Im większa grupa, tym bardziej są głośni i wszędzie ich słychać. Na siłę chcą się integrować, co chwila zagadują, ciągle się do ciebie przyczepiają. Rodacy na zagranicznych wakacjach są mili, ale potrafią też być męczący. A to powoduje, że część turystów zwyczajnie ma ochotę ich unikać. – Unikam kierunków, gdzie wiem, że spotkam wielu rodaków – mówi wprost mama znajomej. Też tak macie? Czy zupełnie odwrotnie?
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Bez względu na to, czy chodzi o wakacje all inclusive i hotel, czy o organizowanie urlopu na własną rękę, o wynajmowanie wakacyjnego domu, czy hostelu na końcu świata, turystów, którzy niekoniecznie chcą spędzać czas z innymi rodakami, wcale nie brakuje.
– Nauczyłam się wybierać hotele tak, żeby zminimalizować szanse na "polski turnus" – opowiada nam polska turystka.
– Mamy Polaków na co dzień, to raz. A dwa, można na spokojnie pogadać i nie oglądać się na boki, czy ktoś nie słucha – tłumaczy kolega, który organizował wyjazd do Tajlandii z nadzieją, że może unikną Polaków
Nie brakuje Polaków, którym tabuny rodaków na zagranicznych wyjazdach nie przeszkadzają. Wręcz przeciwnie, czują się swobodniej, bezpieczniej, bardziej komfortowo i pewnie wesoło. Na wakacjach w ciepłych krajach wolą rozmawiać po polsku, spędzać czas w polskim gronie, poznawać nowych polskich znajomych, wysyłać dzieci na polskojęzyczne animacje i razem jeździć na wycieczki z polskim przewodnikiem.
Kto był na takim wyjeździe, ten wie, o czym mowa. Polaków słychać wszędzie. Grecja, Turcja, Bułgaria, Egipt - nie ma znaczenia, o który z najbardziej popularnych kierunków chodzi. Jeśli ktoś lubi, to może być fajne. Ale może być i tak, że "polska zabawa" zaczyna się już w autokarze z lotniska, niemal jak na szkolnej wycieczce.
– Pamiętam jeden wyjazd, gdy grupa kilku rodzin zdominowała cały autokar. Ludzie siedzieli zmęczeni po podróży, myśleli tylko o tym, by wreszcie dojechać do hotelu, część dzieci spała, a ich śmiechom i drinkom przez dwie godziny nie było końca. W tym czasie zdążyliśmy poznać historie ich rodzin, wiedzieliśmy, skąd są, kto ma jaki dom i co będą robić na wakacjach. To był koszmar – wspomina znajoma.
Wtedy niemal cały autokar jechał do jednego hotelu. – Zmroziło mnie. Zawsze zwracałam uwagę na to, żeby w hotelu nie było dużo Polaków. Zawsze zdarzało się, że było kilka rodzin z Polski, to zupełnie nie przeszkadzało. Nasze dzieci nawet się razem bawiły. Ale wtedy polski słychać było non stop. Naszych bohaterów z autokaru spotykaliśmy wszędzie. Byli bardzo głośni, zwracali na siebie uwagę. Udawaliśmy, że ich nie poznajemy – opowiada.
Są tacy, którzy szykując się na zorganizowane all inclusive, specjalnie szukają hoteli, gdzie z góry wiadomo, że będzie dużo Polaków. Są i tacy, którym jest totalnie wszystko jedno.
Ale są też tacy, dla których ma to niebagatelne znaczenie. Bez względu na to, czy chodzi o wakacje all inclusive i hotel, czy o organizowanie urlopu na własną rękę, o wynajmowanie wakacyjnego domu, czy hostelu na końcu świata, turystów, którzy niekoniecznie chcą spędzać czas z innymi rodakami, wcale nie brakuje.
Czytaj także:
"Unikam kierunków, gdzie wiem, że spotkam wielu rodaków"
Magda wspomina wyjazd do Tajlandii i moment, gdy w tramwaju wodnym dosiadła się do nich przypadkowa para z Polski.
– Było mało obcokrajowców, usłyszeli polski język. Było: "Koniec świata, co za spotkanie". Dopłynęliśmy do wyspy, poszli za nami zwiedzać świątynię. Byli mili, cieszyli się, że spędzamy razem czas, ale ja nie pojechałam tam zawierać nowe przyjaźnie. Zaczęłam dawać mojemu partnerowi znaczące sygnały, żeby się od nich odłączyć albo żeby oni się odłączyli. Staraliśmy się ich zgubić, ale się nie dało. Zatrzymaliśmy się, by kupić picie, oni też się zatrzymali. Chcieli iść z nami na obiad – opowiada.
