Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google.
Inflacja rośnie jak szalona. Drożyznę widzimy na sklepowych półkach, stacjach benzynowych oraz we własnych mieszkaniach, kiedy musimy opłacić rachunki. Sytuacja gospodarcza doświadczyła także kredytobiorców.
O rosnących cenach pisałem jeszcze w listopadzie 2021. Wówczas na przykładzie Biedronki pokazałem, na co powinniśmy przygotować się w nadchodzących miesiącach. Na drożyznę próbował reagować Mateusz Morawiecki, zerując VAT na żywność i obniżając podatek na paliwa.
Wówczas, 1 lutego, pisałem, że działanie rządu nie przyniosło oczekiwanego efektu. Później poszło z górki. 17 maja pokazałem, jak wysokie są ceny na czterech warszawskich bazarach. Zaskoczeniem były między innymi borówki do 45 zł za kg oraz truskawki do 20 zł.
W mediach pokazuje się statystyki, wykresy, rozmawia się z ekonomistami, prezentuje się trudne do zrozumienia dyskusje. Tymczasem ja postanowiłem zapytać 20-latków, 30-latków i 40-latków, ile pieniędzy udaje im się oszczędząc w dobie inflacji.
Dominik ma 25 lat i 300 złotych na koncie. Zabezpieczonych oszczędności ma zaś 5 000 zł. Do wypłaty jeszcze trochę, więc - jak sam mówi - "nie poszaleje". - Ktoś pewnie powiedziałby, że to grosze, ale pracuję na pełny etat dopiero od dwóch lat - mówi. Jak ocenia, dla niego to nadal mało.
- Sam wynajem mieszkania kosztuje mnie około 2 000 złotych. Wszystko inne, jak dobrze wiemy, też jest koszmarnie drogie. Szczęście, że nie mam auta - dodaje.
Dominikowi udaje się odłożyć parę stówek miesięcznie. Mógłby więcej, gdyby zrezygnował z codziennych przyjemności jak... spotkania ze znajomymi. - Ale nikt nie chce tylko egzystować, lecz ciężko zarobione pieniądze wydać najzwyczajniej w świecie na własne przyjemności - stwierdza.
Dagmara ma 27 lat i 25 tysięcy złotych na koncie. Skąd tak wysoka kwota? To część środków, które uzyskała po podziale środków ze sprzedaży mieszkania. - Z bieżącej kasy nic nie oszczędzam - tłumaczy.
Nawet taka kwota na koncie nie daje jej spokoju. - Boję się, że stracę mieszkanie, bo wzrośnie mi czynsz - mówi. Kolejną kwestią jest szalejąca drożyzna. Jeszcze przed wzrostem inflacji sklepy można było podzielić na te z wysokimi i niskimi cenami. - Chodzenie do Biedronki teraz przestało być dla mnie forma oszczędzania - wyjaśnia.
Aleksander ma 20 lat i 4 000 złotych oszczędności. - Dla mnie to strasznie mało. Przy mojej wypłacie mógłbym odłożyć więcej, ale muszę opłacić raty za uczelnie i czynsz, z którym - na szczęście - pomagają mi rodzice - mówi.
- Pieniądze magicznie mi uciekają. Jedzenie i codzienne rzeczy kosztują mnie ok. 40 złotych dziennie. Ale te koszty podnosi karnet na siłownie plus drobne wypady ze znajomymi - wymienia.
- Cały czas boję się wzrostu cen. Ostatnio porównałem sobie paragony sprzed i po dwóch miesiącach z tymi samymi produktami. Wyszło około 30 złotych drożej - mówi.
Monika ma 27 lat, a jej partner Adam 32 lata. Wspólnie mają około tysiąca złotych oszczędności na koncie. - TYSIĄC. Po opłaceniu mieszkania, zakupach spożywczych zostaje nam jakieś 500-600 zł. Te pieniądze trzymamy na wypadek nagłej wizyty u weterynarza - podkreśla
Para trzyma jednak jeszcze na czarną godzinę 21 000 złotych. - To wystarczy na wypadek, gdybyśmy zachorowali, nagle stracili pracę, albo ktoś z naszej rodziny wymagałby pilnego wsparcia, ale na nic więcej - ocenia.
- Nie wyobrażam sobie, jak trudno mają osoby bez wsparcia rodziców - podsumowuje.
Janek ma 30 lat i nie ma żadnych oszczędności. - A z czego miałbym odłożyć? Przez większą część ostatnich 10 lat pracowałem za nie więcej niż 3,5 tys. zł netto. Z tego musiałem opłacić mieszkanie, rachunki i żarcie - wylicza.
