W jednej ze szkół w Nowej Soli rodzice zabronili dzieciom uczęszczać na lekcje z obawy przed agresywnym zachowaniem nadpobudliwego ucznia. Konflikt wokół jego osoby trwa od 4 lat – nauczyciele go bronią, rodzice chcą przeniesienia do innej klasy. O problemach dzieci z nadpobudliwością i ADHD rozmawiamy z Dorotą Obidniak z ZNP.
Przez cały tydzień dzieci jednej z klas w Szkole Podstawowej nr 8 w Nowej Soli nie przychodziły na lekcje. Był to wyraz sprzeciwu ich rodziców wobec braku reakcji władz szkoły na agresywne zachowanie jednego z uczniów. Radio RMF FM poinformowało w poniedziałek, że w protest dobiegł końca, jednak sprawa będzie miała swój dalszy ciąg.
Sprawę szerzej opisała “Gazeta Wyborcza”. Powodem konfliktu jest zachowanie “nadpobudliwego, sprawiającego problemy wychowawcze chłopca ze specjalną opinią psychologa”. Rodzice pozostałych dzieci z jego klasy od czterech lat starali się zwrócić uwagę na problem jego agresywnego zachowania, jednak ich zdaniem szkoła nie była skora zająć się tą sprawą. Gdy wybuchł protest i sprawą zainteresowały się media, władze szkoły przyznały, że nie zamierzają nigdzie przenosić sprawiającego problemy chłopca m.in. dlatego, że w jego zachowaniu widać postępy.
O konflikt między rodzicami a szkołą w Nowej Soli i sposoby radzenia sobie z problemem agresywnych zachowań nadpobudliwych uczniów w innych polskich szkołach zapytaliśmy Dorotę Obidniak, członkinię zarządu głównego Związku Nauczycielstwa Polskiego, koordynatorkę ds. współpracy międzynarodowej i projektów edukacyjnych.
Intuicja mówi mi, że w sprawie nowosolskiej szkoły trudno będzie znaleźć wyjście, które usatysfakcjonuje wszystkie strony konfliktu? Czy zgodzi się pani ze mną?
Dorota Obidniak: Niestety tak. Przeniesienie sprawiającego kłopoty ucznia do innej klasy czy szkoły, czego chcą rodzice, nie rozwiąże problemu. Z drugiej strony prawdopodobnie pozostawienie go tam, gdzie jest, dalej rodzić będzie niezadowolenie i protesty. Mam wrażenie, że konflikt jest już tak nabrzmiały, iż może być zbyt późno na jego proste rozwiązanie.
Nie można jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, bo – mimo wszystko – za mało wiemy o istocie sporu. Nie wiemy, jak reagowali rodzice pozostałych uczniów. Być może niektórzy przesadzili żądając tak radykalnych kroków wobec chłopca? Wydaje mi się jednak, że szkoła, rodzice i dyrekcja placówki, nie podjęli na czas działań prowadzących do rozwiązania problemu. Rodzice przez dłuższy czas musieli „dobijać się” do dyrekcji, ich pytania i prośby były – jak twierdzą – ignorowane. Tak nie powinno być. Zabrakło rozmowy pomiędzy nauczycielami a rodzicami.
Czy szkoły są odpowiednio przygotowane na takie sytuacje, jak ta, która wydarzyła się w Nowej Soli?
Mam wrażenie, że nie. Teoretycznie nauczyciele powinni być przygotowani do radzenia sobie w takich nietypowych sytuacjach w czasie studiów lub podczas kursów doskonalących, jednak w praktyce rzadko się tak dzieje. ZNP opracował tzw. Deklarację Etyki Zawodowej, dokument, w którym przedstawia wskazówki pomocne w rozwiązywaniu całej grupy problemów, z jakimi na co dzień stykać się mogą nauczyciele.
Chodzi o różnorodne sytuacje, których nie da się po prostu ująć w szkolnych regulaminach, bo polegają na ścieraniu się równorzędnych wartości. Czasem trudno jest pogodzić dobro obu stron konfliktu i wybór rozwiązania jest jednocześnie wyborem moralnym.
Jakie problemy ma pani na myśli?
Mam na myśli np. kwestię tego, jak uczniowie i nauczyciele się ubierają, czy nauczyciele mogą akceptować prezenty, czy można tolerować łamanie regulaminu, co robić, gdy sami nauczyciele różnią się w ocenie danej sytuacji wychowawczej? Niestety, taka tematyka jest niemal nieobecna na studiach nauczycielskich.
Wydaje się, że nauczyciele powinni być lepiej przygotowani na radzenie sobie z problemami uczniów nadpobudliwych, np. z ADHD. Dziś coraz więcej dzieci cierpi na takie zaburzenia.