Z obiadu się wymigali, ale wtedy para Polaków chciała dowiedzieć się, gdzie mieszkają, żeby umówić się na wieczór. – Powiedzieliśmy, że jutro wyjeżdżamy. A potem baliśmy się, że ich spotkamy – śmieje się.
"Czy zdarzyło wam się być w hotelu za granicą i nie spotkać Polaków?" – to od lat wcale nie tak rzadkie pytanie na różnych grupach wakacyjnych na Facebooku. I żeby nie było – nie chodzi o to, że ktoś ma coś przeciwko rodakom. Raczej chodzi o wakacyjny spokój. O ciszę. I o to, że nikt na siłę nie będzie chciał się do nas "przyssać", tylko dlatego, że jesteśmy z jednego kraju.
– Unikam kierunków, gdzie wiem, że spotkam wielu rodaków. W pierwszej kolejności jest to oczywiście Chorwacja, ale i w Egipcie nie da się tego uniknąć. Nauczyłam się też wybierać hotele tak, żeby zminimalizować szanse na "polski turnus" – opowiada mama znajomej.
Ma na to swój sposób. – Przede wszystkim - w cenie nie może być pakietu all inclusive, lepiej też stawiać na hotele z mniejszymi basenami. Jeśli wyjeżdżam z biurem podróży pod uwagę biorę tylko hotele od 4 gwiazdek w górę, mimo że wystarczyłyby mi i 3. Polacy nie mają w zwyczaju przepłacać za nocleg, bo np. hotel jest lepiej zaprojektowany, albo ma lepszy widok. Kolejna sprawa - uwielbiają stoły uginające się od jedzenia. Zauważyłam też, że jeśli restauracja hotelowa serwuje na obiad tylko dania a la carte na pewno nie będzie tam Polaków – dzieli się spostrzeżeniami.
Nie ukrywa, że drażnią ją głośne rozmowy Polaków. – Mam też wrażenie, że szanse na poznanie całej historii rodziny, wszystkich schorzeń i życia seksualnego innych urlopowiczów są mniejsze w kraju. Polacy za granicą nie krępują się, bo mają wrażenie, że i tak nikt ich nie rozumie. Niestety tak to jest, że mimowolnie wyłapuje się własny język. Dyskusje prowadzone po angielsku umiem zignorować, tych po polsku nie – mówi.
Odpoczynek bez języka polskiego
Zapytajcie znajomych. Wbrew pozorom, zawsze w pobliżu znajdzie się ktoś, kto podczas zagranicznych wakacji zwraca na ten aspekt uwagę. Komu gdzieś na zagranicznym szlaku, ta kwestia dała do myślenia.
– Sporo podróżujemy, ale nigdy nie planowaliśmy wakacji myśląc "żeby nie było Polaków". A przynajmniej do czasu. To w ogóle nie chodzi nawet o "Polaków", tylko o język polski. Zauważyliśmy parę lat temu, że czasami odpoczywa się nam nieco bardziej, w taki nie do końca namacalny sposób. I wyszło nam, że wspólnym mianownikiem jest fakt, że przez ten tydzień czy dwa nie słyszymy języka polskiego – opowiada znajomy Maciej.
Zwraca uwagę na to, że w czasie urlopu zmienia się otoczenie nie tylko na poziomie fizycznym, ale także i psychicznym.
– Jest ta świadomość bycia gdzieś daleko, w wyjątkowym miejscu, gdzie nie słyszymy tego, co na co dzień nas otacza. Po paru dniach takiego spokoju nawet z ciekawością czasami już staramy się znaleźć, usłyszeć polski, ale było parę wyjazdów, gdy to się w ogóle nie udało. Z kolei, gdy czasami gdzieś sami słyszymy, że ktoś mówi po polsku, ściszamy głos, by uniknąć tego "o, Polacy" i zagadywania – mówi.
Ale zaznacza: – Choć to też oczywiście zależy od długości podróży i miejsca, bo spotkanie rodaka w totalnej dziczy na odludziu, gdzie w teorii nie miałoby szansy go być i już przyzwyczaiłeś się, że tutaj nie ma Polaków, zawsze daje taki pozytywny vibe.
