13,9 proc. – tyle wyniosła inflacja w maju 2022 roku według Głównego Urzędu Statystycznego. – Przed nami kolejne podwyżki stóp procentowych, kolejne stracone szanse, kolejne problemy, drożyzna, która już galopuje i to bardzo szybko, a końca nie widać – komentuje dla naTemat.pl poseł Cezary Tomczyk z Koalicji Obywatelskiej.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Co to znaczy, że inflacja w maju wynosi 13,9 proc.? GUS komunikuje w ten sposób, że w porównaniu do maja 2021 roku (rok do roku – rdr) ceny produktów i usług konsumpcyjnych poszły w górę średnio o 13,9 pkt proc. Jeśli więc przyjmiemy, że w poprzednim roku wartość danej rzeczy wynosiła 100 proc., to teraz trzeba za nią zapłacić 113,9 proc.
Główny Urząd Statystyczny podał też dane miesiąc do miesiąca. W porównaniu do kwietnia w maju musieliśmy zapłacić przeciętnie o 1,7 proc. więcej za poszczególne dobra. Jak raportuje INNpoland.pl, według GUS największy udział w inflacji miały rosnące ceny paliw (35,4 proc. rdr), nośników energii (31,4 proc. rdr) oraz żywności (13,1 proc. rdr).
W konsekwencji Polacy mogą coraz mniej kupić za swoje pieniądze.
O komentarz naTemat.pl poprosił posła Cezarego Tomczyka, byłego przewodniczącego klubu Platformy Obywatelskiej. Przedstawiciel największej partii opozycyjnej nie wierzy w to, by w najbliższym czasie wzrost inflacji został zatrzymany.
– Jesteśmy bardzo blisko momentu, gdy inflacja dojdzie do takiego poziomu, że każdy z nas będzie mógł uznać, że pensja z listopada i grudnia nadaje się do kosza. No bo inflacja, która dochodzi do poziomu 15-16 proc. to jest dokładnie tyle: tak jakbyśmy dwie pensje wyrzucili do kosza – mówi Tomczyk.
Polityk Koalicji Obywatelskiej wskazuje, że rosnąca inflacja idzie w pakiecie z innymi negatywnymi zjawiskami.
– Przed nami kolejne podwyżki stóp procentowych, kolejne stracone szanse, kolejne problemy, drożyzna, która już galopuje i to bardzo szybko, a końca nie widać – przewiduje poseł Tomczyk.
NaTemat.pl zapytał polityka jak walczyć z inflacją – pomijając postulowane przez Platformę odejście PiS od władzy i złożenie urzędu przez prezesa Narodowego Banku Polskiego przez Adama Glapińskiego (zaufanego współpracownika Jarosława Kaczyńskiego, który kilka tygodni temu został powołany na drugą kadencję).
Tomczyk przekonuje, że panująca obecnie drożyzna to w dużej mierze wina prezesa NBP, więc jego odejście jest potrzebne.
– To na pewno byłby dobry, pierwszy krok, żeby zacząć dbać o polski pieniądz, bo inflacja zaczęła się właśnie tam: w Narodowym Banku Polskim. To Narodowy Bank Polski jest od tego, by pilnować inflacji. To, z czym mamy do czynienia teraz, co jest jedną z głównych przyczyn inflacji poza NBP, to też absolutny spadek inwestycji, który jest spowodowany polityką rządu. Trzecia sprawa to to, że ogromna część długu została wyprowadzona poza budżet państwa. Dzisiaj polskie państwo produkuje pusty pieniądz, który rodzi inflację – mówi Cezary Tomczyk.
Jednocześnie polityk zaznacza, że wyhamowanie rozpędzonej inflacji wymaga czasu.
– Jeżeli ktoś myśli, że inflację w Polsce dzisiaj, po 7 latach rządów PiS-u, udałoby się zdławić w ciągu tygodnia, to tak nie jest. To są procesy, które również będą musiały trwać przynajmniej wiele miesięcy, dlatego że proces, który spowodował inflację, trwał wiele lat – konkluduje Tomczyk.