Tak, to prawda. Dzieci z takimi dysfunkcjami jest coraz więcej, ale brakuje procedur, które pozwoliłyby oszczędzić wszystkim stronom przykrości i znaleźć jakieś rozwiązanie. Nie jest prawdą, że z dziećmi z ADHD nie da się pracować. Nie trzeba też im ulegać, ale na pewno wymagają one konsekwentnego i cierpliwego podejścia ze strony nie tylko nauczycieli, ale także uczniów, koleżanek i kolegów z grupy, w której się znaleźli. Takie kompleksowe działanie wymaga współpracy z rodzicami wszystkich uczniów w klasie.
Jak więc pani zdaniem powinno wyglądać rozwiązywanie takich dramatycznych konfliktów jak ten z Nowej Soli?
Przede wszystkim rozmowa. Komunikacja. W sporze powinien pojawić się psycholog, który zostałby mediatorem. Powinien sprawić, żeby szkoła zaczęła ściśle współpracować ze wszystkimi rodzicami. Widać, że w tej placówce wszyscy są pełni obaw i wątpliwości, bo zabrakło rozmowy.
Na czym miałaby polegać współpraca obu stron?
Chodziłoby o to, aby wytłumaczyć rodzicom, że nadpobudliwy chłopiec sprawiający problemy wychowawcze to nie jest “łobuz, któremu ktoś załatwił odpowiednie papiery i teraz wszystko uchodzi mu płazem”. Nie może być tak, że rodzice sądzą, iż w klasie ktoś ma wyjątkowy status i trzeba się podporządkować jego dyktatowi. Gdyby np. rodzice chłopca wytłumaczyli pozostałym, na czym polega jego dysfunkcja i jak starają się z synem pracować domu, by poprawić jego relacje z rówieśnikami, zapewne łatwiej byłoby o porozumienie.
Na kim spoczywa odpowiedzialność za to, że konflikt stał się tak poważny?
Uważam, że to szkoła powinna wyjść z inicjatywą udziału psychologa w sporze, ale jednocześnie mam świadomość, że psychologiczne wsparcie dla szkół jest nikłe. Z danych, którymi dysponujemy nie tylko my w ZNP, ale do których dostęp mają także wszyscy „oświatowi święci” wynika, że spośród 14 tysięcy szkół podstawowych, tylko 1 113 zatrudnia psychologa. Na 2 500 gmin tylko 550 ma poradnie psychologiczno-pedagogiczne. To z nimi powinny współpracować szkoły, to z ich strony szkolny psycholog powinien mieć wsparcie.
Niestety jednak wiele rozwiązań wciąż pozostaje na papierze. Do tego trzeba jeszcze wziąć pod uwagę problem braku skutecznego pomocy ze strony kuratoriów.
Ale czy cała odpowiedzialność leży po stronie szkoły? Czy rodzice ze swojej strony nie mogli zrobić czegoś więcej, niż zażądać usunięcia chłopca z klasy? Przecież to nie jest rozwiązanie problemu...
Funkcjonuje potoczne przekonanie, że rodzice sami z siebie powinni wiedzieć, jak reagować w takich sytuacjach, ale przecież tak nie jest. Dlatego bardzo ważna jest, przepraszam za zawodowy żargon, tzw. pedagogizacja rodziców, czyli organizowanie z nimi spotkań, szkoleń, seminariów. Dzięki nim w konfliktowych sytuacjach łatwiej byłoby wypracować wspólne decyzje, zasady, ramy działania. Ale widać, że w przypadku szkoły w Nowej Soli temperatura sporu jest już tak wysoka, że bałabym się prorokować, jak ta sprawa się potoczy. Jednak z całą pewnością relegowanie nadpobudliwego ucznia do innej klasy oznaczałoby porażkę pedagogiczną.
Wielogodzinna narada z władzami miasta nie przyniosła bowiem oczekiwanego przez protestujących efektu, czyli przeniesienia ucznia, o którym pozostali mówią, że jest agresywny i terroryzuje resztę klasy, a nawet część nauczycieli. Rodzice czekają wciąż na decyzję kuratorium, która ma przyjść w tym tygodniu. Jeśli i ta nie będzie przychylna ich żądaniom, skierują sprawę do prokuratury. CZYTAJ WIĘCEJ
Danuta Wietrzyńska
Wicedyrektorka szkoły
Kamil powinien zostać w swojej klasie. Tak będzie lepiej. Skrzywdzilibyśmy go. Psycholog nie zaleca, by teraz go przenosić. Widać postępy. Chłopiec się poprawił. CZYTAJ WIĘCEJ