Błędy z młodości sprawiły, że teraz Janek zmaga się z długami. Choć teraz zarabia dobrze, wciąż nie może odłożyć pieniędzy. - Dopóki nie spłacę długów, nie zaoszczędzę. Również dlatego, że kiedy mogę, nadpłacam kredyt - stwierdza.
Grzegorz ma 32 lata i żadnych oszczędności. - Wręcz mam dług na karcie kredytowej - podkreśla. - Zawsze starałem się żyć oszczędnie. Tylko dzięki temu, przy kolejnej podwyżce stóp procentowych, udało mi się spłacić w całości kredyt hipoteczny - dodaje.
Dlaczego spłata kredytu była możliwa? Bo Grzegorz kupował mieszkanie w 2015 roku, zanim zwariowały ceny. - Mogłem też liczyć na rodziców, którzy pomogli z wkładem własnym - mówi.
Maja ma 33 lata i co miesiąc stara się zasilać konto oszczędnościowe kwotą od 50 do 100 złotych. - Moje oszczędności pochodzą raczej z dodatkowych wpływów - wyjaśnia. Dodatkowym wpływem jest głównie zwrot podatku.
- Chcę oszczędzać, ale chcę też choć trochę żyć. Jeśli pochodzisz raczej z biednej rodziny i przez lata zaciskałaś/zaciskałeś pasa, to w pewnym momencie chcesz odetchnąć. Nie chodzi o rozrzutność, fanaberię (czego nie krytykuję, jeśli ktoś ma ochotę), ale może o krótkie wakacje, koncert - dodaje.
Marek ma 36 lat i 80 tysięcy oszczędności na koncie. Jak sam zaznacza, "każdy zakup musi przemyśleć dwa razy". - Od jakiegoś czasu odkładam połowę pensji co miesiąc. Dzięki temu czuję się bezpiecznie i wiem, że nawet jeśli stracę pracę, to będę mógł bez większych różnic żyć jeszcze długo - wyjaśnia.
Izabela ma 44 lata i... puste konto. Dlaczego? Rata kredytu wzrosła mi dwukrotnie. Wydaję też masę pieniędzy na terapię swojego syna. – Nie pamiętam, kiedy ostatnio kupiłam sobie jakiś ciuszek – mówi.
Andrzej ma 42 lata i podobnie jak Izabela... zero oszczędności. – Jak zapłacę wszystko, ratę kredytu, coś zostawię na wakacje, to zwyczajnie nic mi nie zostaje – mówi – Mógłbym oszczędzać, ale wtedy nie spłacałbym kredytu i nie jeździł na wakacje z rodziną. Po co mam zbierać? Do trumny mi to włożą kiedyś? – dodaje.
Agnieszka ma 45 lat i prawie 400 000 zł oszczędności na koncie. Założyła, że nie zamierza wykorzystywać tych środków, pomimo rosnących cen. Ale na ewentualne nagłe wydatki odłożyła sobie 20 000 zł.
– To brzmi jak dużo. Ale tak naprawdę niewiele można z tym zrobić. Dobrego mieszkania za to nie kupię – mówi. – Ruszyć tych pieniędzy, też nie ruszę, bo zaraz wszystko się rozejdzie – dodaje.
Kalina ma 44 lata i zero oszczędności. Pochodzi z biednej rodziny. Nie otrzymała więc przywileju w postaci dobrego startu. Zarabiała jako graficzka jednak jej praca, choć stabilna, nie pozwalała na odłożenie pieniędzy.
- Miałam parę lat stabilnego zatrudnienia, z umową o pracę na minimalną krajową, resztę pod stołem - mówi. Kalina wraz z partnerem nie mają szans na kredyt hipoteczny. - pracuje na umowe o dzielo - tłumaczy
Kalina korzystała z mieszkań komunalnych. Wsparcie miasta nie uchroniło jej przed wysokimi kosztami. - wilgoć, grzeb, gigantyczne rachunki za prąd. Co miesiąc kilkaset złotych - mówi- To jest chore że biednym ludziom daje się takie drogie w utrzymaniu mieszkania - dodaje.
Teraz pracuje w budżetówce, gdzie zarobki nie pozwalają na odłożenie pieniędzy. - Mam spokojną pracę w zamian za głodową pensję - wyjaśnia.
Czytaj także: https://natemat.pl/zdrowie/415264,minimalne-wynagrodzenia-medykow-pojda-w-gore-od-lipca-ustawa-juz-w-sejmie