Wysyłamy sondy na Marsa i szykujemy lot załogowy. Rozgryzamy tajemnice kodu genetycznego, a w naszych telefonach mamy dostęp do większej ilości informacji niż w tysiącach książek. I prawie moglibyśmy się poczuć jak w prequelu Star Treka, gdyby nie to, że pewien drobny (choć niejedyny) problem nadal pozostaje dla nas nieprzezwyciężonym wyzwaniem: długa kolejka do damskiej toalety.
Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google
Lotnisko, godzina 5 rano. W grupie kilku osób czekamy na odprawę przed odlotem. Mężczyźni postanawiają skorzystać z łazienki przed kilkugodzinną podróżą. Gdy szybko wracają, postanawiamy wyskoczyć i my, kobiety. Tylko że w naszym przypadku nie ma mowy o “wyskoczeniu”. Odstanie w długiej, zawijanej kolejce zajmuje nam 15 minut. Bardziej strudzone kobiety ułatwiają je sobie podpieraniem się o ścianę.
W tym samym czasie pasażerowie płci męskiej swobodnie wchodzą i wychodzą ze swojej toalety. Nie ma czekania. Nie ma tłoku. Niektórzy z nich mierzą kolejkę do damskiego przybytku zdziwionym spojrzeniem. Nie, panowie, spędzanie życia w kolejce do toalety nie jest kobiecym hobby – to konieczność w świecie, który projektujecie tylko pod siebie i swoje potrzeby.
Nierówność widać już na poziomie przepisów sanitarnych. Na 60 mężczyzn mają przypadać przynajmniej 2 pisuary i 2 miski ustępowe, czyli minimum 4 “oczka”. Na 60 kobiet: nie mniej niż 3 miski ustępowe. A przecież jeśli ktoś powinien mieć zagwarantowane więcej sprzętu to właśnie kobiety.
Paniom nie trzeba tego tłumaczyć – doskonale wiedzą, o co chodzi. Niektórym mężczyznom jednak trzeba: częściej korzystamy z łazienki, bo mamy mniejsze pęcherze, nasza “hydraulika” czyni nas podatnymi na infekcje dróg moczowych, wiele z nas miesiączkuje, bywamy w ciąży, pomagamy też korzystać z toalety małym dzieciom, a ogarnięcie naszej garderoby jest też bardziej skomplikowane niż rozpięcie i zasunięcie rozporka.
Większe potrzeby i mniej infrastruktury? Zatem logiczne jest, że politycy projektują nam rzeczywistość, w której wystawanie w kolejkach do toalety jest powszechnym, kobiecym doświadczeniem.
Można wymieniać i wymieniać: w szkołach, kinach, knajpach, centrach handlowych, w urzędach, centrach konferencyjnych, na stacjach benzynowych. W Polsce i za granicą. W kolejce do toalety wystają uczennice i urzędniczki, gospodynie domowe i ministry. A wszystko to, gdy męski przybytek świeci pustkami.
To, że jest to powszechne, nie znaczy, że nadal powinno tak być. To nie jest normalne – a może raczej jest normalne tylko w świecie, w którym potrzeby mężczyzn są zaspokajane, a potrzeby kobiet są lekceważone. Wieczne kolejki do damskiej toalety są tego lekceważenia przyziemnym, choć jednocześnie jaskrawym przykładem.
Tymczasem kobiety radzą sobie, jak mogą. W kolejce słuchają muzyki lub czytają książki. Dzwonią, by umówić się na manicure lub do dentysty. Bardziej zapobiegliwe, o ile da się to zrobić, planują wizyty w łazience w trakcie lekcji, wykładu czy seansu, w którym uczestniczą, by uniknąć czekania później. Próbują obejść kolejkowy system.
Wreszcie niektóre kobiety w podbramkowych sytuacjach wbijają do męskich toalet, ku zdumieniu przebywających w pobliżu mężczyzn.
Być może ten żenujący absurd w postaci deficytu damskich toalet przecięłoby oficjalne uwspólnienie sanitariatów. Gdyby ich obłożenie się uśredniło i mężczyźni doświadczyliby wystawania w kolejkach, to pewnie nagle okazałoby się, że jest to poważny problem, nad którym trzeba się pilnie pochylić.


