
Białoruś wysyła dodatkowe wojsko na granicę z Polską
Dodał, że "w celu zapewnienia bezpieczeństwa na kierunku południowym na trzech kierunkach taktycznych rozmieszczono siły operacji specjalnych". Białoruski polityk stwierdził przy tym, że jest to reakcja Mińska na zwiększenie sił "USA i ich sojuszników" przy granicy Białorusi, a także na "zgrupowanie utworzone na południu" przez Ukrainę.
Wcześniej minister obrony Białorusi Wiktar Chrenin oświadczył, że ruchy białoruskich wojsk to rozpoczęty we wtorek drugi etap "sprawdzianu sił reagowania", który, jak utrzymuje w swojej propagandzie Mińsk, jest "reakcją" na trwające od 1 maja manewry NATO.
Sam Alaksandr Łukaszenkaostrzegł natomiast, że białoruska armia jest gotowa do walki i może wyrządzić "niedopuszczalne szkody" państwom NATO. Kilka dni temu dyktator został również zapytany o ewentualny atak Polski na Białoruś. – Nie takim łamaliśmy rogi, więc jeśli chcą spróbować, proszę bardzo – odparł białoruski prezydent.
Dzikawicki: "Niedopuszczalne szkody"? Wielka hucpa
Zdaniem Pawła Łatuszki, byłego ambasadora Białorusi w Polsce, Łukaszenka straszy w konkretnym celu. – Nie wykluczam, że na granicy z Polską może dojść do jakiejś prowokacji – powiedział opozycjonista w rozmowie z "Faktem".
Alaksiej Dzikawicki, wicedyrektor Biełsat TV, nie zgadza się jednak z tą opinią. O co tak naprawdę chodzi Łukaszence i czy Białoruś jest w stanie wyrządzić "niedopuszczalne szkody" państwom Sojuszu?
Mateusz Przyborowski: Alaksandr Łukaszenka twierdzi, że Białoruś musi się bronić, bo obawia się ataku ze strony NATO. Wierzy pan w to?
Alaksiej Dzikawicki: To są oczywiście bzdury. Białoruś – nawet gdyby rzeczywiście Sojusz chciał ją zaatakować, o czym już samo myślenie jest absurdem – nie obroniłaby się, ponieważ armia białoruska jest po prostu słaba.
Takie słowa i działania to nic innego jak propaganda. Łukaszenka cały czas musi trząść i trzymać napięcie, twierdząc, że "Polska i Litwa jako członkowie NATO nam zagrażają". To propagandowy trik, żeby przynajmniej spróbować podtrzymać w społeczeństwie napięcie związane z wojną. To jest robione na użytek wewnętrzny.
A nie chodzi też o pogłębienie albo wywołanie kolejnego kryzysu np. na granicy polsko-białoruskiej?
Trudno powiedzieć, ale mam nadzieję, że nie. Kryzys na granicy polsko-białoruskiej miał konkretny cel: chodziło o wywołanie w polskim społeczeństwie niezadowolenia uchodźcami przed wojną w Ukrainie.
To się nie udało, bo widzimy, ilu uchodźców z Ukrainy przyjęli Polacy i nadal przyjmują. Wydaje mi się, że w tej sytuacji eskalacja takiego kryzysu nie ma najmniejszego sensu.
Łukaszenka mówi, że to "sprawdzian sił reagowania", a wcześniej ostrzegał, że jego armia jest gotowa do walki i może wyrządzić "niedopuszczalne szkody" państwom NATO. A 9 maja, podczas obchodów z okazji Dnia Zwycięstwa w Mińsku, stwierdził: "My zawsze wiedzieliśmy, że nasza armia jest przeciwko NATO, to kolos, ale nie wolno zapominać, że za nami jest Rosja, państwo atomowe".
W taki właśnie sposób Łukaszenka uspokaja Władimira Putina. Jego zdaniem Białoruś musi się wykazać, że coś robi, że walczy ze złym NATO. To jest jedna, wielka hucpa dyktatora. "Niedopuszczalne nieodwracalne szkody"? Armia białoruska nie jest w stanie nikomu wyrządzić krzywd. A już tym bardziej NATO.
Czy Polska powinna w jakichś sposób zareagować na te działania Łukaszenki?
Myślę, że nie. Łukaszenka już od dawna nie mówi we własnym imieniu, tylko swojego przyjaciela z Kremla. Trzeba przejść nad tym do porządku dziennego.