"Bo mamy Polaków na co dzień"
Przemek w 2018 roku był z żoną w podróży poślubnej. – Tajlandia bez biura podróży. Wszystko organizowane na własną rękę - bo lepiej, taniej, możemy robić, co chcemy, no i... może unikniemy Polaków. Wymyśliliśmy sobie, że skoczymy na trzy dni do Kambodży, żeby zwiedzić Angkor Wat. Pojechaliśmy z Bangkoku pod granicę z Kambodżą pociągiem 3 klasy, 150 km w 6 godzin. Myśleliśmy - nie będzie Polaków, pewnie wybiorą samolot albo lepszą klasę pociągu. I wyobraź sobie, że w przedziale może na 20 osób, było 12 Polaków – opowiada.
Suma summarum, był zadowolony. Z małżeństwem ze Śląska pojechali taksówką z granicy do Siem Reap, razem zwiedzali i zapłacili mniej, bo po połowie na parę. – Także ucieczka od Polaków za granicą – tak. Ale czasami mogą się przydać. Pod warunkiem, że spotkasz normalnych, a nie tych z memów i dowcipów – mówi.
Dlaczego jednak chciał uniknąć Polaków? – Bo mamy ich na co dzień, to raz. A dwa, można na spokojnie pogadać i nie oglądać się na boki, czy ktoś nie słucha – odpowiada ze śmiechem.
Coś naprawdę musi być na rzeczy, bo w opisach hoteli, jakie Polacy zamieszczają na wakacyjnych grupach facebookowych, mnóstwo jest określeń w rodzaju "dużo Polaków" albo "mało Polaków". Jakby to miało definiować skalę atrakcyjności hotelu. Dla jednych na plus. Dla innych na minus.
Na przykład: "Ludzi jest bardzo dużo, mam wrażenie, że tak jak w normalnym sezonie, większość Polaków", "Z tego, co mówili, na recepcji mają pełne obłożenie. Większość Polaków, trochę Anglików", "Było dużo Polaków i klimat był super", "Tam, gdzie spotkaliśmy Polaków, to okazali się bardzo sympatyczni i mili, a kontakty są utrzymywane".
Ale także: "Zdarzyło się, że nie było w hotelu Polaków i wręcz marzę o tym", "Zdarza się, w hotelu nie ma Polaków i wtedy jestem najbardziej zadowolona", "Zazwyczaj jesteśmy jedynymi Polakami w hotelu".
Turyści szukają spokoju
Czy kupując wycieczki, polscy turyści w ogóle o to pytają?
– Nie definiowałbym tego przez pryzmat tego, czy w hotelu jest dużo Polaków i czy ktoś jest Polakiem. Bardziej przez to, czy komuś chodzi o większy hotel, w którym jest więcej turystów, czy o spokojniejszy. Wiadomo, że Polak jest bardziej rozrywkowy niż np. Szwajcar. A coraz więcej turystów chce odpocząć w ciszy i spokoju. Klient chce np. mniejszego hotelu, bardziej na uboczu. A niektórzy dorośli nie chcą mieć w hotelu za dużo dzieci i szukają hoteli tego typu. Wtedy szukamy w tę stronę, a nie pod kątem tego, czy są tam Polacy – reaguje w rozmowie z naTemat Wojciech Śmieszek współwłaściciel olsztyńskiego biura podróży Szarpie Travel, b. prezes Warmińsko – Mazurskiego Oddziału Polskiej Izby Turystyki.
Z drugiej strony, przyznaje, jest grupa turystów, która np. w Grecji wybiera "polskie hotele". – – Jeśli komuś zależy na polskich animacjach, to pyta, czy będzie polska obsługa. Jest grupa klientów, którą to interesuje. Duzi touroperatorzy też mają takie oferty – mówi.
Wszystko zależy od tego, czego szukamy. – W Tunezji, Grecji, Hiszpanii, we Włoszech też możemy znaleźć coś cichego i spokojnego. Hotel będzie położony gdzieś poza głównym kurortem, oddalony, ale możemy w nim znaleźć ciszę i spokój. Chociaż w centrach turystycznych i głównych atrakcjach, które się zwiedza, będzie dużo ludzi. Jeśli ktoś na pewno chce spokoju, niech jedzie w góry Szwajcarii albo do Skandynawii. Tam turystów jest mniej – zauważa.