Wojna Lewandowskiego z Bayernem, za kulisami trwa obrzucanie się błotem. Oto prawdziwa przyczyna
Krzysztof Gaweł
25 maja 2022, 22:52·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 25 maja 2022, 22:52
Bayern Monachium i Robert Lewandowski przez lata byli jak zgodne małżeństwo. Polak strzelał, klub wygrywał i wszystko szło znakomicie. Aż do finału Ligi Mistrzów w 2020 roku, który Bawarczycy wygrali 1:0 z Paris Saint-Germain. To po tym meczu relacje zaczęły się psuć, czytamy w "Bildzie". I dziś drogi mistrzów Niemiec i polskiego snajpera rozeszły się niemal na dobre.
Reklama.
Reklama.
Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google
— Robert od miesięcy czuje się lekceważony przez osoby odpowiedzialne w klubie, taka jest prawda. Bayern nie stracił Lewandowskiego jako zawodnika, ale stracił Roberta jako osobę — powiedział dziennikarzom "Bilda" agent polskiego asa Pini Zahavi. Przez niemal osiem lat nasz as i mistrzowie Niemiec byli jak zgodne małżeństwo. Kiedy i dlaczego wszystko się popsuło? "Bild" przedstawił w środę dokładną analizę.
Najskuteczniejszy piłkarz Bayernu w XXI wieku i drugi najskuteczniejszy w historii, który rzucił wyzwanie legendzie samego Gerda Müllera nie chce dłużej grać w klubie, z którym wygrał wszystko i w barwach którego dwa lata z rzędu był najlepszym piłkarzem świata w plebiscycie FIFA. Zabrakło tylko Złotej Piłki "France Football", ale większość ekspertów była zgodna, że ta mu się należała w zeszłym roku. Tak czy siak, sielanka to już przeszłość.
— Dla Roberta Lewandowskiego Bayern to już historia. Robert chce odejść z Bayernu po ośmiu wspólnych latach, podczas których dał klubowi wszystko — powiedział twardo Pini Zahavi, którego w Bawarii winią za konflikt na linii klub-zawodnik, a który pracuje dla naszego snajpera i podejmuje działania, jakich życzy sobie Lewandowski. Za kulisami wiele się dzieje, dobrze poinformowani dzennikarze "Bilda" ujawnili, od czego się zaczęły niesnaski.
"Za kulisami trwa obrzucanie się błotem" — czytamy w dzienniku, a władze Die Roten są wściekłe na Polaka, ale też zdesperowane, bo nikt nie przypuszczał, że Robert Lewandowskimoże odejść. I nie mają na razie jego następcy. A to od pogłosek o tym, kto może zastąpić naszego asa, wszystko co złe, tak naprawdę się zaczęło. Był był 8 sierpnia 2021 roku, a dyrektor sportowy Hasan Salihamidzić poszedł do programu "Doppelpass".
Mówił w nim dużo i bardzo dobrze, ale o... Erlingu Haalandzie. Zachwycał się napastnikiem Borussii Dortmund i przekroczył wszelkie granice, jak to ma w zwyczaju. Bośniak nie jest lubiany przez piłkarzy i to nie przypadek. "Lewy" ma z nim na pieńku od tamtego programu, był w szoku po tym, co usłyszał. Właśnie pobił rekord strzelecki Gerda Müllera i poprowadził zespół do triumfu w Bundeslidze. Ligę Mistrzów przegrali, bo Polaka zabrakło przez uraz. I nagle okazuje się, że chcą go zastąpić.
To dlatego w negocjacjach z klubem obóz naszego kapitana żądał zapewnień, że Bayern nie pozyska Norwega. To był jeden z warunków przedłużenia umowy, tak samo jak jej długość i wysokość kontraktu. "Liedy twój własny szef myśli o ewentualnym następcy, musisz się nad tym zastanowić" — miał mówić Robert Lewandowski i już przed rokiem rozważać transfer. Został, strzelając gola za golem i czekając na nową umowę. Nie udało się, bo w klubie zwlekali, kokietowali Erlinga Haalanda — oszukując Polaka, że nikt z nim nie rozmawia — wreszcie nie potrafili zaoferować mu godnej umowy.
Już rok temu Pini Zahavi przyjechał do Monachium, spotkał się z szefem klubu Oliverem Kahnem, dyrektorem sportowym Hasanem Salihamidzicem i dyrektorem technicznym Marco Neppe. — Zapytał, co sądzą o przedłużeniu umowy Roberta. Odpowiedź? Cisza. Nie odpowiedzieli, że tak. Nie odpowiedzieli, że nie. Po prostu nic nie powiedzieli. Pod koniec spotkania powiedziałem: "Jeśli tak jest, to sprzedajmy go latem przyszłego roku" — wyznał agent Lewandowskiego dziennikarzom "Bilda".
Wówczas w klubie chcieli za naszego snajpera 120 milionów euro, mieli je wydać na Erlinga Haalanda. Ale Norwega wzięli szefowie Manchesteru City, Bayern Monachium został z niczym. Polak wściekł się, gdy okazały się prawdą pogłoski o tajnych negocjacjach z Norwegiem, które prowadził Hasan Salihamidzić. "Nie miał ochoty na mistrzowską imprezę w klubie Rocca Riviera na Wittelsbacher Platz w centrum Monachium. Robert Lewandowski wyszedł po 62 minutach" — dokładnie przekazali żurnaliści.
Dziś Polak jest na wakacjach w Turcji, był z żoną w Cannes i czeka. Koledzy w szatni, poza wyjątkami jak Thomas Müller czy Manuel Neuer, nie mają z nim kontaktu. A Robert Lewandowski ponoć rozmawiał z Hiszpanem Thiago na temat Barcelony. Były kolega z drużyny jest jej wychowankiem, do tego świetnie zna Xaviego Hernandeza, opiekuna Barcy. Kapitan reprezentacji Polski jest bardzo zmotywowany. Zawsze marzył o grze w Realu Madryt, ale dziś odejdzie nawet do Barcelony, byle uwolnić się od mistrzów Niemiec. A ci nadal są przekonani, że nigdzie nie odejdzie...
— Robert doskonale wie, czego chce. Nie zawracam mu głowy ani nie próbuję na niego wpływać, bo nigdy tego nie robię. Reprezentuję interesy zawodników, to moja maksyma. Tak właśnie postępuję od 40 lat, a brałem udział w największych transakcjach na świecie — ostrzegł władze Bayernu Monachium Pini Zahavi. Przedstawiono go z jak najgorsej strony. Ale on po prostu robi swoje.